Informacje

Fot.Youtube.com
Fot.Youtube.com

Sadowski: Straszy się nas tylko po to, aby „udowodnić”, że inflacja, która pożera nasze oszczędności jest dobra

Maria Szurowska

Maria Szurowska

Dziennikarka "Gazety Bankowej"

  • Opublikowano: 17 września 2014, 16:30

    Aktualizacja: 17 września 2014, 16:56

  • Powiększ tekst

Inflacja była dotychczas bohaterem, bo na niej zawsze zyskuje rząd. Przecież deflacja istnieje od lat w takim sektorze jak sprzęt elektroniczny, czy sprzęt AGD. Za te same pieniądze co roku możemy kupić znacznie lepsze akcesoria lub zapłacić znacznie mniej za ekwipunek tej samej generacji. Tutaj deflacja powoduje, że obywatele stają się właścicielami coraz lepszych rozwiązań oraz wpływa pozytywnie na upowszechnienie technologii – mówi w wywiadzie dla wG.pl Andrzej Sadowski, wiceprezydent Centrum im. Adama Smitha.

Czym jest deflacja?

Andrzej Sadowski: Jest procesem, w którym nasze pieniądze zyskują na wartości.

Jaki ma to wpływ na życie przeciętnego obywatela?

Za te same pieniądze może kupić więcej artykułów lub artykuły nowszej generacji.

To skąd ta panika?

Nie widzę żadnej paniki w tej sprawie.

No, w obliczu informacji o drobnej deflacji mającej miejsce na przestrzeni ostatnich miesięcy wielu komentatorów straszy regresem gospodarczym. Powstało przecież wiele badań na temat tego jak deflacja rujnuje gospodarkę.

To jest kompletna bzdura. Świadczy tylko o braku wiedzy na temat tego czym jest inflacja. Inflacje mamy w Polsce od kilkudziesięciu lat, w samej III RP zaczęliśmy od hiperinflacji, teraz mamy permanentną i stabilną inflację. I wszyscy, nawet ci, którzy sieją taką panikę w kwestii deflacji, zgadzają się, że jest to podatek nałożony na nasze oszczędności, na nasze wynagrodzenia. To powoduje, że mamy mniej pieniędzy, niż nominał by wskazywał. Stąd – jeżeli inflacja jest złem, bo na niej tracimy, to deflacja nie może być też złem. To po prostu nie wytrzymuje starcia ze zwykłym logicznym myśleniem.

Ale mówi się, że inflacja napędza gospodarkę.

To oznaczałoby, że zabieranie ludziom pieniędzy to napędzanie gospodarki.

Dobrze, ale przecież kiedy pieniądz traci na wartości ludzie są bardziej skorzy do wydawania, inwestowania teraz, a nie wkładania „do skarpety”. To przecież napędza gospodarkę.

Jeżeli nie są w stanie odkładać pieniędzy na emeryturę to na emeryturach będą żyli jak nędzarze. Jeśli nie są w stanie myśleć o dobrach trwałych jak nieruchomości, czy grunty, bo zmuszani są do wydawania na bieżącą konsumpcję nie zabezpieczają swojej przyszłości, nie budują swojego dobrobytu i trwałego majątku. To jest konsekwencja takiego absurdalnego myślenia.

A co ze spiralą deflacji? W obliczu wzrastania wartości pieniądza bez konieczności inwestowania, ludzie nie chcą kupować teraz, tylko wolą włożyć do „skarpety”, co generuje zastój w gospodarce.

To jest właśnie dowód na to, że ktoś nie odrabiał lekcji, albo nie chodził na zajęcia z historii gospodarczej świata. Przecież deflacja do I wojny światowej była w świecie procesem zupełnie normalnym i naturalnym. To dzięki niej ówczesna klasa robotnicza systematycznie poprawiała standard życia. A poza tym kredyty hipoteczne i długoterminowe mogły być tak opłacalne i tak dobrze funkcjonować właśnie dlatego, że pieniądz nie tracił na wartości i też dzięki temu ludzie mogli posiadać więcej, żyć w lepszym standardzie.

W dodatku mówienie o „zagrożeniu deflacji” w momencie, kiedy odnotowujemy drugi miesiąc zwiększenie wartości pieniądza na poziomie błędu statystycznego, raz na kilkadziesiąt lat to jest brak proporcji, brak umiaru, a przede wszystkim brak rozumu w ocenie tych zjawisk.

Inflacja była dotychczas bohaterem, bo na niej zawsze zyskuje rząd. Przecież deflacja istnieje od lat w takim sektorze jak sprzęt elektroniczny, czy sprzęt AGD. Za te same pieniądze co roku możemy kupić znacznie lepsze akcesoria lub zapłacić znacznie mniej za ekwipunek tej samej generacji. Tutaj deflacja powoduje, że obywatele stają się właścicielami coraz lepszych rozwiązań oraz wpływa pozytywnie na upowszechnienie technologii.

Jak deflacja wpłynie na obecne produkty bankowe, które były projektowane „pod inflację”?

Jeśli sektor bankowy jest konkurencyjny, to powinny się pojawić propozycje ze strony niektórych podmiotów sektora bankowego konkurencyjne do pozostałych banków i instytucji finansowych, które oparły swoje produkty o inflację. Skoro tak się nie dzieje znaczy, że ta deflacja ma charakter pomijalny w kalkulacji i nie ma żadnego wpływu na ocenę ryzyka, czy stopy zwrotu. Poza tym każdy obserwuje co się dzieje na rynku i dopiero jeśli tendencja się utrzyma przez kolejne miesiące, można będzie zacząć myśleć o przygotowaniu innej oferty. Póki co nikt myślący nie mówi o zagrożeniu deflacją.

Gros ekspertów uważa, że w obliczu deflacji banki nie będą w stanie zaoferować na przykład dodatnio oprocentowanych lokat.

To spowoduje, że ludzie zamiast iść do banku będą skłonni kupić coś bardziej trwałego, bo to będzie tańsze i bardziej opłacalne. Może stać ich będzie na drugie mieszkanie dla dzieci? Inni też zobaczą, że inflacja przestała być zagrożeniem. Nie trzeba jej uwzględniać w ryzyku inwestycyjnym. Po co więc trzymać pieniądze w banku gdzie i tak tracimy na inflacji i podatku bankowym? Lepiej pójść i kupić coś, co akurat urealniło swoją wartość, a jest dobrem trwałym.

Ale przecież żyjemy w świecie opartym na bankach. To, o czym pan mówi prowadzi do ich upadku. To byłaby gigantyczna rewolucja.

Proszę zauważyć, że banki świetnie rozwijały się, kiedy panowała deflacja. Nie ma takiego zagrożenia, to jest zagrożenie całkowicie wyssane z palca! Straszy się nas tylko po to, aby „udowodnić”, że inflacja, która pożera nasze oszczędności jest dobra. No, to jest naprawdę zdumiewający proces logiczny.

A jaki wpływ ma deflacja na dług publiczny? Czy to nie stanowi zagrożenia?

W obliczu deflacji dług publiczny staje się bardziej dotkliwy dla rządu. Wszystkie rządy starają się obniżać realną wartość swoich zobowiązań właśnie poprzez inflację. Tak jak już wspomniałem – inflacja nie jest dobra dla obywateli, czy gospodarki, jest tylko dobra tylko dla rządu.

Jeżeli dług publiczny będzie narastać to też nie wpłynie dobrze na życie zwykłego obywatela.

Ale dług publiczny to nie jest zjawisko atmosferyczne! To jest efekt konkretnych decyzji politycznych. Rządy, które cały czas zadłużają swoich obywateli kończą tak jak Grecja, której kondycja ekonomiczna jest co raz gorsza, pomimo że premier tamtejszego rządu ogłasza, że mają to za sobą. Realna deflacja to element sprawdzenia rządu w zakresie wypłacalności i jednocześnie dodatkowy czynnik wymuszający naprawę finansów publicznych.

No dobrze, ale jeśli teraz nagle obudzimy się z realnym długiem, który do tej pory dzięki inflacji ulegał „faktoringowi” i nie był aż tak odczuwalny przez zwykłego obywatela...

Ależ był! To przecież nie było tak, że rząd zaciągnął dług, a następnie czekał aż jego część inflacja pochłonie. Inflacja zachęcała rząd do zaciągania następnych zobowiązań.

Jakie następstwa będzie więc miało urzeczywistnienie się długu publicznego?

Zmusi to rząd do rozpoczęcia reformy finansów publicznych, być może skuteczniej niż Komisja Europejska.

Skoro do tej pory, pomimo licznych tąpnięć nie było żadnej reformy finansów publicznych, skąd pański optymizm, że nie będzie pokusy jeszcze większego zawoalowania prawdziwej kondycji państwa?

Rząd ma dwie opcje: albo tak jak za PRL – „nieważne kto po nas” i zadłużania bez opamiętania, albo dobrze rządzić i działać w interesie swoich obywateli. Jeżeli mniejsze wpływy podatkowe nie spowodują zmiany postępowania rządu to możemy liczyć już tylko na zjawiska nadzwyczajne.

Powiązane tematy

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych