Energia i gaz – radykalne podwyżki od lipca
Od lipca 2024 rachunki gospodarstw domowych ostro pójdą w górę, bo ceny prądu wzrosną o niemal 80 procent a gazu o 59 procent. Odbiorców przestanie już chronić tarcza solidarnościowa, która obowiązuje obecnie, wprowadzona przez rząd Mateusza Morawieckiego. Nowe władze z Donaldem Tuskiem wnioskowały o zamrożenie cen tylko w pierwszym półroczu 2024.
Prezes Urzędu Regulacji Energetyki Rafał Gawin zatwierdził nowe ceny prądu i gazu dla gospodarstw domowych na przyszły rok. Formalnie będą one niższe od tych, wyznaczonych na 2023 rok. Ale ze względu na zamrożenie cen i tak do końca czerwca zmian na rachunkach nie będzie. Potem – choć to może wydawać się zaskakujące, to jednak ze względu na specyficzną sytuację na rynku – zapłacimy więcej. I to dużo więcej - w przypadku prądu podwyżki cen sięgną niemal 80 procent a w przypadku gazu 63 procent.
- Zatwierdzane dziś taryfy na 2024 rok są niższe od tych na 2023, nie oznacza to jednak obniżki na rachunkach odbiorców objętych zamrożeniem cen, w tym taryfowanych – wyjaśnia w oficjalnym komunikacie Prezes URE Rafał Gawin. - Należy pamiętać, że taryfy zatwierdzone na 2023 rok nie były stosowane do rozliczeń z odbiorcami, ponieważ po tzw. ustawowym zamrożeniu cen, płacą oni w tym roku 412 zł/MWh do określonych limitów zużycia energii, a powyżej tych limitów 693 zł/MWh – dodaje.
Szef URE na 2024 rok ustalił stawkę 739,3 zł za każdą megawatogodzinę, a zatem jest wyższa od tej „zamrożonej” o niemal 80 proc.(i też wyższa od ceny poza limitem czyli od kwoty 693 zł/MWh). Końcowe rachunki od lipca będą więc dużo wyższe, nawet o ponad 40 proc., bo opłata za zużywany prąd stanowi zwykle około połowę całej opłaty.
Ceny zatwierdzone w taryfach na obecny rok były o wiele wyższe a dokładnie o 31 proc. (i wynosiły 1,05-1,13,tys. zł za MWh), gdyż odnosiły się do wyjątkowo wysokich notowań na Towarowej Giełdzie Energii w 2022 roku czyli na rynku hurtowym, które z kolei były następstwem kryzysu surowcowo-energetycznego wywołanego agresją Rosji na Ukrainę. W tym roku sytuacja uspokoiła się i prezes Gawin postanowił obniżyć taryfy (czyli cenniki) firm sprzedających w Polsce prąd. Jednocześnie podjął decyzję o podwyższeniu taryf dystrybucyjnych (czyli opłat za przesłanie - dostarczenie odbiorcom energii) – o 2,9 proc.
Ekspert ds. regulacji w Polskim Komitecie Energii Elektrycznej Marcin Sołtys wyjaśnia, że „dopiero od lipca wszyscy będziemy płacić cenę zatwierdzoną przez prezesa URE, czyli około 74 grosze netto za każdą kilowatogodzinę w zależności od tego, z usług którego sprzedawcy korzystamy”. - Skala podwyżek nie będzie jednak aż tak odczuwalna, jak się wydaje, bo w rachunku przeciętnej polskiej rodziny cena energii to około połowę wartości - mówi. - Pozostała część to opłaty związane z dystrybucją energii. Tu również taryfy wzrosną, jednak w mniejszym stopniu, bo średnio o 2,9 proc. Dlatego podwyżka ceny samej energii nie będzie oznaczać wzrostu wysokości rachunku w tym samym stopniu – dodaje ekspert PKEE.
Prezes Rafał Gawin zatwierdził dziś także cenniki na gaz ziemny i tu sytuacja jest podobna, jak w przypadku prądu i podwyżki od lipca będą także znaczące. Nowe wyższe ceny błękitnego paliwa zaczną obowiązywać od drugiego półrocza, bo do tego czasu odbiorców chroni „zamrożenie cen”.
Tak jak na rynku hurtowym energii – także i na gazowym notowania są o wiele niższe w tym roku niż w ubiegłym, kiedy to poszybowały w górę z powodu wojny i powszechnych (w Europie) obaw, czy wystarczy surowca po tym, jak Rosjanie zakręcili „gazowy kurek” większości państw unijnych, w tym i Polsce.
Zatem w formalnie w obowiązujących taryfach zatwierdzonych przez Szefa URE na 2023 rok jedna MWh wyceniana była na ok. 484,5 zł, a w nowym 2024 roku będzie to 318,14 zł. Dlatego w komunikacie Rafał Gawin mówi o obniżeniu ceny gazu o 34 proc.
Jednak gospodarstwa domowe dzięki zamrożeniu cen płacą stawkę w wysokości 200,17 zł za 1 MWh, ale od lipca będą musiały zapłacić o wiele więcej czyli cenę taryfową (318,14 zł za MWh). Podwyżka wyniesie zatem 59 proc. W górę pójdzie też stawka opłaty dystrybucyjnej – średnio o 5 proc.
Agnieszka Łakoma