Analizy

Rynek nerwowo przyjął dzisiejszy odczyt inflacji z Francji / autor: Pixabay
Rynek nerwowo przyjął dzisiejszy odczyt inflacji z Francji / autor: Pixabay

Francuska inflacja z białą flagą

Krzysztof Adamczak

Krzysztof Adamczak

analityk walutowy Walutomat.pl

  • Opublikowano: 27 września 2024, 14:48

  • Powiększ tekst

Rynek nerwowo przyjął dzisiejszy odczyt inflacji z Francji. Ostatecznie jednak nie udało się zmienić sentymentu. Dane z USA wciąż świecą jaśniejszym blaskiem.

W pogoni za własnym ogonem

Główna para walutowa globu w tym tygodniu zachowuje się jak zagubiony sześciolatek w sklepie z cukierkami. Nie za bardzo wie, na czym chce skupić uwagę. Tydzień zaczęliśmy od testu dolnego ograniczenia przy 1,10$, by następnego dnia zaatakować 1,11$. W środę udało się zarówno wyjść górą, jak i na nowo skierować się ku wsparciu. Czwartek to kolejny atak na opór, by w piątek zaliczyć podróż w tę i z powrotem. Dzisiejsze zamieszanie jest efektem odczytu francuskiej inflacji, która drastycznie spadła w ostatnim miesiącu. Rezultat na poziomie zaledwie 1,2 proc. wyraźnie zaskoczył rynki. Inwestorzy dość szybko wyciągnęli wnioski, że tak mocne zejście w dół jest objawem problemów gospodarczych, co w sumie nie jest ani trochę odkrywcze. Powoli do mainstreamu wraca narracja, że owszem, Amerykanie może i są na granicy twardego lądowania, ale to Europejczycy tę granicę już dawno przekroczyli. Dlatego wcześniej rozgrywane tempo obniżek stóp procentowych – jedna na kwartał – jest niemożliwe do utrzymania. A to powinno odbijać się na wspólnej walucie. 

Oczy skierowane za ocean

Rzecz w tym, że nie tylko euro ma swoje problemy. Rynek po dość spektakularnym wrześniowym zwycięstwie nad Powellem zaostrzył apetyt i rozpoczął kampanię na rzecz podwójnego cięcia również na kolejnym posiedzeniu FOMC. Ważnym orężem w tej walce będzie dzisiejszy raport na temat wydatków Amerykanów. Analitycy stoją tu w lekkim rozkroku, ponieważ oczekują dalszego spadku głównej miary inflacji przy jednoczesnym podbiciu indeksu bazowego. Zarówno rynek, jak i decydenci z FED mają długą tradycję żonglowania hierarchią tych dwóch odczytów, w zależności od kierunku wiejącego w danym momencie wiatru. A że tłum żąda krwi (czyli obniżek), to nie ma sensu zawracać sobie głowy wyższą wartością. 

Szalone chińskie drukarki

Maniakalna potrzeba luzowania polityki pieniężnej to nie tylko kwestia Europy czy USA. Jeszcze dalej w ten mrok zapuszczają się właśnie Chińczycy, którzy – oprócz obniżania stóp procentowych – postanowili wrócić do ulubionego patentu inwestorów i zalać rynki świeżo kreowanym pieniądzem. Indeksy giełdowe w Państwie Środka zareagowały oczywistym hurraoptymizmem, definitywnie kończąc wyczerpujący trend spadkowy. W ciągu zaledwie tygodnia przeszliśmy ze skrajnego pesymizmu do wyklucia nowej hossy. Zieleń dość szybko rozlała się na pozostałe parkiety, nie tylko azjatyckie.

Również dla złotego kończący się tydzień był całkiem energetyczny. Początkowo udało się kolejny raz przetestować ważne wsparcia na wykresach XXXPLN. Euro potaniało do 4,25 zł, dolar do 3,80 zł, a frank zszedł aż do 4,485 zł. Druga połowa tygodnia to jednak kapitulacja naszej waluty, przez co kursy zarówno EUR, jak i USD do PLN poszły w górę o 3 grosze. Jeszcze więcej odzyskał frank, który po decyzji o obniżeniu stóp procentowych (sic!) w Szwajcarii umocnił się względem złotego o blisko 6 groszy. 

Krzysztof Adamczak, analityk walutowy Walutomat.pl

»» Odwiedź wgospodarce.pl na GOOGLE NEWS, aby codziennie śledzić aktualne informacje

Powiązane tematy

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych