Informacje

Anna Moskwa, minister klimatu i środowiska / autor: mat. prasowe
Anna Moskwa, minister klimatu i środowiska / autor: mat. prasowe

TYLKO U NAS

Anna Moskwa: opozycja pomaga Rosji

Maksymilian Wysocki

Maksymilian Wysocki

Dziennikarz, publicysta, ekspert w dziedzinie wizerunku i marketingu internetowego, redaktor zarządzający portalu wGospodarce.pl

  • Opublikowano: 26 sierpnia 2022, 12:03

    Aktualizacja: 26 sierpnia 2022, 12:04

  • Powiększ tekst

Rosjanie są wściekli, bo Polacy w ogóle nie odczuli ich szantażu, a opozycja łyka fake newsy jak pelikany. Niemcy patrzą z niedowierzaniem, bo radzimy sobie gospodarczo lepiej od nich. – To, jak sobie radzimy ekonomicznie, jak sobie radzimy z kryzysem energetycznym, ewidentnie wielu państwom europejskim również się nie podoba. Nie wpisuje się to w oczekiwania, jakie Donald Tusk ustawił przez lata wobec Polski w Europie. Mieliśmy być tanią siłą roboczą, a my konsekwentnie i sprawnie przechodzimy kolejne kryzysy, co nie rodzi pozytywnych emocji. Przykłady na to mamy na każdym kroku – mówi Anna Moskwa, minister klimatu i środowiska w rozmowie z Maksymilianem Wysockim z Wgospodarce.pl

Maksymilian Wysocki, wGospodarce.pl: Skąd tyle ataków na rząd i prawicowe media za krytykę Niemiec za ich działania w zakresie bezpieczeństwa energetycznego?

Anna Moskwa, minister klimatu i środowiska: Szczyt ataków był w dniu wypowiedzenia kontraktu jamalskiego. Drugi szczyt nastąpił teraz, po sytuacji na Odrze. To są głównie te same źródła ataków, tak przy zerwaniu kontraktu jak z Rosją jak i obecnie. Jednocześnie monitoring mediów rosyjskich pokazał 1130 negatywnych publikacji o ministerstwie klimatu i środowiska i o mnie. Manipulacje to m.in. zdjęcia z naszych konferencji prasowych, a pod nimi kłamliwe komunikaty w stylu: „Polski rząd ustami minister Moskwy powiedział, że nie będzie więcej żadnej pomocy dla Ukrainy” i różne podobne wpisy. W tym wszystkim zdecydowanie widzimy rękę rosyjską. Na pewno Federacja Rosyjska nie jest zadowolona z tego, jak sobie radzimy w tych czasach kryzysu energetycznego. Nikt w Polsce nie odczuł odcięcia od rosyjskiego gazu i odcięcia przez Gazprom. Stąd też myślę, wynika fala nienawiści i negatywnych głosów w kolejnej sprawie, związanej z rozwoje w Polsce atomu. Absolutnie nie jest prawdą, że sobie nie radzimy! Przeciwnie, po raz pierwszy ten projekt jest konsekwentnie realizowany zgodnie z harmonogramem. Na pewno jest to wielka propaganda, bo tak jak się toczy wojna na Ukrainie, to wojna informacyjna i komunikacyjna, próby dyskredytacji się toczą jednocześnie. Przykładem może być sytuacja związana z Odrą. Pracownik niemieckiego instytutu, odpowiednika naszego Instytutu Rybactwa Śródlądowego, w narrację ws. możliwych przyczyn katastrofy na Odrze – pod kątem naukowym zbieżnej do naszej, na koniec dodał taki passus, że dlatego publikuje komunikaty po polsku, bo Polacy nie mają zaufania do polskiego rządu i do polskich źródeł informacji. Tego typu informacja wyszła z Instytutu, który prowadzi badania dla niemieckiego rządu, a wypowiada się w taki sposób! Aż zapytałam o to swoją niemiecką odpowiedniczkę i niemieckiego ministra rolnictwa nadzorującego ten instytut, czy to jest oficjalne stanowisko rządu niemieckiego, bo nie wiem, jak traktować to, co zostało umieszczone na stronie. Ta sytuacja pokazuje, że gdziekolwiek sobie zaczynamy radzić, to się pojawia fala krytyki. To co robimy ewidentnie nie wpisuje się w oczekiwania. My konsekwentnie, od lat, przygotowywaliśmy się na rezygnację z rosyjskich węglowodorów. Europa, a szczególnie przodowała w tym polityka niemiecka, zmierzała w odwrotnym kierunku. Mieliśmy być tylko tanią siłą roboczą, a my dynamicznie się rozwijamy. Radzimy sobie świetnie także z kolejnymi wyzwaniami, kryzysami. Nie rodzi to pozytywnych emocji. Przykłady na to mamy na każdym kroku.

