Informacje

Rosja / autor: fot. Fratria
Rosja / autor: fot. Fratria

W 2024 czeka nas wojna z Rosją? Eksperci oceniają

Arkady Saulski

Arkady Saulski

dziennikarz Gazety Bankowej, członek zespołu redakcyjnego wGospodarce.pl, w 2019 roku otrzymał Nagrodę im. Władysława Grabskiego przyznawaną przez Narodowy Bank Polski najlepszym dziennikarzom ekonomicznym w kraju

  • Opublikowano: 3 stycznia 2024, 22:00

  • Powiększ tekst

Ostatnie ataki rakietowe przeprowadzone przez Rosję na Ukrainie pokazują, że Kreml ma jeszcze rezerwuar sprzętowy pozwalający mu uderzać sąsiedni kraj. Czy zagrożone są też kolejne państwa?

Rok 2024 może przynieść sporo przełomów na froncie, lecz może też oznaczać agresję rosji na nowe państwa!

Atak na kraje bałtyckie i wojna z NATO

Tak uważa chociażby Piotr Langenfeld - ekspert ds. bezpieczeństwa i były korespondent wojenny z Afganistanu. Langenfeld wskazuje, iż istnieje realne zagrożenie dla państw bałtyckich:

Rosjanie żałują że nie uderzyli na  kraje bałtyckie, w pierwszej kolejności. Bo było by szybciej i łatwiej. Rosja może planować wojnę z NATO właśnie na tym kierunku. Czy będzie to jesień przyszłego roku, czy jak mówią więksi optymiści rok 2027. Nie wiem. Ale takie założenia są omawiane po całej Europie i w USA.

Czy jednak Rosja będzie miała czym walczyć? Langenfeld nie ma wątpliwości, że armia Rosji jest w opłakanym stanie:

Podtrzymuję opinię że do przyszłej jesieni, nie będzie czego zbierać z ruskiej armii. Będą szturmować różne „iwki” ale atak na NATO to wyrok śmierci. Nie mniej jednak trzeba mieć to zagrożenie z tyłu głowy. Zajęcie Litwy czy Estonii, bez wsparcia sił NATO (w tym wypadku np. masowego użycia Wojska Polskiego) nie będzie ogromnym kosztem dla Rosjan. (Pisałem już o tym) A bez przestawienia się UE w tym Polski i USA na produkcję wojenną, będzie trudno rąbać po rosyjskich i ich miejscach koncentracji, aż zaczną rozważać że tak ogromne straty to już chyba przesada. Póki to się nie stanie, póty ruskie będą liczyć na słabość zachodu i sukces „mięsnych fal” nawet na poczciwych T-34.

Techniczne zapóźnienie Rosji to nie przeszkoda?

Te słowa potwierdza - w kontekście ataków rakietowych - ekspert ds. wojskowości Jarosław Wolski, który analizował sytuację na swoim profilu na Facebooku:

I tak jak mówiłem - Rosji skoczyły się rakiety. Te które mieli na zapasie przed wojną. Niestety nie doceniłem umiejętności RUS do obchodzenia embarga. Rosjanie robią miesięcznie od 80 do 120 rakiet Cruise ponieważ przemytem ściągają brakujące komponenty do bieżącej produkcji. Natomiast ostrzał Ukrainy prowadzą już prawie wyłącznie pociskami manewrującymi bieżącej produkcji

Czy oznacza to, że Rosja w 2024 roku przypuści atak na państwa bałtyckie przy pomocy drugowojennych technologii?

Putin - geniusz geopolityki czy nieudacznik?

Marcin Ogdowski, korespondent wojenny i znawca Ukrainy uspokaja:

Podstawowym celem rosyjskiej agresji – publicznie artykułowanym także przez kremlowskich notabli – było zajęcie wschodniej i południowej Ukrainy oraz zwasalizowanie reszty. Zamiar ów miano zrealizować poprzez kilkudniową, intensywną kampanię wojskową, po której nastąpiłaby kilkutygodniowa operacja policyjna (pacyfikacja). Wszystko to miało dziać się przy militarnej bezczynności Zachodu oraz nieznacznych ekonomicznych reperkusjach. Sukces putinowskiej armii miał jednocześnie wywrzeć mrożące wrażenie na zachodniej wspólnocie i zmusić ją do uznania wschodniej Europy za rosyjską strefę wpływów. Obejmowałaby ona również Polskę i kraje nadbałtyckie. Sprawy, jak wiemy, potoczyły się inaczej. NATO wsparło Ukrainę bronią, amunicją i danymi wywiadowczymi. Mogłoby to uczynić w dużo większym zakresie, ale i tak skalę pomocy należy uznać za ogromną. Sojusz się skonsolidował i rozrósł. Wejście w struktury Finlandii (a lada moment i Szwecji) znacząco pogarsza sytuację strategiczną Rosji u jej północnych granic i w basenie Morza Bałtyckiego. Państwa Sojuszu, które przez dekady zmniejszały arsenały i cięły koszty na obronność, dziś nie mają już złudzeń, że była to zła polityka. Na zachód od Bugu zaczęła się intensywna remilitaryzacja i choć dynamika tego procesu wielu rozczarowuje, wektor zmian został wytyczony, a one same konsekwentnie następują.

Jak dodaje Ogdowski:

I można by tak wymieniać długo, ale już to wystarczy, by uznać, że cena za zdobycie kolejnych 10 proc. ukraińskiego terytorium (między 2014 a 2022 rokiem Moskwa kontrolowała nieco ponad 7 proc. powierzchni Ukrainy) jest ogromna. A efekt wciąż niepewny. Jeśli się utrzyma, czy nawet nieznacznie powiększy (scenariusze o całkowitym upadku Ukrainy wkładam między bajki), będziemy mieli do czynienia z pyrrusowym i bardzo ograniczonym zwycięstwem Rosji. I jednoczesnym zwycięstwem Ukrainy, wszak ta zachowa swoją niepodległość. Jeśli rzeczywiście taki był plan Putina – zakładający te wszystkie ubytki, stracone możliwości i szacunek – to rzeczywiście jest on geniuszem. Nieudolności…

Mimo to Polska i jej sojusznicy powinni zachować największą czujność!

Powiązane tematy

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.