Skąd środki na wynagrodzenia dla nauczycieli? ZNP ma plan
Środki na wynagrodzenia nauczycieli pracujących w szkołach mają pochodzić nie z subwencji oświatowej, ale z dotacji celowej budżetu państwa; w dotacji mają być też środki na wynagrodzenia nauczycieli przedszkolnych - zakłada obywatelski projekt przygotowany przez ZNP.
Pierwsze czytanie projektu zaplanowano na rozpoczynającym się we wtorek posiedzeniu Sejmu. Pod projektem zebrano ponad 340 tys. podpisów.
Przewiduje on zmianę przepisów w trzech ustawach: o systemie oświaty, o dochodach jednostek samorządu terytorialnego i Karcie Nauczyciela.
Jego autorzy uważają, że to rząd, a nie samorządy, powinien odpowiadać za wypłatę wynagrodzeń nauczycielom. Dlatego proponują w ustawie o systemie oświaty wprowadzenie zapisu: "środki niezbędne na wynagrodzenia nauczycieli i placówek prowadzonych przez jednostki samorządu terytorialnego, finansowane są przez państwo w drodze dotacji celowej".
Zapis ten oznacza, że całość środków na wynagrodzenia nauczycieli pracujących w szkołach i przedszkolach pochodzić ma z dotacji celowej budżetu państwa. Jednocześnie, inaczej niż w jest w przypadku subwencji, samorządy nie mogłyby przekazanych im środków wydać na inny cel niż płace nauczycieli. Zmiana mechanizmu finansowania wynagrodzeń nauczycieli na proponowaną w projekcie oznacza konieczność zwiększenia środków na ten cel w budżecie państwa. Według prezesa Związku Nauczycielstwa Polskiego Sławomira Broniarza, wypłacanie nauczycielskich wynagrodzeń z budżetu państwa odciąży finansowo gminy.
Obecnie środki na wynagrodzenia dla nauczycieli pracujących w szkołach przekazywane są samorządom z budżetu państwa w formie subwencji oświatowej. Kwota, jaka trafia do konkretnego samorządu - gminy lub powiatu, nie jest powiązana z liczbą nauczycieli i ich poziomem awansu zawodowego, lecz wynika z liczby uczniów mieszkających na terenie danej jednostki samorządu terytorialnego. Wyliczana jest na podstawie algorytmu podziału subwencji oświatowej; jednocześnie wysokość minimalnego wynagrodzenia zasadniczego nauczycieli określana jest w rozporządzeniu ministra edukacji.
Według ZNP subwencja oświatowa (w 2017 r. ma wynieść blisko 41,5 mld zł; pozostanie na poziomie tegorocznej) zaspokaja potrzeby, jeśli chodzi o wynagrodzenia nauczycieli na poziomie niecałych 80 proc. W efekcie - jak zaznaczają związkowcy - samorządy twierdzą, że do subwencji oświatowej dokładają rocznie ponad 8 mld zł z własnych środków - na zadania dotyczące realizacji oświatowej polityki państwa, a niewynikające z ich zadań własnych. Autorzy projektu podkreślają, że przekłada się to m.in. na politykę gmin w zakresie kształtowania sieci szkół, decyzje o zamykaniu placówek lub przekazywaniu ich prowadzenia innym podmiotom, np. stowarzyszeniom.
Zgodnie z obowiązującymi przepisami inny mechanizm dotyczy finansowania przedszkoli. Prowadzenie ich jest zadaniem własnym samorządu, oznacza to, że na ten cel nie dostają one środków z subwencji oświatowej. Utrzymują je ze środków własnych (głównie z dochodów z podatków PIT, CIT oraz podatków miejscowych) oraz z dotacji celowej z budżetu państwa na rozwój wychowania przedszkolnego.
W czerwcu, gdy obywatelski projekt został złożony w Sejmie, minister edukacji Anna Zalewska proszona przez dziennikarzy o komentarz do propozycji ZNP, oceniła, że jest to "totalna zmiana systemu, która spowoduje duże turbulencje finansowe w samorządach, w dodatku jest niezgodna z konstytucją - tam, gdy mówi się o oświacie, mówi się o subwencji".
Jednocześnie szefowa MEN zaznaczyła, że jest to projekt obywatelski i dlatego należy podejść do niego z szacunkiem. "Odbędzie się w Sejmie cała procedura: pierwsze czytanie, prace w komisji, analiza jego zgodności z ustawami. Konieczna jest też debata w samorządach, bo proponowane zmiany dotyczą głównie samorządów. Dla nich jest to duża różnica, czy środki są z subwencji, czy w dotacji" - powiedziała wówczas.
PAP/ as/