Informacje z USA: Ogromne zniszczenia przez wichurę; prezydent uruchamia fundusze federalne
Wichura szalejąca we wschodnich stanach USA spowodowała już śmierć kilkunastu osób. Blisko sześć milionów ludzi pozbawionych jest prądu, pół miliona – ewakuowano.
Co najmniej 14 osób zginęło w stanach Nowy Jork, New Jersey, Wirginia Zachodnia, Pensylwania i Connecticut na skutek niszczycielskiego cyklonu Sandy. Kilka osób zostało przygniecionych przez spadające drzewa. Towarzyszące Sandy ulewne deszcze zalały nowojorskie metro. Prezydent USA Barack Obama ogłosił stan katastrofy w Nowym Jorku i New Jersey. Decyzja ta pozwoli na uruchomienie funduszy federalnych na pomoc poszkodowanym w hrabstwach Bronx, Kings, Nassau, Richmond, Suffolk i Queens - podał Biały Dom w komunikacie. Szacuje się, że wichura pozbawiła prądu ok. 5,7 mln ludzi. Władze ewakuowały kilkaset tysięcy ludzi, w tym najwięcej z dolnego Manhattanu i innych części Nowego Jorku. Zakład energetyczny Consolidated Edison zawiadamiał zawczasu swych klientów przez telefon o prewencyjnym wyłączaniu elektryczności. Z powodu zerwanych trakcji elektrycznych w mieście wybuchło wiele pożarów.
W Nowym Jorku prawdopodobnie z powodu porywistego wiatru i ulewy runęła fasada jednego z budynków, obyło się jednak bez ofiar śmiertelnych. Władze miasta apelują, aby ludzie nie opuszczali domów. Część miasta pogrążona jest w ciemnościach, a przybierająca woda zalała osiem tuneli metra, w tym tunel łączący Manhattan z Brooklynem. Według niepotwierdzonych oficjalnie informacji woda w zalanych tunelach sięga 1,2 m wysokości. Nie wiadomo, kiedy metro wznowi kursowanie, jednak nowojorski zarząd komunikacji zdementował doniesienia, jakoby miało to zająć aż tydzień.
Nie ustają obawy o to, czy nie runą dźwigi używane przy budowie wieżowców na Manhattanie. Uszkodzony został dźwig wykorzystywany przy budowie największego wznoszonego właśnie budynku mieszkalnego w Nowym Jorku. Doprowadziło to do zamknięcia kilku ulic i ewakuacji ludzi z sąsiednich domów.
W rejonie Wall Street woda zalewa ulicę. W Battery Park na Dolnym Manhattanie odnotowano rekordowe fale, sięgające 3,9 m. Są one najwyższe od 1821 roku. Ulewne deszcze i wysokie fale sztormowe towarzyszące Sandy budzą też obawy o bezpieczeństwo elektrowni atomowych.
Amerykański regulator energii atomowej NRC (Nuclear Regulator Commission) uspokoił, że "w poniedziałek według stanu na godz. 21 (godz. 3 czasu polskiego) nie wystąpiła konieczność wyłączenia żadnego reaktora" z powodu Sandy. "Wszystkie elektrownie są bezpieczne i pod kontrolą" - podkreślono.
Z powodu problemów z przesyłem energii wyłączono reaktor w siłowni Nine Mile Point 1 na północy stanu Nowy Jork, jednak nie ma sygnałów, że miało to związek z wichurą. Załoga elektrowni Oyster Creek w stanie New Jersey pozostaje tymczasem w stanie podwyższonej gotowości, ponieważ na skutek gwałtownych wiatrów o ok. 2 metry podniósł się poziom wody, co może zagrozić pompom chłodzącym zużyte pręty paliwowe. Operator siłowni Exelon Corp. zapewnił jednak, że nie ma zagrożenia dla bezpieczeństwa, gdyż po przejściu fali przypływu spodziewane jest obniżenie poziomu wody. Ponadto, wzbierająca woda uwięziła 19 pracowników zakładów energetycznych Consolidated Edison na wschodzie Manhattanu. Według źródła, na które powołuje się agencja, wewnątrz elektrowni doszło do eksplozji.
Zanim Sandy dotarła do lądu, amerykańskie Narodowe Centrum Huraganów (NHC) przemianowało kategorię Sandy z huraganu na cyklon. Agencja AP zauważa jednak, że jest to rozróżnienie czysto techniczne, które nie oznacza, iż towarzyszące Sandy wiatry i ulewy straciły na sile. Około północy (godz. 6 czasu polskiego) wiatr wiał ze średnią prędkością 120 km/godz.
Potencjalną siłę niszczycielską Sandy potęgują trzy czynniki: zimny front z północy przynoszący opady śniegu, rekordowo niskie ciśnienie i silne przypływy, które zwiększają ryzyko podtopień.
PAP/JKUB