Informacje

Źródło: http://www.gpw.pl
Źródło: http://www.gpw.pl

Chytry plan Tamborskiego

Wojciech Surmacz

Wojciech Surmacz

Redaktor naczelny wGospodarce.pl i Gazety Bankowej

  • Opublikowano: 19 maja 2014, 12:10

    Aktualizacja: 19 maja 2014, 12:15

  • 24
  • Powiększ tekst

Czy będąc ministrem nadzorującym Giełdę Papierów Wartościowych i mając kluczowy wpływ na decyzje jej Walnego Zgromadzenia, można zostać prezesem tej giełdy? Można, tylko trzeba mieć głowę na karku i... mocne plecy.

Paweł Tamborski ma plan. Po ponad dwóch latach na stanowisku wiceministra skarbu postanowił wyjść z cienia i objąć posadę szefa Giełdy Papierów Wartościowych (GPW). Ostatnie doniesienia medialne na jego temat zdają się potwierdzać tezę, iż to właśnie on przejmie stery na warszawskim parkiecie. Czy tezę tę postawił sam Tamborski gdy półtora roku temu usuwał z fotela prezesa GPW swojego największego wroga i konkurenta czyli Ludwika Sobolewskiego? Sprawdźmy.

Tamborski to makler z wieloletnim doświadczeniem także w bankowości inwestycyjnej, które zdobywał na różnych szczeblach, w kilku instytucjach finansowych. Pracując w Ministerstwie Skarbu Państwa (MSP) koncentrował się na procesach prywatyzacyjnych bądź nadzorze nad procesami inwestycyjnymi spółek energetycznych. Wywodzącemu się z maklerskiego środowiska wiceministrowi w relacjach z podmiotami rynku kapitałowego było blisko do poglądów Izby Domów Maklerskich, która była skonfliktowana z poprzednim prezesem GPW. Po zwolnieniu Ludwika Sobolewskiego dość precyzyjnie opisałem kwestię zaangażowania Tamborskiego w ten proces na łamach „Forbesa”. Osobiście czuwał nad medialną egzekucją Sobolewskiego, opartą na donosach, które z rynku płynęły szerokim strumieniem prosto na jego biurko (m.in. o intymnym życiu i romansach Ludwika Sobolewskiego)

Tamborski nie zastąpił od razu odwołanego Sobolewskiego. Lepiej poczekać i nie wchodzić do firmy roztrzęsionej skandalami o zabarwieniu erotycznym. Po drugie, byłoby to zbyt czytelne dla rynku i przede wszystkim dla nowego ministra skarbu Włodzimierza Karpińskiego, który nawiasem mówiąc nie pała do Tamborskiego sympatią. Karpiński przyszedł do skarbu posprzątać bałagan i wyciszyć afery, które pozostawił po sobie jego poprzednik Mikołaj Budzanowski. Jedną z jego największych wizerunkowych porażek było siłowe usunięcie z GPW Ludwika Sobolewskiego, które pilotował właśnie Paweł Tamborski. Dlatego Włodzimierz Karpiński zaraz po objęciu sterów ministerstwa miał wezwać do siebie Tamborskiego i kazał mu podpisać dymisję. Dokument spoczywa ponoć w biurku ministra Karpińskiego i czeka na odpowiedni moment.

Tymczasem znajdujący się w niełasce nowego pryncypała Tamborski nie zasypia gruszek w popiele. MSP nie przeprowadza konkursu na nowego prezesa GPW, powierzając dokończenie kadencji jednemu z członków zarządu Adamowi Maciejewskiemu. Ten prowadzi spółkę spokojnie i bez zbędnych fajerwerków. Po roku i czterech miesiącach i jego kadencja dobiega jednak końca. O „aferze Sobolewskiego” wszyscy dawno zapomnieli. Nadchodzi długo wyczekiwany przez Pawła Tamborskiego moment i rusza kampania medialna z nim jako przyszłym prezesem giełdy w roli głównej. Zaskakujące jest głębokie przekonanie z jakim dziennikarze podają tę informację. Przecież ani nie odbył się jeszcze żaden konkurs (najgorsze, że pewnie się nie odbędzie), ani MSP nie ogłosiło kandydatów do objęcia funkcji szefa warszawskiej giełdy.

