Informacje

Prezydent Federacji Rosyjskiej / autor: fot. Fratria
Prezydent Federacji Rosyjskiej / autor: fot. Fratria

INWAZJA NA UKRAINĘ

Rosja wygra wojnę bronią hipersoniczną? "Wyraz desperacji"

Zespół wGospodarce

Zespół wGospodarce

Portal informacji i opinii o stanie gospodarki

  • Opublikowano: 23 marca 2022, 07:20

    Aktualizacja: 5 maja 2022, 08:10

  • Powiększ tekst

Czy należy bać się tzw. broni hipersonicznej? Ekspert wyjaśnia.

Marcin Ogdowski, korespondent wojenny i ekspert ds. wojskowości zabrał głos na temat tzw. broni hipersonicznej, której użyciem grozić mają Rosjanie. Czy to naprawdę swoista „wunderwaffe”, która wygra dla nich wojnę?

Broń hipersoniczna to kosztowne zabawki – prędkości, z jakimi poruszają się głowice, wymagają zastosowania odpowiednich, a więc i drogich materiałów. Mówiąc wprost, chodzi o to, by ładunek doleciał na miejsce, a nie sfajczył się czy rozpadł w trakcie lotu. Wymogi, jakie stawiane są „hipersonikom”, w przybliżeniu przypominają te, jakie znamy z filmów o eksploracji kosmosu. Każdy, kto widział choć kilka takich obrazów wie, że przebicie się przez atmosferę to najniebezpieczniejszy moment misji. Ważny jest wówczas kąt natarcia kapsuły czy wahadłowca, ważne, by ich kadłuby zniosły działanie wysokich temperatur i nie ugotowały znajdujących się w środku astronautów. „Hipersoniki” w kosmos nie lecą (ale owszem, wynoszone są wysoko), niemniej ich także dotyczy podobna fizyka. Kadłuby się sprężają i rozprężają, gwałtownie grzeją i stygną – tymczasem kryją w sobie wrażliwe przyrządy manewrowe i celownicze, zapalniki, no i przede wszystkim ładunki wybuchowe. Ale właśnie – gdy mowa o konwencjonalnych głowicach hipersonicznych, siła ich rażenia niczym nie różni się od tych, które posiadają zwykłe rakiety i pociski manewrujące. I właśnie takich „hipersoników” użyli w Ukrainie Rosjanie. Jedyna bardziej niszczycielska wersja, będąca w ich posiadaniu, to rakiety i pociski hipersoniczne uzbrojone w głowice jądrowe. Pisałem już kiedyś, że nie wolno wykluczyć, iż Rosja sięgnie po broń atomową – i nie wycofuję się z twierdzenia, że jest to scenariusz prawdopodobny. Tyle że wówczas nie byłoby potrzeby używania „hipersoników”, bo wystarczą tradycyjne nośniki taktycznych ładunków – bomba lotnicza czy pocisk artyleryjski.

Broń jest więc droga. Ale czy i niezawodna?

