Jednak 25 proc.?
Gdy wydawało się, że w wojnie handlowej mamy chwilę na zawieszenie broni, bo nowych informacji było jak na lekarstwo, to nagle Pekin zaproponował, aby ponownie usiąść do stołu i wznowić negocjacje.
Trump, jak to Trump, na propozycję nie odpowiedział, za to w mediach pojawiły się informacje sugerujące jakoby miał on dyskutować w Białym Domu, nie o 10%, a o 25% cłach na towary o wartości 200 mld USD. Rynkowi się to nie spodobało, choć podobnie jak wcześniej, nie trwało to zbyt długo. W Polsce ukazał się zaskakująco słaby PMI.
O ostatnich wydarzeniach na froncie wojny handlowej wspominaliśmy w poprzednim tekście, a pretekstem było wstępne porozumienie amerykańskiego prezydenta i przedstawicieli Unii Europejskiej o dalszej pracy na rzecz „handlu z zerowymi cłami”. Sugerowaliśmy, że to jeszcze nie jest czas na otwieranie szampana, bowiem porozumienie zakładało wstrzymanie się z dalszą eskalacją konfliktu i utworzenie grupy roboczej, która będzie dopiero pracowała nad ustaleniem ostatecznej wersji porozumienia. Ponadto nie było w nim ani słowa o samochodach. Tymczasem najnowsze informacje też na przyszłość nie napawają zbyt dużym optymizmem. Bo jeżeli Pekin oficjalnie chciałby wznowić negocjacje, a Donald Trump odpowiada perspektywą większych ceł to wydaje się, że o zgodę w przyszłości może być bardzo trudno. I chociaż do tej pory formalnie dodatkowymi kosztami obciążone są towary o wartości tylko 34 mld dolarów, to globalna gospodarka już odczuwa negatywne skutki – PMI w wielu krajach pokazują, że nowe zamówienia eksportowe od kilku miesięcy spadają, ciążąc kompozytom. Co będzie dalej? Wiele wskazuje na to, że amerykańskie prezydent nie wycofa się z prowadzonej polityki chyba, że partia przestanie tolerować jego sposób prowadzenia polityki zagranicznej. Co ciekawe globalne rynki finansowe reagują bardzo nerwowo na negatywne informacje, ale do tej pory pesymizm trwał zawsze bardzo krótko. Naszym zdaniem to nie jest najlepsza informacja. Dalsze realne działania mogą bowiem zepsuć sentyment na dłuższy czas.
Do tej pory na spadające indeksy PMI w Europie kompozyt dotyczące rodzimej gospodarki pozostawał odporny. Tymczasem w lipcu odnotowano zaskakująco słaby odczyt. W ubiegłym miesiącu przemysłowy PMI spadł do poziomu najniższego od 11 miesięcy. Za spadkiem stała przede wszystkim niższa dynamika produkcji, nowych zamówień oraz najwolniejszy wzrost zatrudnienia od 7 miesięcy. W dalszym ciągu obserwowano presję na wydajność. W skutek czego w dalszym ciągu wydłużał się czas realizacji zamówień. Również subindeks inflacyjny dynamicznie rósł. Przedsiębiorcy rosnące koszty produkcji przenosili na finalnych odbiorców w tempie najmocniej od marca 2011 roku. Wszystko to spowodowało, że optymizm polskich przedsiębiorców dotyczący przyszłych 12 miesięcy jest najniższy od amerykańskich wyborów prezydenckich. Co więc z tego wynika? Wiele wskazuje na to, że w drugim kwartale mogliśmy mieć szczyt koniunktury gospodarczej w Polsce, zwłaszcza, że zauważalne spowolnienie w Europie i pierwsze skutki wojny handlowej jeszcze do naszych granic nie dotarły. Uważamy jednak, że dotrą, a niższe odczyty produkcji, czy nowych zamówień w połączeniu z rosnącą presją inflacyjną sugeruje, że mamy do czynienia z bardzo zaawansowaną fazą ekspansji w cyklu koniunkturalnym. Oczywiście jedna jaskółka wiosny nie czyni, ale jeżeli do tej pory byliśmy odporni na zewnętrzne czynniki i wreszcie przedsiębiorcy zaczynają je zauważać, to istnieje prawdopodobieństwo, że tendencja ta może się w następnych miesiącach utrzymać.
Szymon Juszczyk
RDM Wealth Management S.A.