Obligacje GNB wróciły do 100 proc.
Przez ostatnich 12 miesięcy benchmarkowy indeks amerykańskich obligacji high yield wzrósł o 25,4 proc. Co ciekawe, w tym samym czasie najpłynniejsze z obligacji Getin Noble Banku dały zarobić 25,8 proc.
Równo przed rokiem najpłynniejszą serię obligacji GNB – GNB0218 – można było kupić za 83 proc. ich wartości nominalnej. Po roku transakcje zawierane są przy cenie 99,7 proc. Nie jest to jednak zasługą Jarosława Kaczyńskiego. Jego piątkowa wypowiedź „dodała” do wyceny papierów 0,7 pkt proc., ale już kilka dni wcześniej wyceniano je na 99,5 proc. Wzrost notowań obligacji banku zaczął się znacznie wcześniej – najpierw, gdy rynek zaczął podejrzewać, że bank w programie naprawczym ma większe szanse na powiększenie wskaźników wypłacalności, później gdy bank pochwalił się ich faktycznym wzrostem, a przez cały ten czas działania innych polityków zdawały się potwierdzać najgorsze obawy frankowiczów – zostaną sami z ryzykiem walutowym, które wzięli na siebie wraz z kredytem.
W tym samym czasie na amerykańskim rynku obligacji high yield (a więc papierów o ratingu inwestycyjnym poniżej BBB; dla porównania najlepsze fundusze tego typu dostępne także w Polsce lokują ponad połowę portfeli w papiery z ratingiem BB i B; GNB ma ocenę BB- od Fitch Ratings) także trwała hossa o podobnych rozmiarach. Oczywiście jej podłożem nie były nadzieje i obawy polskich kredytobiorców, ale sytuacja spółek naftowych, które przy notowaniach ropy powyżej 40 i 50 dolarów za baryłkę znów zaczęły być rentowne, a zatem także i wypłacalne. Rentowność wysokokuponowych papierów spółek z sektora energii spadła z 16 proc. do 6,5 proc. – zupełnie tak jak obligacji GNB.
Oczywiście jest w tej zbieżności dużo przypadkowej koincydencji. Trudno podejrzewać krajowych inwestorów, by bacznie obserwowali benchmarkowy indeks BofA Merrill Lynch US High Yield Total Return, choć być może część czytelników skorzystała z naszych spostrzeżeń sprzed roku, gdy wskazywaliśmy w Obligacje.pl na ciekawą sytuację na rozwiniętych rynkach obligacji. Fundusze – głównie zagraniczne – które działają w sektorze, mogą pochwalić się dwucyfrową stopą zwrotu w tym czasie, a najlepsze z nich dały zarobić ponad 20 proc.
Lekcja dana przez rynek została zakończona. Obligacje GNB wróciły do wyceny w pobliżu nominału, obligacje high yield w USA dają dziś 6,1 proc. rentowności – nie ma już dużo miejsca na dalsze zwyżki, a jeśli nawet trend się utrzyma, to zyski będą nieporównywalne z tym, co można było zarobić przez ostatni rok. Najszybsi uczniowie zdołali wzbogacić się na całej sytuacji, ale również pozostali mają materiał do zapamiętania. Także na Catalyst warto od czasu do czasu postawić na silnie przecenione papiery, bo niekorzystne okoliczności zewnętrzne potrafią się zmienić, tak jak na rynku akcji bessy zamieniają się w hossę. Wystarczy trochę cierpliwości. Naturalnie można też powiedzieć, że od unikania ryzyka jeszcze nikt nie zbankrutował – standardowe 5-6 proc., które można na Catalyst osiągnąć stawiając na emitentów w dobrej kondycji, to także wynik, na który posiadacze lokat patrzą z zazdrością pomieszaną z obawami. Przy całej ułomności naszego rynku jest na nim miejsce i dla ryzykantów i dla poszukujących spokoju.