NADCIĄGA HUSARIA PIWNA JAKUBIAKA
Po sukcesie Ciechana, Marek Jakubiak otwiera nowe browary, warzy kolejne gatunki piwa i przebojem zdobywa polski rynek. Mówi, że chce odbudować w Polsce Rzeczpospolitą Piwowarską. I wszystko wskazuje na to, że dobrze wie co mówi…
„Gazeta Bankowa”: Sporo piwa pan sobie ostatnio nawarzył.
Marek Jakubiak, prezes grupy Browary Regionalne Jakubiak (BRJ): No, to je wypiję.
Z jednej strony ludzie wylewali Ciechana, ale z drugiej w sklepach pustoszały półki…
Muszę szczerze powiedzieć, że w niektórych miejscach brakuje Ciechana, ale nie mam z tego powodu satysfakcji.
Fachowcy od marketingu twierdzą, że wygrał pan los na loterii, bo musiałby pan gigantyczne pieniądze wydać na taką ogólnopolską kampanię.
To jest proste myślenie, a sytuacja jest dużo bardziej skomplikowana. Nie ja wywołałem to zamieszanie i nie reagowałem na prowokację po to, żeby coś ugrać w sensie biznesowym. Po prostu bronię własnych poglądów.
Ale biznes idzie dobrze?
Tak, jestem zadowolony.
Jeden z tygodników twierdzi, że jest pan powiązany z tajemniczym trójmiejskim gangsterem o pseudonimie „Kola”. Dla porządku dodam, że chodzi o Jarosława Kolińskiego.
Do sprawy Kolińskiego byłem wzywany w charakterze świadka. Ani go bliżej nie znałem, ani nie wiedziałem o jego działalności. Jest mi zupełnie obcy.
Chodziło o jego rzekome udziały w spółce, która najpierw nazywała się Gambrynus, później Browar Ciechanów, a dzisiaj Daro, obecnie w trakcie upadłości. Tak?
Tak i szkoda, że nikt nie napisał, że trzy czwarte długów spółki Daro spłaciłem z własnych środków, chociaż sam ich nie zaciągałem. Tam było 4 mln zł kredytu, który poręczyłem prywatnym majątkiem swoim i rodziców. Walczyłem wtedy o życie, o browar… W 2005 r. byłem tylko 7 miesięcy prezesem browaru, a miałem 1 mln zł zysku i zostawiłem magazyny pełne piwa. Potem usunąłem się na bok, bo moi wspólnicy wprowadzili nowy zarząd i nowych udziałowców. Przez cztery miesiące doprowadzono do pustych magazynów i milionowej straty, a co najważniejsze, banki wypowiedziały kredyty. Nikt mi nie przetłumaczy, że to nie było działanie na szkodę spółki. Zresztą w tej sprawie złożyłem zawiadomienie do prokuratury.
W tej „mafijnej” sprawie?
Tak. Wtedy wokół spółki Daro zaczęli się kręcić dziwni ludzie.
Tak sami z siebie? Czego chcieli?
Widzi pan, biznes bywa bezwzględny. Jednemu z moich znajomych chyba za bardzo spodobała się wizja posiadania browaru. Dwa lata za mną chodził, aż namówił, byłem wyczerpany. Z jego wskazania powołałem nowego prezesa, który w ciągu dwóch tygodni zmienił agencję ochrony i wydał zakaz wpuszczania całej Rady Nadzorczej, w tym mnie, na teren zakładu. Policja, agencje ochrony – wszyscy rozkładali ręce. W biały dzień usiłowali okraść mnie z browaru.
Kto konkretnie?
To była kancelaria prawna. W końcu doprowadzili mnie do ostateczności. Nie miałem wyjścia, poszedłem do nich, w nocy. Prezes uciekł z browaru przez okno. Złożyli na mnie zawiadomienie do prokuratury, które zostało umorzone. Wielu nie wytrzymałoby takiej presji, ale rodzina i pracownicy stali za mną murem. Wtedy każdy dzień to była wojna.
I w ramach tej wojny, za pomocą „machinacji finansowych” wyprowadził pan majątek z Browaru Ciechanów?