MW: Jeżeli chodzi o tę falę hejtu i fake newsów na Odrze, to opozycja i media w Polsce mówią głosem polskim, niemieckim czy rosyjskim w Pani ocenie?

Anna Moskwa: To jest już bardzo trudne do uchwycenia. Na pewno mówią dużo i nieodpowiedzialnie i wpisują się świadomie lub nieświadomie, w różne narracje. W kryzysie energetycznym straszenie, że coś się nie uda i na pewno braknie nam energii, wspomaga narrację rosyjską. Natomiast w sprawie Odry mamy przykład tego, że mimo iż polskie i niemieckie badania są bardzo zbieżne, to dopiero jak powiedzą Niemcy, jest to prawdzie. Niemcy na przykład u siebie nie mają możliwości, żeby przebadać toksyny złotych alg, my mamy w Gdańsku takie możliwości. No ale część społeczeństwa czeka na te badania, które wyślą Niemcy do tego samego laboratorium w Austrii, do którego my też wysyłamy dla potwierdzenia naszych analiz. Mamy jeszcze ciągle jakiś kompleks, że to co za granicą, jest lepsze. Sytuacja na Odrze absolutnie tego nie potwierdza. My po swojej stronie zrobiliśmy 27 specjalnych tymczasowych zapór, żeby szybko wyłapywać i utylizować śnięte ryby. W tym czasie w Niemczech toczyła się wielka debata, że rząd federalny nie może nakazać ministrowi landowemu, a minister landowy nie może nakazać samorządowi. Tyle, że nie ma czasu na debaty, tu trzeba działać.

MW: …taki „ordnungowy paraliż”…

AM: Odra też jest rzeką graniczną i tak samo, jak my mamy przemysł po polskiej stronie i zrzuty oczyszczonych ścieków, to mamy taką samą sytuację po stronie niemieckiej. Narracja jest taka, że choć Branderburgia jest dosyć mocno uprzemysłowionym regionem, to mimo wszystko podejrzane są tylko polskie przedsiębiorstwa. A to nieprawda. Po tamtej stronie też są zakłady przemysłowe i to jest ta sama rzeka, która pośrodku nie ma granicy. Woda nie jest polska, czy niemiecka. Ona po prostu płynie na tym odcinku granicznym.

MW: To wykluczanie z grona podejrzanych firm niemieckich i oskarżanie tylko firm polskich jest tak tendencyjne i takie oczywiste, że aż boli, jak się tego słucha… A przecież mówią tak też polscy politycy

