UE praktycznie w stanie wojny: Zatrzymania islamistów w Belgii, gospodarka też negatywnie reaguje
Przeszukania w Brukseli, a także zatrzymania dwóch Belgów i Francuza w Belgii w związku z zamachami w Paryżu podsycają obawy o bezpieczeństwo w tym sąsiadującym z Francją kraju.
Belgijskie media informują o powiązaniach zamachowców z Paryża z brukselską dzielnicą Molenbeek Saint Jean. Jeden z samochodów wykorzystanych podczas ataków, był według śledczych zarejestrowany w Belgii. Szary Volkswagen Polo został zauważony obok sali Bataclan, w której zastrzelono 89 ludzi uczestniczących w koncercie.
Samochód został wynajęty przez mieszkającego w Belgii Francuza. Mężczyzna został zatrzymany w sobotę rano na belgijskiej granicy podczas kontroli innego pojazdu, którym poruszał się wraz z dwoma innymi osobami.
Belgijski samochód został też zauważony w pobliżu paryskiej kawiarni, która również została zaatakowana. W sobotę został on namierzony w Brukseli w dzielnicy Molenbeek.
Komentatorzy zwracają uwagę, że miejsce to, zamieszkiwane przez muzułmańskich imigrantów, nie pierwszy raz pojawia się w kontekście doniesień o zamachach terrorystycznych. Islamiści, którzy zaatakowali w tym roku sklep koszerny w Paryżu, tuż po zamachu na redakcję Charlie Hebdo kupili broń na Molenbeeku w Brukseli. Tam również zaopatrzył się mężczyzna, który w sierpniu wsiadł w Brukseli do superszybkiego pociągu Thalys do Paryża i otworzył ogień do pasażerów. Tragedii udało się uniknąć, bo obezwładnili go podróżujący pociągiem amerykańscy żołnierze.
Na Molenbeeku mieszkał przez pewien czas również Francuz, który jest oskarżony o zabicie czterech osób w żydowskim muzeum w Brukseli. Związki z dzielnicą mieli również mężczyźni, którzy zostali zabici podczas styczniowych nalotów służb na mieszkania podejrzanych o terroryzm we wschodniej Belgii.
"Dlaczego tak wielu dżihadystów przewija się przez Molenbeek?" - zastanawia się francuskojęzyczny dziennik "La Libre Belgique" nie bojąc się określić tego miejsca jako prawdziwej bazy radyklanego europejskiego islamu.
Belgia ma najwyższy w Europie odsetek walczących w szeregach Państwa Islamskiego. W 11-milionowym kraju mieszka kilkaset tysięcy muzułmanów (6 proc. ludności). Belgii nie dotknęły dotąd ataki w rodzaju tych, jakie miały miejsce w sąsiedniej Francji, a mniejszość - mimo że widoczna i skoncentrowana w swoich dzielnicach - nie jest postrzegana przez mieszkańców Belgii jako zagrożenie.
W związku z atakami w Paryżu, w których według doniesień na niedzielę zginęło 3 Belgów, postawiono jednak na nogi służby. Belgijska prokuratura wszczęła też swoje własne śledztwo.
Narodowa rada ds. bezpieczeństwa, której przewodzi premier Belgii Charles Michael, w sobotę późnym wieczorem podniosła poziom zagrożenia dla ważnych wydarzeń. Oznacza to, że do ich zabezpieczania może być wykorzystana armia.
Mieszkańcy Brukseli oswoili się już z widokiem żołnierzy z długą bronią ochraniających najważniejsze instytucje i budynki w mieście. Po poprzednich zamachach w Paryżu na redakcję Charlie Hebdo, zdecydowano o rozmieszczeniu ich, by zabezpieczyć się przed ewentualnymi atakami.
Rada ds. bezpieczeństwa potwierdziła też wcześniejsze decyzje o m.in. o wzmocnieniu kontroli na granicy z Francją, a także na lotniskach i dworcach.
W sześciu zamachach w Paryżu życie straciło co najmniej 129 osób, a około 350 zostało rannych. Zginęło siedmiu terrorystów, z których sześciu wysadziło się w powietrze. Do zamachu przyznało się Państwo Islamskie (IS).
PAP/ as/