Tamborski ma bardzo wygodną pozycję wyjściową. To on przez lata nadzorował GPW, zna wszystkie projekty i pomysły menadżerów firmy. Jedne mógł popierać, inne przetrzymać na dnie szuflady, by ostatecznie wykorzystać wiedzę do przekonania wszystkich, że będzie najlepszym możliwym prezesem giełdy. To on był zawsze filtrem informacji dla rządu o tym co się dzieje na rynku kapitałowym. Jedne projekty mógł stymulować, inne - gdy mu to pasowało – przyblokować. W ten sposób mógł zjednywać sobie potężnych sojuszników, którzy są w stanie pozyskać poparcie nawet najbardziej nieprzychylnych mu osób w rządzie Donalda Tuska...

Gdy 15 maja 2014 roku Agencja Reutersa doniosła, że to właśnie Paweł Tamborski jest pewniakiem jeśli chodzi o nowego szefa giełdy, doszło do bardzo znamiennego zdarzenia. Akcjonariusze giganta chemicznego Ciechu przegłosowali wniosek MSP o przerwaniu walnego zgromadzenia. Ciech to największy w Polsce i jeden z większych w Europie producentów sody kalcynowanej, na którego ostrzy sobie zęby najbogatszy Polak - Jan Kulczyk. W marcu tego roku KI Chemistry - spółka z grupy Kluczyk Investment ogłosiła wezwanie na 66 proc akcji Ciechu. Zapisy miały się skończyć 25 kwietnia ale KI Chemistry wydłużyła je do 30 maja. Jest jasnym, że w tej sprawie koniecznym jest porozumienie ze skarbem, który kontroluje 38,7 proc akcji. Dodatkowo, zdaniem niektórych analityków, Ciech może być niedoszacowany (jego wartość rynkowa może być większa).

Nie wiadomo dlaczego MSP wnioskował o przerwanie walnego. Miało ono zdecydować o podziale dywidendy czyli zysku spółki (ponad 100 mln zł). Potencjalny inwestor apelował publicznie o pozostawieniu zysku w spółce. Popiera to zarząd chcąc przeznaczyć zysk na kapitał zapasowy. Decyzja nie zapadła. Skarb przerwał walne do 23 maja. 30 maja upływa zaś termin wezwania na akcje Ciechu jakie ogłosiła spółka z grupy Kulczyk Investment.

Ciech to już jedna z ostatnich większych prywatyzacji w Polsce. Co ma do tego Paweł Tamborski? Jemu podlega Departament Przekształceń Własnościowych i Prywatyzacji w MSP. To on publicznie nie raz wypowiadał się w roli decydenta na temat prywatyzacji Ciechu i to on spotykał się poza ministerstwem z Janem Kulczykiem. Czy negocjował warunki przejęcia Ciechu? Robił to oficjalnie w imieniu MSP? Jaka jest strategia prywatyzacji tej spółki? Ministerstwo Skarbu Państwa nabrało wody w usta i nie odpowiada na pytania. Być może odpowiedzi trafią do mnie już po fakcie objęcia przez Pawła Tamborskiego stanowiska prezesa GPW.

Wybierze go ostatecznie Walne Zgromadzenie, które powinien zwołać nie kto inny jak Paweł Tamborski. Ponad 51 procent udziału głosów na walnym ma właśnie skarb państwa - czy wybierze swojego wiceministra? Oczywiście Tamborski zanim zostanie kandydatem na szefa giełdy będzie musiał odejść z ministerstwa. Wtedy spełni się marzenie ministra Karpińskiego, który wyjmie – nieświadom rozgrywek podwładnego – podpisaną już dawno dymisję z szuflady. W następnej kolejności Tamborski musi otrzymać zgodę specjalnej komisji rządowej, która opiniuje ewentualne przejścia urzędników rządowych do spółek z udziałem skarbu państwa. Odpowiedni dokument trafił już ponoć na biurko Donalda Tuska, który porażony zalewem pozytywnych publikacji na temat jedynego, właściwego kandydata, gotów zgodzić się na wszystko bez zająknięcia.

Chyba, że w tej beczce miodu pojawi się chociaż łyżka dziegciu i spowoduje, że misternie utkany plan Pawła Tamborskiego zacznie się sypać. Może to być na przykład inny, mocny kandydat na fotel prezesa GPW. Ciekawe, co by się stało gdyby do gry powrócił na poważnie Ludwik Sobolewski? Tamborski podobno do dziś gdy ma zły dzień, zamyka się w gabinecie, odpala cygaro i przepijając dobrym koniakiem, zaczytuje się w pikantnych donosach na Sobolewskiego sprzed dwóch lat. Kto wie, może wiceminister powinien się teraz zaszyć na kilka dni i dobrze odświeżyć pamięć? Stare demony potrafią wracać w najmniej oczekiwanych momentach.

Wojciech Surmacz

Powiązane tematy

Komentarze