Catalyst: Podsumowanie słabego roku
Nie tak miało być. Zamiast oczekiwanych rekordów, załamanie rynku. Wartość publicznych emisji spadła o połowę, a i tak statystykę ratują emisje Orlenu, na które przypadło 66 proc. rynku.
Na początek garść statystyk. Wartość publicznych emisji przeprowadzonych w 2018 r. na podstawie prospektów emisyjnych wyniosła 910 mln zł, wobec 1,85 mld zł rok wcześniej (był to rok rekordowy). Z tego 600 mln zł przypadło na trzy emisje Orlenu. Gdyby je pominąć, wynik byłby najgorszy od 2011 r., gdy przeprowadzono dopiero pierwszą emisję publiczną (PCC Rokita, na 15 mln zł). Liczba inwestorów składających zapisy spadła do 7,9 tys. z 15 tys. rok wcześniej, ale ubiegłoroczne statystyki nie uwzględniają emisji GNB (było ich osiem) – bank nie podawał informacji o liczbie inwestorów. Faktyczny spadek jest więc większy. Przyczyny załamania rynku nie są tak jednoznaczne, jak można byłoby sądzić. GetBack miał dewastujący wpływ na postrzeganie obligacji korporacyjnych w ogóle, ale regularnych inwestorów, którzy sparzyli się bezpośrednio na jego papierach, było mniej niż można sądzić. Emisje publiczne GetBacku przyciągnęły łącznie 2 tys. inwestorów, których nazwiska mogły jednak powtarzać się w kolejnych ofertach. O całkowity odwrót od obligacji firm można podejrzewać niedzielnych nabywców obligacji, którzy słabo lub wcale rozumieli, w co właściwie inwestują. Gorzej, że afera wywołała wciąż trwającą falę umorzeń w funduszach obligacji korporacyjnych, z których ubyło już prawie 3 mld zł (od ujawnienia afery GetBacku). Jednak mimo to, Konrad K., nie jest jedynym winnym załamania rynku.
Już ubiegłoroczna decyzja Komisji Nadzoru Finansowego, która nakazała by emisje podporządkowane banków miały nominał nie mniejszy niż 400 tys. zł, wyrzuciła z rynku emisje GNB (w 2017 r. ich wartość sięgnęła 334 mln zł), mimo ważnego prospektu żadnej nowej emisji nie przeprowadził też Alior Bank. Kolejna regulacja to wejście w życie rozporządzenia MiFID II. Oficjalnych danych nie ma, ale wiemy, że po wypełnieniu ankiet ponad 90 proc. klientów Pekao (i 70 proc. klientów private bankingu) przestało być adresatami emisji obligacji. Już na początku roku dwie pierwsze emisje wymagały wydłużenia zapisów. Do tego KNF zakazała bankom „proaktywnej” sprzedaży obligacji klientom, którzy posiadają mniej niż 100 tys. euro aktywów. W praktyce klienci private bankingu byli dotąd najsilniejszą grupą nabywców obligacji, jeśli mowa o inwestorach indywidualnych. Nie dziwi więc, że po tym zaleceniu na rynku emisji publicznych zaległa czteromiesięczna cisza (najdłuższa od 2011 r.), przerwana dopiero przez oferty Echa i Kruka, przy czym dystrybucją tej ostatniej zajęły się już niezależne domy maklerskie.
Dopiero teraz mamy pełnię obrazu rynku – nowe (nadmierne?) regulacje i afera GetBack, to główne przyczyny załamania rynku w 2018 r. Można jednak sprawę odwrócić – emitenci oferują wyższe oprocentowanie, coraz częściej pojawiają się emisje zabezpieczone (prywatne), a także inne zachęty dla nabywców obligacji (ciaśniejsze kowenanty, okresowa amortyzacja), poprawiające ich bezpieczeństwo, co można uznać za korzystny obrót sprawy i rynek emitenta zamieniłby się w rynek inwestora, gdyby nie pewien „detal”. Skoro wymagane są zabezpieczenia i ciasne kowenanty, emitenci mogą równie dobrze zwrócić się do banków, które wymagania mają podobne, za to pożyczają pieniądze taniej. I taki trend właśnie obserwujemy, co jest kolejną przyczyną kurczenia rynku.