Nim odpowiem na to pytanie, uściślę, z jakim rodzajem technologii mamy do czynienia. „Hipersoniki” dzielą się na dwa typy, z których pierwszy wprost wywodzi się z tradycyjnych, naddźwiękowych pocisków manewrujących. Mowa o operujących w dolnych warstwach atmosfery, kierowanych pociskach, napędzanych przez większą część lotu silnikami strumieniowymi. Uzbrojenie to przenoszone jest przez samoloty, okręty podwodne i nawodne. Przykład? Rosyjska rakieta morska Cyrkon, pędząca do celu z prędkością nie mniejszą niż 4-6 Ma (4-6 razy szybciej od dźwięku). W październiku ub.r. Rosjanie przeprowadzili test pocisku na Morzu Białym. Wystrzelona z pokładu fregaty Admirał Gorszkow rakieta trafiła w obiekt oddalony o 450 km. Cyrkon potrzebował 4,5 min. lotu, co znaczy, że przemieszczał się ze średnią prędkością niemal 6000 km/h (momentami dochodziła ona do 8 Ma!). Maksymalny pułap, jaki wówczas zarejestrowano, to 28 km. Odrębną kategorię stanowią hipersoniczne pojazdy szybujące (ang. Hypersonic Glide Vehicles HGV) o płaskiej trajektorii lotu i wysokich zdolnościach manewrowych. Do tej kategorii należy dla przykładu rosyjski Awangard. Jego głowica HGV rozpędzana jest przez rakietę strategiczną SS-19. Po wypaleniu rakiety i uwolnieniu, głowica szybko zanurza się w atmosferze i rozpoczyna szybowanie na pułapie ok. 60-40 km z prędkością dochodzącą do 20 Ma (!). Hamuje i zmienia kąt na bardziej stromy dopiero w końcowej fazie lotu. Wcześniej schodzi płasko i może manewrować we wszystkich trzech płaszczyznach. To właśnie dlatego „hipersoniki” tak trudno zestrzelić – ich prędkość zmniejsza czas na efektywną reakcję, a zatarcie krzywej balistycznej (toru, po którym leciałby pocisk pozbawiony napędu) wprowadza do obliczeń istotny czynnik nieprzewidywalności. Tymczasem skuteczność systemów przeciwlotniczych opiera się w dużej mierze na możliwości „przewidzenia” (wyliczenia) trasy nadlatujących pocisków – tak, by wysłane w odpowiedzi antyrakiety stworzyły skuteczną barierę kinetyczną, a nie zostały wystrzelone „na wiwat”. Rosyjscy wojskowi chwalą się, że do unieszkodliwienia jednego Awangarda, Amerykanie potrzebowaliby aż 50 pocisków antyrakietowych. Ukraińcy na tak „arsenałochłonną” obronę przeciwrakietową pozwolić sobie nie mogą. De facto zatem są wobec „hipersoników” bezbronni. Teoretycznie mogą niszczyć ich nośniki (samoloty, okręty), ale Ruskie odpalają te rakiety z dala od Ukrainy, z głębi własnego terytorium.

Czy znaczy to, że hipersoniki wygrają dla Rosji tę wojnę? Ekspert studzi entuzjazm Rosjan w tym względzie:

Agresorzy nie mają tej broni za wiele i jest mało prawdopodobne, by zdecydowali się ruszyć „żelazny zapas” – tę część „hipersoników”, którą przewidziano do uzbrojenia w głowice jądrowe. Rosja w ciągu ostatnich tygodni straciła masę atutów, jeśli idzie o potencjał odstraszania. Dziś uzasadnione są wątpliwości dotyczące kondycji sił strategicznych – bo co, jeśli są w takim stanie, jak cała rosyjska armia? Niewykluczone, że atomowa broń hipersoniczna – ta wyspa nowoczesności i sprawności w morzu technologicznego badziewia – to dziś jedyny rosyjski „haczyk” na NATO. Oczywiście, można wyprodukować nowe Cyrkony, Awangardy i Kalibry, ale to wymaga czasu i – przede wszystkim – znalezienia rozwiązania problemu braku dostępu do wysokich technologii. Tajemnicą poliszynela jest, że Ruskie nie są w stanie samodzielnie wyprodukować nowoczesnych żyroskopów i urządzeń celowniczych. Do tej pory wykorzystywali dziury w systemie sankcyjnym, lecz ten został właśnie uszczelniony. A jaki interes w pomaganiu sowietom mieliby mieć Chińczycy? Konkludując tę część rozważań – dla mnie sięgnięcie po „hipersoniki” to przede wszystkim wyraz desperacji Rosjan oraz dowód, że kończą im się zapasy tradycyjnych rakiet i pocisków manewrowych. Nie potrafię znaleźć innego uzasadnienia dla strzelania z kosztownej superbroni w centrum handlowe – jak miało to miejsce w weekend w Kijowie.

Nie znaczy to oczywiście, że Rosja wojnę przegrała, ale straszenie superbronią bynajmniej nie oznacza zmian na froncie.

Facebook/ Marcin Ogdowski/ as/

Powiązane tematy

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych