
INWAZJA NA UKRAINĘ
F-16 na Ukrainie. Krótka lekcja z ekonomii wojny
Decyzja Waszyngtonu o wstrzymaniu dostaw części uzbrojenia dla Ukrainy obejmuje m.in. rakiety kierowane do F-16. Płk rez. Krystian Zięć uważa, że nie ma ryzyka, że Ukraińcy nie będą mieli czym strzelać. A zmiana podejścia do ekonomii prowadzenia wojny paradoksalnie może im wyjść na dobre.
Na początku tygodnia Biały Dom ogłosił, że po dokonaniu przeglądu programu pomocy wojskowej dla innych państw, podjął decyzję o wstrzymaniu dostaw niektórych rodzajów amunicji kierowanej na Ukrainę. Wśród nich są rakiety ziemia-powietrze PAC-3 wykorzystywane w systemach Patriot, kierowane pociski artyleryjskie 155 mm, rakiety ziemia-ziemia GMRLS do systemów artylerii rakietowej HIMARS oraz rakiety powietrze-powietrze AIM-7 używane w systemach obrony powietrznej NASAMS i samolotach wielozadaniowych F-16.
Kijów dysponuje obecnie ponad 30 wielozadaniowymi samolotami F-16, a do końca roku ich liczba ma wzrosnąć do 60. Maszyny te pochodzą od państw tworzących tzw. koalicję F-16, w skład której wchodzą Dania, Holandia, Norwegia i Belgia.
Kilka źródeł uzbrojenia pokładowego
Jak w rozmowie z PAP przekonywał płk rez. Krystian Zięć, pilot-instruktor, współtwórca systemu wykorzystania operacyjnego F-16 w Polskich Siłach Powietrznych, decyzja Białego Domu nie oznacza, że znajdujące się na Ukrainie lub mające tam trafić F-16 staną się „kosztownym, ale bezużytecznym gadżetem, bo nie będą miały czym strzelać”.
„Jednym ze źródeł tych rakiet były zasoby Sił Zbrojnych Stanów Zjednoczonych, drugim mogły być dostawy z krajów koalicji europejskiej, a trzecim – zakup bezpośrednio u producenta. W tym przypadku głównie jest nim Raytheon (amerykańska firma zbrojeniowa i technologiczna)” – wyliczył Zięć.
Zatem Ukraina wciąż będzie dostawać amunicję od koalicji F-16. W jej skład wchodzą nie tylko kraje, które dają samoloty, lecz także: Kanada, Luksemburg, Polska, Portugalia, Rumunia, Szwecja i Wielka Brytania. Inną opcją jest zakup przez samą Ukrainę rakiet bezpośrednio u ich producenta.
Jak podkreślił, nie ulega wątpliwości, że dla ukraińskich sił zbrojnych poważnym problemem stało się osłabienie gotowości Stanów Zjednoczonych do udzielania pomocy po zmianie administracji.
Ekonomia prowadzenia działań wojennych
Ekspert zwrócił jednak uwagę na ekonomię prowadzenia działań wojennych, która do tej pory pochłaniała uwagę Sił Zbrojnych Ukrainy w bardzo nieznacznym stopniu.
„Pocisk kierowany powietrze-powietrze kosztuje od kilkuset tysięcy dolarów wzwyż, a pociski kierowane ziemia-powietrze wykorzystywane przez systemy obrony przeciwlotniczej – milion dolarów i więcej. Można zadać sobie pytanie, czy do tej pory Ukraina, wykorzystując to niezwykle drogie uzbrojenie, brała pod uwagę ekonomię prowadzenia działań wojennych” – wskazał Zięć, jednak zastrzegł: „to nie jest zarzut. Być może Ukraina nie miała wyjścia i musiała strzelać rakietą za kilkaset tysięcy dolarów do drona, który kosztuje kilkadziesiąt tysięcy dolarów”.
Rozmówca PAP podkreślił, że od teraz ekonomiczny aspekt prowadzenia działań wojennych stanie się dla Ukrainy kluczowy. „Jeśli ukraińska armia będzie zmuszona kupować wyjątkowo drogie środki bojowe, prawdopodobnie zacznie wykorzystywać je wyłącznie do neutralizowania zagrożeń, które rzeczywiście uzasadniają użycie tak kosztownych rozwiązań” – tłumaczył Zięć. „Nie będą więc stosowane do niszczenia tanich środków napadu powietrznego, takich jak drony. Paradoksalnie, może się to okazać korzystne dla Ukrainy” - dodał.
F-16 na Ukrainie nie wykorzystują całego potencjału
Pilot-instruktor, zapytany o to, czy w obecnej sytuacji warto rozważać dostosowanie ukraińskich F-16 do operowania europejskimi analogami rakiet amerykańskich wyjaśnił, że fizyczne podwieszenie pod F-16 jakiegoś nieamerykańskiego środka bojowego jest możliwe, jednak pojawi się poważny problem z jego zintegrowaniem z architekturą informatyczną samolotu.
Zintegrowanie europejskich środków bojowych z amerykańskimi samolotami jest technicznie możliwe, jednak to proces długotrwały i kosztowny – i właśnie taki miał być w zamyśle jego twórców, by zniechęcać do tego typu działań. „Tu pojawia się kluczowe pytanie: kto miałby za to zapłacić?” – zauważył ekspert.
Krystian Zięć zwrócił uwagę na fakt, że Ukraina nie wykorzystuje F-16 w taki sposób, w jaki jest on wykorzystywany w państwach NATO, gdzie stanowi część systemu, a zarazem jest wykorzystywany w oparciu o wiedzę i doświadczenia użytkowników z wielu państw. Jak wyliczył ekspert, zbudowanie systemu F-16, w skład którego wchodzi nie tylko samolot, ale też system szkolenia, system operacyjnego wykorzystania, logistyczne wsparcie eksploatacji i napraw - zajmuje lata. Tymczasem Ukraińcy tego czasu nie mieli.
Efekt jest taki, że nie w pełni wyszkoleni piloci realizują misje bojowe prawdopodobnie w pojedynkę, podczas gdy np. w krajach NATO, działania są prowadzone najczęściej w ugrupowaniach składających się z czterech maszyn i więcej.
Pierwsza przeprowadzona przez Ukraińców misja bojowa z wykorzystaniem F-16 odbyła się w sierpniu ubiegłego roku. Od tamtej pory Ukraina potwierdziła stratę 4 tych maszyn.
„Strata każdego człowieka i samolotu to olbrzymia tragedia. Ale wydaje mi się, że takie straty, gdy F-16 z niezależnych przyczyn wykorzystywany jest nie tak, jak powinien, a Ukraina prowadzi regularną wojnę z jedną z potencjalnie najpotężniejszych armii świata, to nie jest zły wynik” – ocenił Krystian Zięć.
PAP, sek
»» Odwiedź wgospodarce.pl na GOOGLE NEWS, aby codziennie śledzić aktualne informacje
»» O bieżących wydarzeniach w gospodarce i finansach czytaj tutaj:
Energia z Bałtyku. Polska przed strategiczną szansą
„Belgijka”, czyli fałszywe 20 dolarów
Padł rekord. Ponad 59 proc. Polaków niezadowolonych z rządu Tuska
»»Skutki pożaru w Ząbkach. Jak do tego doszło? Najświeższe informacje – oglądaj na antenie telewizji wpolsce24!
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.