Czy ktoś zatrzyma eurodolara?
Zakończony właśnie II kwartał na rynkach finansowych odznaczył się wyraźnym umocnieniem europejskiej waluty, co zbiegło się również z gorszymi wynikami amerykańskiej gospodarki i wyparowaniem nadziei w obietnice Donalda Trumpa. W efekcie zamiast wieszczonego pod koniec roku parytetu eurodolar znajduje się najwyżej od ponad dwóch lat.
Powstaje więc pytanie, co dalej. Od początku kwietnia do końca lipca euro w stosunku do dolara podrożało o 14 centów, co w przypadku rynku walutowego jest kosmiczną odległością. Jak do tego doszło? Na Starym Kontynencie po wyborach prezydenckich we Francji oraz poprawiających się sondażach dla partii Kanclerz Merkel wyraźnie spadła niepewność polityczna, co w połączeniu z konsekwentnie poprawiającymi się danymi z gospodarki strefy euro pozwoliło Europejskiemu Bankowi Centralnemu myśleć o ograniczeniu ekspansywnej polityki monetarnej. Choć do stanu sprzed luzowania jeszcze bardzo daleka droga, ale należy mieć świadomość, że zanim EBC rozpoczął program skupu aktywów, kurs eurodolara wynosił około 1,40, czyli znajdował się o 20 centów wyżej niż obecnie.
To wskazuje, że potencjał do dalszego umocnienia jest wciąż olbrzymi, ale oczywiście pod warunkiem, że nie dojdzie do większych zawirowań na rynkach. Patrząc krótkoterminowo, nie można jednak wykluczyć korekty, gdyż dolar jest wyjątkowo słaby i wydaje się, że niewiele mu potrzeba, aby choć na chwilę odzyskał nieco wigoru. Co prawda w ostatnim czasie to czynniki polityczne miały największy wpływ na deprecjację amerykańskiej waluty — fiasko Republikanów w Senacie nad próbą reformy "Obamacare", odejście od pomysłu wprowadzenia "podatku granicznego" oraz dymisje ważnych pracowników Białego Domu. Jednakże w najbliższych dniach to wyniki gospodarki USA mogą być kluczowe. Dziś poznamy dane o inflacji bazowej PCE (godz. 14:30) oraz wskaźnik ISM mierzący koniunkturę w przemyśle (16:00), a już w piątek zostanie opublikowany absolutnie kluczowy raport z tamtejszego rynku pracy. Solidny wzrost zatrudnienia w połączeniu z nieco wyższą dynamiką wzrostu płac oraz poziomu cen powinien dać nieco otuchy dolarowym bykom.
Złoty w tym środowisku radzi sobie całkiem nieźle. Jedynie w parze z ogólnie silnym euro polska waluta jest nieco słabsza niż w szczytowym momencie roku. Jednak ewentualne umocnienie dolara może uderzyć w waluty rynków wschodzących, choć wydaje się, że nie powinien być to długotrwały efekt. O poranku poznaliśmy wskaźnik PMI dla polskiego przemysłu za lipiec, który spadł z 53,10 do 52,30 pkt. Wciąż jednak nie ma powodów do niepokoju, gdyż taki wynik sugeruje dalszą poprawę koniunktury. Tymczasem przed godziną 9:20 za dolara płacimy 3,6040 złotego, za euro 4,2589 złotego, frank kosztuje 3,7238 złotego, zaś funt 4,7609 złotego.