Tydzień zwieńczony na plus danymi NFP
Brexit, Brexit i co jeszcze?
Brytyjskie referendum było wydarzeniem na tyle przełomowym, że jeszcze przez długi czas analitycy będą mieć niezdrowy dla ich umysłów komfort zrzucania wszystkiego, co kłopotliwe czy niejasne na Brexit.
Ale z drugiej strony jest faktem, że rynki wciąż jeszcze trawią wiadomą decyzję Brytyjczyków i ekstrapolują jej możliwe skutki. Na eurodolarze ostatnie dwa tygodnie to czas korekty i szukania kompromisu po szoku. W pierwszym rzucie, 24 czerwca, zeszliśmy do ok. 1,0915. Później przyszedł czas powrotu na wyższe poziomy, ale skończyło się to 5 lipca przy 1,1185. Wkrótce potem sugerowaliśmy, że wykres znów zawróci – tj. tym razem na południe. I faktycznie tak się stało.
Protokół z czerwcowego posiedzenia FOMC był co prawda dość gołębi – mimo że dotyczył dyskusji toczonej jeszcze przed brytyjskim referendum – ale oczywiście Fed i tak pozostaje bardziej jastrzębi niż EBC, co ogranicza możliwość aprecjacji euro. W ogóle zresztą sytuacja jest tu paradoksalna – bo Brexit skłania do uciekania w stronę dolara jako bezpiecznej przystani, ale też zmniejsza szanse na rychłą podwyżkę stóp w USA, co z kolei jest kontr-dolarowe.
Czy podwyżka stóp będzie – nie wiadomo. Tzn. kiedyś pewnie i będzie, tak zawsze można rzec i trafić, ale załóżmy, że mówimy o roku bieżącym. Kontrakty terminowe objawiają pesymizm graczy i przekonanie, że Fed ucieka ad calendas Graecas. Mimo wszystko jednak jakieś paliwo wiary w wyższe stopy wciąż istnieje, a poza tym nie ma zbytnio innych pomysłów, zaś od 3 maja eurodolar idzie na południe, po przetestowaniu przy 1,1615 górnych ograniczeń konsolidacji trwającej od półtora roku.
W tym tygodniu wszyscy czekali na tzw. payrolls – czyli nową edycję danych z amerykańskiego rynku pracy. W czerwcu, jak pamiętamy, podano szokująco kiepskie dane majowe i do tego obniżono wyniki kwietniowe, co przejściowo ostro obniżyło wartość dolara.
A co było dziś? Był to drugi piątek miesiąca, a nie pierwszy, jak to odruchowo podaliśmy rano (bo payrollsy zwyczajowo są w pierwszy piątek, ale tym razem był to 1 lipca, termin bardzo wczesny). Wyniki czerwcowe są takie: bezrobocie wzrosło z 4,7 proc. do 4,8 proc., ale to nie jest tak ważne, bo miara U-2 i tak jest pod wieloma względami wadliwa, np. pomija osoby pracujące w niepełnym wymiarze godzin i te, które nie szukają już (według urzędowej definicji) zatrudnienia. Ważniejsze są payrollsy: w czerwcu przybyło aż 287 tys. nowych miejsc poza rolnictwem przy prognozie 178 tys. (co z tego, że wynik majowy jeszcze bardziej obniżono, z 38 tys. do 11 tys. – postęp i tak przebił tę redukcję). W sektorze prywatnym ruch w górę to 265 tys. przy prognozie 170 tys. (ale za to za maj zapisano spadek o 6 tys.).
Efekt był taki, ze eurodolar tymczasowo spadł aż do 1,10 – jakkolwiek był to ruch nieco przesadny, chwilowy. Potem nastąpił powrót w rejony 1,1040-60 – czyli w porównaniu do dni minionych nie jest to aż tak drastycznie pro-dolarowy kurs. Generalnie jednak nasza hipoteza pozostaje taka, że z dokładnością do wszelkich korekt i chwilowych zmian, nawet dużych, to dolar powinien się umacniać w kolejnych tygodniach i miesiącach. Ale uwaga: nie musi to oznaczać jakiejś wędrówki do 1,05, szczególnie jeśli FOMC nadal będzie marudny w kwestii podwyżek. Będzie to raczej wyraz przekonania, że z braku laku (mówiąc potocznie) wypada zwiększać siłę dolara, kontynuując np. odbicie od oporu zapoczątkowane 3 maja i pozostawiając sobie jakiś cień wiary w to, że Fed jednak ruszy oprocentowanie w górę w tym roku czy na początku następnego.
Co w Polsce?
Krajowi oficjele – np. z rządu, NBP czy RPP – uspokajają nas, że Brexit nie będzie miał poważnych negatywnych skutków dla Polski. Złoty jednak na fali post-brexitowych wydarzeń pozostaje słaby w najbardziej ogólnym sensie. Na przykład USD/PLN od 27 czerwca nie schodził poniżej 3,9360, a nawet w ostatnich dniach dochodził w okolice 4,0330 (zależnie od tego na jaki kurs i platformę patrzymy mogą tu być niuansowe rozbieżności). Dziś notowano zarówno 4,0230, jak i 3,9760. Finał dnia następuje przy 4 zł, więc dość kompromisowo. Ogólnie złoty do dolara osłabia się, mimo wszelkich wahań, od początku kwietnia (wtedy dobrym biznesem byłoby kupno amerykańskiej waluty za 3,7050 zł od sztuki).
Na EUR/PLN mamy 4,4160 – jest to nawet pewien rodzaj zysku dla złotego w relacji do ostatnich dni. Ale oczywiście także i na tej parze zasadniczy trend od 4 kwietnia (4,2270) poprzez 8 i 23 czerwca – jest wzrostowy, czyli osłabiający PLN. W miarę mocny opór to ok. 4,4550-65.
Czekamy do 15 lipca na werdykt agencji Fitch w sprawie polskiego ratingu (S&P utrzymała nam rating – tzn. wartość obniżoną w styczniu). Poza tym prognozy wzrostu gospodarczego dla Polski obniżył np. bank HSBC. Inny temat, który ostatnio niepokoił giełdy i walutę, to plany rządu w sprawie OFE, które mogą de facto zakończyć cały ów eksperyment.