Francuz ze smutkiem o migracji: "Dla nas jest za późno"
Polska jest na początku procesu przyjmowania imigrantów, ma szanse na mądre zaprojektowanie tej polityki - zapewnienie edukacji dzieciom imigrantów, wymaganie nauki polskiego - mówi francuski historyk Pierre Vermeren. Ocenia, że we Francji jest już na to za późno. Podkreśla, że dzisiejsze problemy francuskich przedmieść, których manifestacją była ostatnia fala gwałtownych rozruchów, narastają od dekad i dotyczą przede wszystkim dzieci i wnuków imigrantów - młodych ludzi bez pracy i perspektyw, którzy nie czują się Francuzami, ale nie należą też do kultury swoich przodków.
„Jesteście na samym początku procesu przyjmowania imigrantów, macie zatem szansę go zorganizować i zaprojektować w sposób mądry i przewidujący, zapewnić edukację dzieciom imigrantów, wymagać nauki języka polskiego. Bez języka nie ma asymilacji. Bez pracy nie ma perspektyw. Dzisiejszy problem (francuskich) przedmieść dotyczy nielegalnych imigrantów, ale przede wszystkim dzieci i wnuki imigrantów. Kiedy imigranci przyjeżdżają, zazwyczaj pracują i nie ma z nimi problemu. Problemem są ich dzieci, ich wnuki, które nie mają pracy i kwalifikacji. Problemem jest też mentalność i kultura pracy w kraju ich pochodzenia. Procesy te często trwają 60, 50, 40 lat. Zatem dla Francji jest już za późno na tworzenie skutecznej polityki migracyjnej” - komentuje w rozmowie z PAP Vermeren.
Historyk ocenia, że francuski model społeczny, kulturowy i polityczny został zdekonstruowany, a proces ten nastąpił z przyczyn ideologicznych, nie pragmatycznych. „Tolerowana jest kultura wiktymizacji migrantów, rekompensująca w ten sposób naszą kolonialną przeszłość. Jednocześnie akceptujemy, że młodzi ludzie umierają co 2-3 dni w strzelaninach np. w Marsylii, w porachunkach gangów, są paleni w samochodach. Akceptujemy społecznie, jak mafia zabija. Śmierć jednego chłopaka zastrzelonego przez policjanta, gdy nie chciał poddać się kontroli jest tragedią, ale też pretekstem obecnych zamieszek, iskrą, która doprowadza do erupcji problemów znanych od dekad” – zaznacza badacz.
Podkreśla, że populacja Francji wciąż się zmienia, ponieważ migracja ciągle wzrasta. Zauważa, że o ile dzieci migrantów z Maghrebu mają często złe wykształcenie i brakuje im kwalifikacji do zdobycia dobrych posad, to nie dotyczy to wszystkich migrantów, ponieważ np. dzieci przybyszów pochodzenia azjatyckiego zwykle świetnie się uczą, asymilują i mają dobre zawody. „We Francji mamy ok. 1,5 mln osób pochodzenia azjatyckiego i nie ma z nimi żadnych problemów” - wskazuje Vermeren.
„Za obecnymi zamieszkami i rosnącą przemocą na przedmieściach stoją również różne ideologie” – podkreśla historyk. „Jesteśmy świadkami rewolty kulturowej, która ma złożone przyczyny historyczne, ale także etniczne, częściowo religijne, kolonialne. Osiągnęliśmy punkt kulminacyjny i prawdopodobnie do następnego razu nic wielkiego się nie wydarzy. Francuzi są zdesperowani dlatego coraz mniej licznie uczestniczą w wyborach, ponieważ mają wrażenie, że ich establishment polityczny nie jest w stanie rozwiązać ważnych i zastałych problemów” – uzupełnia.
Zwraca uwagę, że o ile rodzice i dziadkowie protestującej młodzieży z przedmieść przyjechali do Francji za pracą, często pracowali całe życie, to ich dzieci czy wnuki „były oszukiwane przez szkołę”. „We Francji powiedziano im, że zostaną menedżerami, lekarzami, piłkarzami, że będą mieli dobre życie, że nie będą harowali, jak ich rodzice, ponieważ we Francji mamy wolność i równość. W rzeczywistości nie ma dla nich pracy, perspektyw i przyszłości” – opisuje historyk.
„Ci młodzi ludzie są doprowadzeni do szaleństwa, nie czują się ani Francuzami, ani nie należą już do krajów pochodzenia swoich rodziców i dziadków, bo tam, gdy przyjeżdżają w wakacje są często źle traktowani i nie są akceptowani. Nie pasują zatem nigdzie” – zauważa badacz. Uzupełnia, że np. młodzi ludzie pochodzenia afrykańskiego są rozdarci między ultraopresyjnymi, pełnymi przemocy i niedemokratycznymi wspólnotami z których pochodzą a wolnościowym społeczeństwem europejskim.
Dlaczego nie możemy mieć skutecznej polityki imigracyjnej w tym kraju? – zastanawia się Veremren. „Po pierwsze imigracja stale rośnie, w tym imigracja nieletnich z Afryki, na których składają się całe rodziny i wioski, aby wysłać ich do Europy. Francja musi według prawa zapewnić im mieszkanie i utrzymanie, co kosztuje około 50 tys. euro rocznie na osobę, bez kosztów służby zdrowia. Za taką kwotę moglibyśmy wykształcić 24–50 uczniów w Dakarze” – analizuje badacz.
Vermeren wskazuje również na podłoże ekonomiczne obecnych zamieszek. „Francuzi od dawna nie tworzą zbyt wielu miejsc pracy, produkujemy natomiast konsumentów, którzy żądają dostępu do markowych ciuchów, smartfonów, mieszkań socjalnych, zasiłków. Ludzie, którzy organizują tę migrację, którzy ją legalizują, nie są zainteresowani problemami społeczeństwa. Nie interesują ich konsekwencje kulturowe, nie interesują ich konsekwencje społeczne. Myślą, że jeśli przepłyniesz Morze Śródziemne, będziesz przyszłym obywatelem Francji, ponieważ jesteś konsumentem. Oczywiście to do niczego nie prowadzi” – podkreśla historyk.
„Państwo francuskie daje pieniądze na migrantów, na przedmieścia, na kwestie socjalne, to jest kredytowane i mówimy sobie: +To rozwiąże problem+. Oczywiście nie rozwiązuje to żadnych problemów, a migracja wzrasta w warunkach braku pracy i zajęć dla tych ludzi” – konstatuje rozmówca PAP.
Od czasu zamieszek na francuskich przedmieściach w 2005 r. nic się nie zmieniło, a Francja jest w tym samym lub gorszym punkcie - nadal wzrastają napięcia społeczne, powolność wymiaru sprawiedliwości, brakuje miejsc w więzieniach, pogarsza się systemu szkolnictwa i edukacji, społeczeństwo ubożeje, a dla młodych ludzi z przedmieść brakuje pracy - podsumowuje Vermeren.
Z Paryża Katarzyna Stańko
PAP/ as/