Informacje

Bruksela zarzuciła Gazpromowi nadużywanie pozycji monopolisty. Dla Polski to „decyzja dekady” - ocenia były minister skarbu

Zespół wGospodarce

Zespół wGospodarce

Portal informacji i opinii o stanie gospodarki

  • Opublikowano: 22 kwietnia 2015, 19:29

    Aktualizacja: 22 kwietnia 2015, 19:55

  • 0
  • Powiększ tekst

Komisja Europejska wstępnie oceniła w środę, że Gazprom nadużywał monopolistycznej pozycji na rynku gazu w Europie Środkowej i Wschodniej. Zdaniem polskich ekspertów to decyzja korzystna dla Polski, potwierdzająca wcześniejsze polskie zastrzeżenia.

Komisja przedstawiła formalne zarzuty, będące wynikiem prowadzonego od jesieni 2012 roku postępowania. Jednak sfomułowanie zarzutów nie przesądza o ostatecznym rozstrzygnięciu sprawy. Rozwiązanie może być znalezione w drodze negocjacji.

"W kontraktach w tych krajach ceny gazu są powiązane z cenami ropy" - mówiła unijna komisarz ds. konkurencji Margrethe Vestager wyjaśniając, że problematyczna nie jest sama indeksacja cen gazu do ropy, ale sposób, w jaki Gazprom wykorzystywał tę formułę, aby narzucać swoim klientom niekorzystne ceny. Komisja Europejska może ukarać rosyjski koncern grzywną do 10 procent jego rocznych przychodów. Oznacza to, ze Gazpromowi grozi grzywna nawet do 15 mld dolarów.

Według ogłoszonych w środę ocen Gazprom utrudnia konkurencję na rynku gazu w ośmiu krajach Europy Środkowo-Wschodniej, gdzie jest dominującym dostawcą surowca. Prócz Polski chodzi o: Bułgarię, Czechy, Estonię, Węgry, Litwę, Łotwę i Słowację.

Komisja uznała też, że narzucanie przez Gazprom odbiorcom ograniczeń terytorialnych, takich jak zakaz reeksportu gazu czy klauzule nakazujące zużycie surowca na określonym terytorium, mogą skutkować wyższymi cenami gazu i pozwalać rosyjskiej spółce na nieuczciwą politykę cenową w pięciu państwach członkowskich. Wśród nich jest Polska, a także: Bułgaria, Estonia, Litwa i Łotwa.

Ponadto według KE rosyjski koncern może wykorzystywać swą dominującą pozycję na rynku polskim i bułgarskim, uzależniając dostawy gazu do tych krajów od uzyskania niezwiązanych ze sprzedażą zobowiązań dotyczących infrastruktury przesyłowej. W przypadku Polski KE wskazała, że Gazprom uzależniał dostawy od utrzymania kontroli nad gazociągiem Jamał.

KE ma mocne dowody przeciwko Gazpromowi, inaczej nie stawiałaby zarzutów - uważa Christian Egenhofer, szef programu energetycznego w brukselskim think tanku CEPS. Jego zdaniem sprawa nie jest polityczna i nie wpłynie na negocjacje między PGNiG i Gazpromem. W ocenie Egenhofera Komisja nie postawiłaby zarzutów, nie mając mocnych dowodów.

Unijna komisarz ds. konkurencji Margrethe Vestager, która podjęła tę decyzję, podkreślała na konferencji prasowej w Brukseli, że decyzja nie ma charakteru politycznego. Egengofer podziela tę opinię.

"Można ocenić, że to decyzja merytoryczna, oparta na faktach. To naprawdę nie jest krok polityczny, choć naturalnie naiwnością byłoby sądzić, że w tle w ogóle nie ma polityki. Jednak główne przesłanki są merytoryczne" - powiedział.

W wydanym w reakcji na decyzję KE oświadczeniu Gazprom twierdzi, że jego działania w UE są zgodne z obowiązującymi standardami i nie są sprzeczne z prawem.

Szef MSZ Rosji Siergiej Ławrow ocenił zarzuty KE jako nieakceptowalną próbę zastosowania nowych przepisów unijnych do istniejących wcześniej umów.

Kreml ma nadzieję, że dochodzenie Komisji Europejskiej w sprawie Gazpromu będzie bezstronne i uda się osiągnąć kompromis - poinformował w środę rzecznik prezydenta Władimira Putina Dmitrij Pieskow. Zapowiedział, że państwo będzie bronić interesów koncernu.

"Mamy nadzieję, że zostanie znaleziony kompromis. Uważamy, że podobne spory należy, bez wątpienia, rozwiązywać na drodze negocjacji" - powiedział Pieskow. "Liczymy na absolutnie bezstronne nastawienie do spółki Gazprom" - dodał.

Oświadczenie w sprawie zarzutów KE wobec Gazpromu wydało także rosyjskie Ministerstwo Energetyki. Wyraziło nadzieję, że "konstruktywne rozwiązanie tej kwestii, możliwe do zaakceptowania przez obie strony, znalezione zostanie bez jej upolityczniania, na drodze dalszych konsultacji" strony rosyjskiej i unijnej.

Resort ocenił, że w dochodzeniu prowadzonym przez KE nie są uwzględniane argumenty strony rosyjskiej. Według niego następuje to w warunkach ograniczania przez KE, na fali sankcji, dialogu z Rosją w sprawach energetycznych. Ministerstwo zarzuciło Komisji, że w trybie jednostronnym przerwała konsultacje, na temat których KE i Rosja porozumiały się w listopadzie 2013 roku.

Zdaniem byłego ministra skarbu Mikołaja Budzanowskiego decyzja KE oznacza potwierdzenie polskiej oceny o nadużywaniu przez Gazprom dominującej pozycji. z punktu widzenia polskich interesów Komisja Europejska podjęła jedną z ważniejszych decyzji w ostatniej dekadzie.

"KE potwierdziła naszą ocenę o nadużywaniu pozycji dominującej przez Gazprom. Dobrze, że po kilku latach ktoś obiektywnie to ocenił i będzie domagał się konsekwencji prawnych i finansowych. Czas bezczynności się skończył" - powiedział PAP Budzanowski.

"Warto podkreślić, że we wszystkich trzech głównych zarzutach pojawia się Polska jako kraj, który w największym stopniu był poszkodowany przez nieuczciwą politykę cenową Gazpromu w okresie objętym przedmiotem badania, czyli od momentu wejścia Polski do UE" - wskazał b. minister.

Jak zauważył Budzanowski, decyzja KE ma implikacje prawne, czyli będzie prowadziła do zmiany obowiązujących kontraktów gazowych tak, by dostosować je do wymogów prawa unijnego.

"Po drugie, pozostanie do rozstrzygnięcia kwestia okresu między 2004 a 2011 r., kiedy to umowy te funkcjonowały i gaz był dostarczany do krajów UE w oparciu o nieuczciwe praktyki. To jest bardzo interesujące, bo to nie dotyczy tylko jednego roku, tylko wielu lat, od momentu wejścia do UE nowych krajów. Warto podkreślić, że we wszystkich trzech głównych zarzutach pojawia się Polska, jako kraj, który w największym stopniu był poszkodowany przez nieuczciwą politykę cenową Gazpromu w okresie objętym przedmiotem badania, czyli od momentu wejścia Polski do UE" - powiedział.

Zwrócił uwagę, że decyzja KE będzie miała wpływ na renegocjacje długoterminowego kontraktu, jakie w ramach tzw. okna negocjacyjnego prowadzi z Gazpromem spółka PGNIG.

"Chodzi przede wszystkim o formułę kształtowania ceny, która jest przedmiotem renegocjacji. W związku z tym jest to dla nas korzystny moment. Nawet jeśli Gazprom nie zgodzi się z tym, co zarzuciła mu KE, i polska strona będzie zmuszona zwrócić się do arbitrażu, to dzięki decyzji KE zdobywamy bardzo cenne argumenty, trzeba podkreślić - obiektywne argumenty instytucji unijnej" - uważa Budzanowski.

Pytany o możliwość nałożenia na rosyjskiego monopolistę kary finansowej, Budzanowski nie wykluczył takiej możliwości.

"Jeśli KE stwierdza, że była prowadzona nieuczciwa polityka cenowa i przedstawia dowody, że Polska jest jednym z pięciu poszkodowanych krajów z największym wolumenem gazu (ok. 10 mld m. sześc.), to ktoś powinien za to ponieść konsekwencje finansowe" - powiedział.

B. szef resortu skarbu zwrócił uwagę na moment, w jakim KE postawiła Rosjanom zarzuty.

"KE była na to gotowa już od roku, ale nie chciała tego ujawniać. Postanowiła podejść do tego taktycznie i postąpiła w tym przypadku bardzo zgrabnie: w zeszłym tygodniu postawiła zarzuty wobec Googla, czyli spółki amerykańskiej, w tym przeciwko spółce rosyjskiej. To jest strategicznie dobrze przemyślana decyzja. KE pokazuje, że nie jest antyrosyjska czy antyamerykańska. Przekazuje komunikat, że traktuje wszystkich równo" - dodał.

Zdaniem prezesa Hermes Energy Group Piotra Kasprzaka, z punktu widzenia odbiorców decyzja KE powinna wpłynąć na poprawę transparentności cen na rynku gazu w Europie.

"Jej konsekwencją będzie jednak zaostrzenie stosunków z Gazpromem, a także kolejne straty finansowe dla rosyjskiego giganta. W związku z tym, ostateczny wpływ decyzji KE na ceny gazu w kontraktach długoterminowych oraz na rynkach hurtowych pozostaje niejasny. Z jednej strony taka decyzja powinna oznaczać wywarcie presji na Gazprom w zakresie obniżenia cen, jednak w obecnej sytuacji, w jakiej znajduje się rosyjska spółka, trudno jest prognozować jej reakcję na nałożoną karę" - podkreślił.

Dlatego - jak dodał Kasprzak - jest "wielce prawdopodobne, że w świetle napiętych stosunków na linii Bruksela – Moskwa oraz pogarszającej się sytuacji rosyjskiej gospodarki i Gazpromu, rosyjska spółka nie będzie skora do zapłaty kary. Możliwy jest zatem scenariusz, w którym Gazprom będzie starał się zademonstrować swoją siłę poprzez czasowe ograniczenie eksportu gazu do Europy, co w krótkim okresie może skutkować wzrostem cen na rynkach hurtowych” – ocenił.

Analityk innego brukselskiego think tanku Bruegel, Georg Zachmann zauważył, że KE mogła zademonstrować siłę wobec Gazpromu bez obawy o odwet z jego strony ze względu na obecne, niskie ceny gazu. Ekspert ten nie wykluczył obniżenia cen w negocjacjach gazowych w Europie Środkowo-Wschodniej, w tym w tych prowadzonych przez PGNiG. Jednak będzie to zależało, jak zastrzegł, od sytuacji na rynku.

Gazprom ma teraz 12 tygodni na ustosunkowanie się do przesłanego mu oświadczenia KE o zastrzeżeniach.

Za praktyki monopolistyczne na rynku UE firmom grozi kara w wysokości do 10 proc. rocznych obrotów. W 2013 obroty Gazpromu przekraczały 5 bilionów 250 mld rubli, czyli przy obecnym kursie ok. 99 mld dol.

PAP, sek

Powiązane tematy

Komentarze