Płacowa zadyszka
W pierwszym kwartale 2018 roku tempo wzrostu wynagrodzeń nieznacznie spadło. To prawdopodobnie jedynie chwilowy zastój, po którym nadejdzie przyspieszenie. Nie wszyscy korzystają w jednakowym stopniu z rosnących płac.
Według najnowszych danych GUS średnie wynagrodzenie brutto w gospodarce w pierwszym kwartale 2018 r. wyniosło 4.622,84 zł brutto i było wyższe niż rok wcześniej o 6,2 proc. To wynik bardzo dobry, ale jednak słabszy niż kwartał wcześniej, gdy płace wzrosły o 7,1 proc. Poprzednio tak dobry początek roku przy liście płac miał miejsce w pierwszym kwartale 2009 r., czyli dziewięć lat temu, gdy globalny kryzys finansowy najmocniej odbijał się na polskiej gospodarce, a PKB rósł o zaledwie 1,5 proc. Obecnie jesteśmy w szczytowym okresie koniunktury, a więc można przypuszczać, że dynamika wynagrodzeń będzie jeszcze wyższa, tym bardziej że deficyt pracowników jest coraz większy. Jej spowolnienie może być jednak sygnałem, że kres płacowego eldorado jest już coraz bliższy. W warunkach silnej konkurencji firmy mają ograniczone możliwości podwyższania cen, co przy rosnących kosztach surowców i energii prowadzi do spadku rentowności. Coraz więcej przedsiębiorstw, szczególnie tych mniejszych, może nie być w stanie podwyższać płac swoim pracownikom, co może doprowadzić do obniżenia tempa wzrostu przeciętnego wynagrodzenia. Warto zwrócić uwagę, że dynamika płac w sektorze przedsiębiorstw osiągnęła w obecnym cyklu największą skalę (7,3 proc.) w grudniu 2017 r. i styczniu 2018 r. i od tego czasu spada już drugi miesiąc z rzędu (w lutym i w marcu).
Tempo wzrostu średniego wynagrodzenia jest mocno zróżnicowane, w zależności od warunków w branży. Opierając się na dostępnych danych GUS dla poszczególnych dziedzin gospodarki za czwarty kwartał 2017 r., można dostrzec bardzo duże dysproporcje. Pod koniec ubiegłego roku średnia płaca w górnictwie skoczyła aż o 12,7 proc., podczas gdy w całym przemyśle wzrost wyniósł jedynie 6,8 proc. O prawie 11 proc. poprawiły się płace w handlu, przede wszystkim wskutek podwyżek do których zmuszone były duże sieci handlowe, by utrzymać poziom zatrudnienia. Dość mocno, bo o 9,3 proc. w górę poszły płace w budownictwie, co jest efektem dotkliwego niedoboru pracowników w tej branży przy jednoczesnym silnym zwiększeniu skali robót. Brak chętnych do pracy oraz protesty w służbie zdrowia sprawiły, że w czwartym kwartale średnie wynagrodzenie w opiece zdrowotnej i pomocy społecznej wzrosło o 9,7 proc., najmocniej od początku 2009 r. Przez lata w tym sektorze dynamika płac należała do najsłabszych, pogłębiając dysproporcje w stosunku do pozostałych. Poprawa widoczna jest od końca 2015 r., ale średnie wynagrodzenie w służbie zdrowia pod koniec ubiegłego roku było wciąż o 3,5 proc. niższe niż w całej gospodarce i stanowiło mniej niż połowę średniej płacy w górnictwie, wynoszącej 9.142 zł.
Z kolei najsłabiej, jedynie o 2,4 proc., rosły pod koniec ubiegłego roku płace informatyków oraz w energetyce i ciepłownictwie, gdzie wzrost sięgał niecałe 3 proc. W obu tych branżach średnie wynagrodzenie należy do najwyższych i wynosiło w czwartym kwartale 2017 r. odpowiednio 7.948,2 zł (informacja i komunikacja) i 7616,4 zł (wytwarzanie i zaopatrywanie w energię elektryczną, gaz, parę wodną i gorącą wodę). Również słaby, sięgający niespełna 4 proc. był wzrost płac w edukacji, gdzie zresztą średnie wynagrodzenie wynoszące 4.280,5 zł było najniższe spośród wszystkich działów gospodarki, o prawie 11 zł niższe niż w handlu.