Australijski dodruk
Australijska gospodarka rozwija się najwolniej w tej dekadzie. Co więcej, tempo wzrostu PKB nie było niższe nawet w apogeum kryzysu finansowego.
Tymczasem australijska giełda właśnie poszybowała na nowe historyczne szczyty. Jak to możliwe? Rynek ostrzy sobie zęby na kolejny dodruk pieniądza.
Australijska gospodarka nie radzi sobie w ostatnim czasie najlepiej. Wzrost PKB w tempie 1,4% może nie jest katastrofą, ale jak na australijskie standardy jest niski – poprzednio podobną dynamikę notowano w latach 2003 i 2009 – a zatem okresach globalnej recesji. Spowolnienie to głównie efekt mniejszych inwestycji, co z kolei wynika z niższych cen surowców oraz obaw o koniunkturę w Chinach. To także efekt bardzo wysokich cen nieruchomości, które ograniczają popyt, prowadząc do mniejszej aktywności w sektorze budowlanym. Inne części gospodarki też nie wyglądają przesadnie dobrze – produkcja przetwórcza się kurczy, sprzedaż detaliczna rośnie w minimalnym tempie. Dlaczego zatem australijska giełda właśnie zamknęła się najwyżej w historii?
Odpowiedzi należy szukać w czynniku, który napędzał największe światowej dekady w powoli kończącej się dekadzie – polityce pieniężnej. Otóż w Australii po raz pierwszy zaczęto mówić o dodruku pieniądza. Jest to o tyle uderzające, że Australia zawsze była krajem wysokich stóp procentowych. Legendarne „carry trade” polegało przecież na inwestowaniu depozytów przez japońskie gospodarstwa domowe w dolara australijskiego, który dawał nieporównywalnie wyższe oprocentowanie. Tuż przed kryzysem w ubiegłej dekadzie główna stopa procentowa wynosiła 7,25% i nawet w odpowiedzi na kryzys nie obniżono jej poniżej 3%. To jednak historia, obecnie główna stopa procentowa wynosi zaledwie 0,75% i właśnie dwa banki (Westpac i RBC) zapowiedziały możliwość uruchomienia programu luzowania ilościowego (ładna nazwa na dodruk pieniądza), z czego jeden widzi ten ruch już w przyszłym roku. Wydaje się, że często niezmieniany od lat cel inflacyjny coraz częściej staje się dla banków centralnych wymówką do nadmiernego luzowania. Powstaje jednak jedno kluczowe pytanie: jakich narzędzi użyją, gdy przyjdzie recesja z prawdziwego zdarzenia?
Tego nie dowiemy się dziś, za to poznamy szereg odczytów z amerykańskiej gospodarki. Ze względu na rozpoczynający się jutro długi weekend w USA wszystkie ważniejsze publikacje zostały przeniesione na dziś. Listę tych ważniejszych otworzy drugi szacunek PKB (14:30) za trzeci kwartał i dane o zamówieniach dóbr trwałych w październiku, warto zwrócić też uwagę na idneks Chicago PMI (15:45) oraz dane o inflacji PCE (16:00). Początek handlu na rynku walut przynosi umiarkowane osłabienie złotego, szczególnie wobec dolara i funta. O 9:30 euro kosztuje 4,3098 złotego, dolar 3,9148 złotego, frank 3,9244 złotego, zaś funt 5,0317 złotego.
Czytaj też:Stabilny październik w polskiej gospodarce
dr Przemysław Kwiecień CFA Główny Ekonomista XTB