AM: Rzeczywiście, politycy wpadają w różne pułapki. Sami je na siebie zastawiają, bo pułapka rtęci jest już myślę w tej chwil słynną. Ciągle są jakieś próby wyjścia z tej narracji. Co kto powiedział i jak przetłumaczył, ale faktem jest, że społeczeństwo było straszone w sposób bardzo nieodpowiedzialny. Potem pojawiały się kolejne narracje, Niemcy straszyli herbicydem. Straszono nawet heksanem, który okazał się odczynnikiem używanym w laboratoriach do badań wody. Jest więc potężna fala dezinformacji. Widać, że dzisiaj opozycja za cenę napisania czegoś na Twitterze jest w stanie łyknąć wszystko, aby tylko zdobyć lajki i przez chwilę zaistnieć. Rozumiem, że trzeba rozmawiać o sytuacji na Odrze, ale nie może to przybierać formy straszenia, tylko po to, żeby wybić się na popularność. Dość kuriozalne były też ostatnie kontrole poselskie, jak choćby słynna kontrola w Instytucie Weterynaryjnym w Puławach, gdzie pani poseł sama nie wiedziała, w jakiej placówce naukowej się znajduje. Zajęła pytaniami naukowców przez kilka godzin. Z pewnością była to cenna lekcja ichtiologii dla pani poseł, ale czy na pewno naukowcy są zajęci zupełnie inną pracą i nie chcą uczestniczyć w politycznym spektaklu.

MW: O co jeszcze posłowie pytali?

AM: W różnych instytucjach były zadawane pytania: Kto przeprowadzał badania?, Kto pobierał próbki? Kto gromadził dane osobowe? Bywało dość nerwowo. Jaki był w tym cel posłów opozycji? Poseł Sławomir Nitras w szczecińskim RZGW wręcz krzyczał na jednego z pracowników, zastraszał go, groził mu konsekwencjami. W sumie nie jest to niczym nowym w sposobie zachowania pana posła, ale tamten człowiek nie był w stanie potem dalej pracować. Na pewno jest to odciąganie ludzi od pracy, podważenia kompetencji służb. Ale jeżeli to się już rozlewana na naukowców i na urzędników, inspektorów, to się staje już bardzo niebezpieczne, bo opozycja właściwie nie ma już granic w tym hejcie. Okazuje się, że kłamstwo i manipulacja nie mają granic i sprawa Odry dokładnie to pokazała.

MW: Jeśli opozycja łyka wszystko i robi amunicję już z absolutnie czegokolwiek w nadziei, że ludzie to wszystko także łykną, to czasem może być śmiesznie, ale chyba jednak bardziej jest strasznie…?

AM: To prawda, to jest niebezpieczne, tym bardziej, że potem opozycja próbuje robić z siebie męczennika. Pani marszałek z PO „od rtęci”, dzisiaj w oczach pana Tuska jest wręcz ofiarą nagonki, mimo tego, że konsekwentnie upowszechniała nieprawdę. Albo np. prezydent Trzaskowski, który ostatnio powiedział, że rząd tylko robił sobie zdjęcia na tle Czajki… To mnie też osobiście aż uderzyło, ponieważ my fizycznie tam byliśmy przez ponad 2 tygodnie, niemal całodobowo, z małymi przerwami na sen. Rząd budował most pontonowy i awaryjny rurociąg. Używaliśmy wszystkich naszych sił, z zaangażowaniem wojska, straży pożarnej, instytutów naukowych. Ratowaliśmy Wisłę, podobnie jak teraz ratujemy Odrę. A tak naprawdę to w czasie awarii Czajki właśnie prezydenta Trzaskowskiego nikt w terenie nie widział. Sprawa awarii została wyciszona, nie wskazano odpowiedzialnych i nikt nie poniósł konsekwencji, a prezydent Warszawy udaje, że nic się nie stało. My pracujemy z zaangażowaniem i odpowiedzialnie, stoimy na straży polskich interesów. I taka właśnie jest zasadnicza różnica w standardach.

CZYATAJ TEŻ: Fakty TVN czyli „Achtung! Nie pytaj o Niemcy!”

CZYTAJ TEŻ: Morawiecki: gazociąg między Polską a Słowacją wzmacnia bezpieczeństwo

Powiązane tematy

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych