Były właściciel Colloseum prawomocnie skazany na 6 lat więzienia
Sąd Apelacyjny w Katowicach skazał w poniedziałek byłego właściciela Colloseum Józefa Jędrucha na 6 lat więzienia i 720 tys. zł grzywny. Zobowiązał go też do naprawienia szkody w wysokości 54 mln zł i zakazał pełnienia funkcji w spółkach prawa handlowego na 10 lat.
To prawomocny sądowy finał sprawy dotyczącej oszustw na kwotę ok. 430 mln zł. Większość tej kwoty została wyłudzona w obrocie wierzytelnościami, a głównymi oszukanymi były należące do Skarbu Państwa firmy: Będziński Zakład Elektroenergetyczny (BZE) i Polskie Sieci Elektroenergetyczne (PSE). Poza Jędruchem na ławie oskarżonych przed sądem odwoławczym zasiadało 10 innych osób.
Sąd apelacyjny rozpoznawał odwołania od wyroku z I instancji, który zapadł w maju 2011 r. Poza karami finansowymi Jędruch został wówczas skazany na 8 lat więzienia. Pozostałym oskarżonym sąd wymierzył kary więzienia - części z nich w zawieszeniu - i grzywny. Niektórzy oskarżeni, podobnie jak Jędruch, zostali zobowiązani do naprawienia części szkody, ale w wielokrotnie niższych kwotach. Oskarżeni odpowiadali przede wszystkim za oszustwa bądź niegospodarność.
Przewodniczący składu orzekającego sędzia Mirosław Ziaja powiedział, że sąd apelacyjny podzielił ocenę dowodów i ustalenia sądu I instancji w najważniejszych wątkach sprawy, dotyczących cesji wierzytelności. Zmodyfikował wyrok jedynie w części zarzutów i złagodził kary, nie tylko Jędruchowi, ale też innym oskarżonym, wśród których byli m.in. b. główny księgowy i dyrektor ds. finansowych BZE i b. wiceprezes Huty Pokój.
Od popełnienia niektórych przestępstw oskarżeni zostali uniewinnieni, np. od wyłudzenia na szkodę gminy Ornontowice. Część zarzutów przedawniła się już po wydaniu wyroku przez sąd okręgowy – sąd apelacyjny przyjął, że działali w tych przypadkach z winy nieumyślnej, co skutkowało krótszym okresem przedawnienia.
Jak tłumaczył sędzia Ziaja, mimo "wysoce krytycznej" oceny zachowania oskarżonych sąd wziął pod uwagę m.in. ich postawę po popełnieniu zarzucanych im przestępstw i wcześniejszą niekaralność. "Tylko jedna osoba była wcześniej karana, wszyscy podsądni prowadzą ustabilizowany tryb życia" - powiedział przewodniczący składu orzekającego. Zwrócił uwagę, że poza karami pozbawienia wolności oskarżeni zostali też skazali na kary finansowe, w niektórych przypadkach bardzo dotkliwe.
Mówiąc o naprawieniu szkody, sędzia przypomniał, że był to proces karny, a nie postępowanie cywilne i zobowiązując do tego oskarżonych, sąd miał na uwadze przede wszystkim funkcję penalną – czyli ukarania sprawcy - a nie kompensacyjną. "Zresztą nic nie stoi na przeszkodzie, żeby na drodze cywilnej można było dochodzić od oskarżonego obowiązku naprawienia szkody" - wskazał Ziaja.
Z uznania winy oskarżonych zadowolona jest prokuratura, która nie chce jednak komentować złagodzenia kar. "Wyrok sądu apelacyjnego - w tej chwili już prawomocny - w odniesieniu do większości oskarżonych potwierdził ich zawinienie. Z tego prokuratura na pewno jest zadowolona" - powiedział po ogłoszeniu wyroku dziennikarzom prokurator Adam Roch. Nie chciał odnosić się do złagodzenia oskarżonym kar.
"Myślę, że tutaj nie można mówić o klęsce czy nawet o porażce. Sprawa była trudna i precedensowa, a sąd w zdecydowanej większości potwierdził te fakty, które były podstawą najpierw skierowania aktu oskarżenia, a później wydania wyroku (...) Wydaje mi się, że prokuratura wykonała dobrą, rzetelną pracę" - powiedział oskarżyciel.
Wydając wyrok, sąd zaliczył oskarżonym na poczet kary okres aresztowania. Obecnie odpowiadali z wolnej stopy i kilku z nich przyszło na publikację wyroku. Ci spośród oskarżonych, którzy dostali kary dłuższego pozbawienia wolności niż czas, który spędzili w areszcie, powinni wrócić do zakładu karnego. Jednakże zgodnie z przepisami mogą - będąc na wolności - starać się o warunkowe przedterminowe zwolnienie. Wymierzając im niższe kary, sąd dał im taką możliwość. Ostatecznie zdecyduje o tym sąd penitencjarny. Bardzo możliwe, że żaden z oskarżonych nie wróci do więzienia, także Jędruch, który był w areszcie cztery lata i siedem miesięcy.
Sprawa Colloseum należała do najbardziej skomplikowanych w historii wymiaru sprawiedliwości na Śląsku. W I instancji sąd rozpoznawał ją na 177 rozprawach, akta liczą prawie 250 tomów. Przed sądem apelacyjnym - gdzie wyroki zapadają z reguły po jednym lub dwóch posiedzeniach - sprawa była rozpoznawana na 9 terminach.
Pod koniec lat 90. BZE był winien PSE setki milionów złotych za energię elektryczną, jednak nie spłacał tych należności. Do negocjacji ws. oddłużenia BZE włączyło się Colloseum. Colloseum nie płaciło za nabycie tych wierzytelności. Z tymi bezprawnymi - w części zupełnie sfałszowanymi - umowami cesji przedstawiciele Colloseum szli do BZE. Dzięki głównemu księgowemu i dyrektorowi ds. finansowych tej spółki Romanowi N. natychmiast otrzymywali pieniądze, których wcześniej PSE nie mogły odzyskać od BZE. Główni oskarżeni utrzymywali, że cesje wierzytelności były w pełni legalne.
W marcu 2002 r. Jędruch wyjechał z Polski po tym, gdy katowicki sąd postanowił go aresztować. Zniknęli też inni podejrzani w tej sprawie. Jędrucha zatrzymano w lipcu 2003 r. w izraelskim mieście Jaffa. Został sprowadzony do Polski na podstawie umowy ekstradycyjnej i spędził w areszcie cztery lata i siedem miesięcy. W 2007 r. wyszedł na wolność, gdy w jego imieniu wpłacono 3 mln zł kaucji. Dopiero w lutym 2012 r. zatrzymany został b. wiceprezes konsorcjum Piotr W. Będzie odpowiadał w osobnym procesie.
Konsorcjum Finansowo-Inwestycyjne Colloseum istniało od 1996 r. Zaczynało od handlu samochodami i obrotu wierzytelnościami. W końcu lat 90. rozwinęło szeroką działalność finansową, inwestycyjną i handlową. Kupiło m.in. kontrolny pakiet akcji Huty Pokój w Rudzie Śląskiej i lubelską spółkę PRiM. Dzięki współpracy z innymi akcjonariuszami uzyskało decydujący głos w akcjonariacie dwóch spółek giełdowych: Huty Ferrum i Energomontażu-Północ.
(PAP)