I to jest kolejna manipulacja dziennikarza, a może nierzetelność. Nie mnie to oceniać. Po odzyskaniu browaru wkroczył do gry bank, który zażądał spłaty kredytu. Nikt nie wierzył, że z tego wyjdę. Zaproponowałem, że spłacę zadłużenie, ale poprzez trzy inne spółki, które posiadałem. Te przedsiębiorstwa doskonale funkcjonowały, ale nie były powiązane kapitałowo z browarem. Wymyśliłem alokację długu. Poszedłem do innego banku i poprosiłem o trzy kredyty dla każdej spółki z osobna, na kupno trzech działek wydzielonych z Browaru Ciechanów. W ten sposób zebrałem pieniądze na spłatę części kredytu browaru Ciechanów. Dzisiaj wszystkie kredyty są już spłacone. Dla finansisty to proste działanie. Dla dziennikarzy, którzy chcą widzieć złą wolę, to jest machinacja i wyprowadzanie majątku. Dla mnie osobiście to było jedyne wyjście, aby ratować biznes. Przeciwko mnie w tej sprawie toczyło się kilka postępowań z zawiadomienia udziałowców. Wszystkie zostały umorzone z braku znamion przestępstwa.
Pan w ogóle rozmawiał o tym z dziennikarzami?
Z jednym nawet ze dwie godziny. Padło pytanie o Nowakowskiego. Odpowiedziałem, że nie mam za wiele do powiedzenia, bo z tym człowiekiem niewiele współpracowałem. Przyznałem nawet podczas tego wywiadu: wydawał się sympatyczny, nie podejrzewałem, że ma złą przeszłość.
Chodzi o Ryszarda Nowakowskiego, który miał udziały spółki Browar Ciechanów?
Tak, dokładnie.
A jeszcze w marcu tak pana tak pana chwalili, pisali: „Browarnicza grupa Jakubiaka zatrudnia dziś prawie 200 osób i generuje około 50 mln zł rocznych przychodów. To przekłada się na kilka mln zł zysku – w sam raz na finansowanie historycznej pasji prezesa”.
No tak, ale wtedy nie pisałem do Michalczewskiego, nie zgadzając się z jego poglądem na temat adopcji dzieci.
Ale to zdanie o zyskach i pasjach jest prawdziwe?
Tak.
To pan robi biznes, czy realizuje własne pasje historyczne?
Moja historyczna pasja idzie w parze z biznesem, czyli odbudową browarów. Moją pasją jest historia piwowarstwa polskiego. Tam, gdzie jeszcze jest możliwość, reaktywuję browary. Niestety część starych browarów można odratować tylko fizycznie. Z punktu widzenia formalno-prawnego nie mogą dalej funkcjonować.
Nie mogą być browarami?
Mogą, tylko nie mogą produkować piwa. Z reguły zapisy dużych koncernów w aktach przekazania lub sprzedaży dawnych polskich browarów mówią o tym, że można w tych miejscach robić wszystko, oprócz warzenia piwa. Przykład: zabytkowy browar w Radomiu czy Łańcucie.
Dużo jest takich browarów w Polsce? Chyba jeszcze sporo, skoro ciągle pan kupuje – niedawno Biskupiec, wcześniej Tenczynek.
Zostało już raczej mało. To jest ostatnia chwila na takie inwestycje, dlatego wszystkie środki lokuję w odbudowę historycznych browarów regionalnych.
Po 1989 r. polskie browary zostały hurtowo wyprzedane. Jak to możliwe, że Polska – czwarty kraj pod względem konsumpcji piwa, pozwoliła się skolonizować?
Kiedyś browary były połączone w zrzeszenia. Było na przykład jeleniogórskie zrzeszenie piwowarstwa. W okresie prywatyzacji sprzedawano całe grupy piwowarskie. Sprawę stawiano w ten sposób: Chcesz Lecha? To kup wszystko. Często też, żeby pozbyć się problemu, tworzono spółki pracownicze. Tak właśnie sprzedano Krotoszyn. A przecież spółka pracownicza nie ma żadnego doświadczenia w zarządzaniu i dystrybucji. Tak było też w Ciechanowie. A potem nagle duży browar odcinał te małe od dystrybucji, taka dokładnie sytuacja miała miejsce w Krotoszynie. W ciągu jednego dnia – ciach. Centralna dystrybucja pozbywała się małych browarów, a te natychmiast popadały w kłopoty finansowe.
Rozmawiał: Wojciech Surmacz
Pełna wersja wywiadu z Markiem Jakubiakiem w najnowszym wydaniu "Gazety Bankowej". Szukaj nas w salonach prasowych Relay oraz Inmedio. Zapraszamy do lektury!