Informacje

fot. www.freeimages.com
fot. www.freeimages.com

Cyfrowo-lotniczy front wojny hybrydowej na Ukrainie

Maria Szurowska

Maria Szurowska

Dziennikarka "Gazety Bankowej"

  • Opublikowano: 23 stycznia 2016, 18:11

  • 0
  • Powiększ tekst

Atak na system informatyczny lotniska w Kijowie pokazuje, że cybernetyczne wojny mogą być równie tragiczne w skutkach co te z użyciem ciężkiej artylerii.

W poniedziałek świat obiegła informacja o wykryciu złośliwego wirusa w oprogramowaniu kijowskiego lotniska Boryspol. Lotnisko to jest największym międzynarodowym i krajowym portem lotniczym na Ukrainie. Obsługuje ponad 60 proc. połączeń międzynarodowych w kraju.

Zdarzenie o tyle istotne, że zaatakowany został system kontrolujący ruch powietrzny. Wirus znaleziony w systemach głównego portu lotniczego w Kijowie był bardzo podobny do Black Energy - takiego, którym zaatakowano oprogramowanie w trzech ukraińskich elektrowniach w ostatnich dniach grudnia.

Pomimo braku dowodów na zaangażowanie Kremla w zdarzenie, rząd w Kijowie ustami rzecznika ukraińskiego wojska, Andrija Łysenki, uznał, że nie ulega wątpliwości, że za atakiem stoją Rosjanie. Łysenko w swojej wypowiedzi dla agencji Reutera stwierdził, że system kontrolny serwera, z którego pochodzi atak na oprogramowanie lotniska, jest zlokalizowany w Rosji.

W styczniu amerykańskie służby specjalne wytropiły grupę hakerów wspieranych przez rząd w Moskwie. Nazywają się „Sandworm” i najprawdopodobniej to oni są twórcami software’u BlackEnergy, który spowodował black out na Ukrainie.

To zdarzenie jest ewenementem. Dotychczas ataki na systemy informatyczne związane z lotnictwem nie dotykały struktur zarządzających ruchem powietrznym.

W zeszłym roku problemy z systemem na lotnisku miały porty lotnicze w Stanach Zjednoczonych. W Nowym Jorku, Bostonie, Dallas, Charlotte i Baltimore zaatakowane zostało oprogramowanie obsługujące rejestrację pasażerów. W czerwcu 2015 roku wirus „uziemił” 10 samolotów LOT-u. Nie stanowiło to jednak aż tak bezpośredniego zagrożenia życia dziesiątek tysięcy pasażerów, jak w przypadku wirusa w systemie lotniska Boryspil.

Kijów podkreśla, że wirus nie wyrządził żadnych szkód, bowiem był odpowiednio wcześnie zdiagnozowany i unieszkodliwiony. Po ataku ukraińskie Ministerstwo Infrastruktury zarządziło audyt wszystkich systemów informatycznych użytkowanych przez podlegające mu jednostki. Dotyczy to min. systemów stosowanych na kolei.

Złośliwe oprogramowanie stało się potężnym orężem cichych zmagań mocarstw, a w przypadku Ukrainy na froncie wojny hybrydowej. Wystarczy jeden skuteczny wirus, aby sparaliżować pracę całej struktury. Jest do pewnego stopnia anonimowe – zanim służby dojdą, kto stoi za atakiem mija wiele tygodni. Choć może wyrządzić ogromne szkody, nie jest dla państw formą otwartej agresji – przecież to „tylko” atak na oprogramowanie, nie ma czołgów, samolotów bojowych ani żołnierzy. Tymczasem cyber-ataki, jak pokazuje przykład kijowskiego lotniska, zaczynają zagrażać bezpośrednio życiu tysięcy ludzi, a hakerzy potrafią być nie mniej groźni niż komandosi.

Maria Szurowska

Powiązane tematy

Komentarze