Złote dylematy: inwestować już, czekać, dywersyfikować?
Rynek złota ma to do siebie, że niemal nigdy nie pozwala przejść obok siebie obojętnie. Wzrosty wywołują euforię, spadki – niepokój, a okresy rekordów cenowych przyciągają inwestorów szybciej niż jakikolwiek inny rynek. Nic dziwnego, że wiele osób wciąż zadaje sobie to samo pytanie: czy inwestować teraz, czekać na okazję, czy przeczekać zmienność? I choć kusząca byłaby jedna „złota” rada, takiej rady nie ma i nigdy nie będzie. Rynek nie działa według prostych recept, a inwestowanie – niezależnie od aktywa – zawsze wiąże się z ryzykiem. Skąd ta gorączka złota?
Obserwacje
Na rynku inwestycyjnym nie ma „złotej” rady. Nie istnieje odpowiedź, która sprawdzi się dla każdego inwestora. Rynek nie jest równaniem do rozwiązania, to raczej żywy organizm, reagujący na strach, euforię, geopolitykę, politykę monetarną i ludzkie emocje. W inwestowaniu zawsze jest element niepewności, ryzyka, intuicji. Może właśnie dlatego złoto od tysiącleci działa na wyobraźnię.
W ostatnich miesiącach kruszec znów przypomniał, dlaczego bywa nazywany „bezpieczną przystanią”. W dolarach jego wartość wzrosła w trzy miesiące o koło 20 proc., od początku roku o ponad 59 proc., a w perspektywie dekady – aż o ponad 290 proc. Gdyby ktoś dziesięć lat temu włożył w złoto 2 000 dolarów, dziś miałby ponad 7,5 tysiąca. Polski inwestor również nie miałby powodów do narzekań, w złotych złoto umocniło się przez dekadę o blisko 260 proc.
Paradoks polega na tym, że im szybciej rośnie cena, tym silniejsze emocje wywołuje. Gdy złoto przekroczyło barierę 4000 dolarów za uncję, w Polsce dało się to odczuć niemal natychmiast. Na stronie Tavex liczba odsłon skoczyła w październiku do prawie 2,84 mln – o 40 proc. więcej niż we wrześniu.
Jednak, to wszystko dzieje się w naturalnym rytmie rynków. W takich chwilach – tak jak w 2020 roku podczas pandemicznej niepewności czy w 2022 roku po wybuchu wojny – z rynku zaczynają znikać najpopularniejsze gramatury. Dealerzy zgłaszają braki, a klienci jeżdżą z miasta do miasta, żeby zdobyć upragnioną monetę czy sztabkę. To sygnał, który na rynku złota pojawia się regularnie: momenty emocjonalnego napięcia idą w parze z fizycznymi niedoborami.
Dziewięć tygodni nieprzerwanych wzrostów musi w końcu przynieść oddech. Korekta nie jest niczym nadzwyczajnym – rynek złota tak funkcjonuje. W latach 70., w epoce inflacyjnych lęków, obsunięcia potrafiły sięgać nawet 50 proc.. W 2008 roku ceny spadły o jedną trzecią, zanim ruszyły w kolejny imponujący rajd. Dzisiejsze cofnięcie ma raczej charakter porządkujący: pozwala wyrównać emocje, wyczyścić krótkoterminowe, spekulacyjne pozycje i wrócić do pytań o fundamenty. A fundamenty – wojna, niepewność geopolityczna, słabnąca wiara w stabilność zachodnich walut – pozostają niezmiennie mocne – wskazuje Tomasz Gessner, główny analityk Tavex.
5000 USD już w 2026 roku?
Coraz częściej słychać głosy, że jeśli tempo zmian się utrzyma, w 2026 roku złoto może zbliżyć się nawet do poziomu 5000 dolarów.
Ekonomiści behawioralni od lat opisują pewien schemat: kiedy ceny rosną, rośnie także nasza pewność, że… będą rosnąć dalej. To efekt stadny, FOMO, poczucie, że jeśli nie zareagujemy teraz, „wszystko wydarzy się bez nas”. W 2025 roku widzimy to wyraźniej niż kiedykolwiek. Według danych World Gold Council popyt na sztabki i monety już czwarty kwartał z rzędu przekroczył 300 ton, a inwestorzy kupują złoto w tempie, którego dawno nie widzieliśmy.
Złoto staje się więc nie tylko aktywem finansowym. Staje się papierkiem lakmusowym nastrojów, barometrem strachu i nadziei. Dwóch inwestorów może patrzeć na ten sam wykres i widzieć zupełnie inne rzeczy: dla jednego to potencjał, dla drugiego zagrożenie. Jeden widzi bezpieczeństwo, drugi widzi bańkę. To nie wykresy różnią się między sobą, to my sami. Czy więc inwestować teraz, czy czekać? Odpowiedź jest banalna, choć wcale nie prosta: to zależy. Od naszej tolerancji ryzyka, horyzontu, doświadczenia, odporności emocjonalnej. Od tego, czy chcemy reagować na rynek, czy budować portfel powoli, konsekwentnie, mądrze.
Jedno jednak pozostaje pewne: jeśli w inwestowaniu jest coś naprawdę uniwersalnego, to nie pojedynczy moment wejścia, lecz dywersyfikacja. To ona pozwala zachować równowagę, kiedy rynek faluje, a emocje buzują. Złoto od pokoleń pełni rolę „bezpiecznej przystani”, ale nawet przystań jest tylko częścią mapy. A rynek? Ten będzie żył dalej własnym życiem, raz budząc zachwyt, raz niepokój. I zawsze, absolutnie zawsze, będzie zadawał nam to samo pytanie: „To już ten moment?”. Odpowiedź? Tego nie wie nikt. I właśnie dlatego złoto fascynuje nas od tysięcy lat. Najważniejsze, aby podejmować własne decyzje poprzedzone analizą, a nie strachem i zachowaniem tłumu – podsumowuje główny analityk Tavex.
Materiały prasowe Tavex, oprac. sek
»» Odwiedź wgospodarce.pl na GOOGLE NEWS, aby codziennie śledzić aktualne informacje
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.