W „Sieci”: Kłopoty z pamięcią
Benjamin Netanjahu, Yair Lapid, Ronen Bergman i wiele innych osobistości izraelskiego oraz żydowskiego życia publicznego stało się ostatnio ofiarami dziwnej epidemii. Gdy przychodzi do wspominania wojennych losów ich rodzin, zdarza się im mylić fakty, postaci, okoliczności lub popadać w krzywdzące uogólnienia. Można byłoby to uznać za przypadek, zbyć milczeniem, gdyby nie to, że tych wypadków jest zbyt wiele – pisze na łamach najnowszego wydania tygodnika „Sieci” Konrad Kołodziejski.
Autor artykułu opisuje w jaki sposób izraelscy politycy manipulują historią swoich rodzin aby podkreślić w ten sposób swoją niewzruszoną postawę obrońcy kraju i wzbudzić nacjonalistyczne nastroje wśród wyborców.
Po słynnej już konferencji prasowej w Monachium, gdy premier Mateusz Morawiecki odpowiadał na pytanie izraelskiego dziennikarza Ronena Bergmana i – wymieniając kolaborantów współpracujących z Niemcami podczas wojny– użył sformułowania „żydowscy sprawcy”, rozpętała się burza. Do Morawieckiego zadzwonił oburzony premier Izraela Benjamin Netanjahu. Podczas rozmowy Netanjahu miał opowiedzieć Morawieckiemu historię rodziny swojej żony Sary. Jaka to historia, dowiadujemy się z relacji zamieszczonej na łamach „Haaretz”. Otóż dziadek żony izraelskiego premiera, Mojżesz Hahn, wraz z dwoma krewnymi był ukrywany przez Polaków nagrodzonych potem tytułem Sprawiedliwych wśród Narodów Świata. Jednak tuż przed nadejściem Rosjan Hahn został wydany przez innych Polaków, którzy mieli zatrzymać wycofujących się Niemców i wskazać im kryjówkę jego, krzycząc, że „tutaj ukryło się jeszcze trzech Żydów”. To okoliczność szczególnie obciążająca, bo denuncjatorzy – jak wynika z relacji Netanjahu – zrobili to z czystej nienawiści, tylko po to, aby pozbyć się rękami Niemców ukrywającego się Żyda, zanim wkroczą Rosjanie i będzie na to za późno.
Tymczasem dostępna jest nieco inna relacja z tamtego wydarzenia.
Ben-Artzi, nieżyjący już pisarz i wykładowca, opisał w 1999 r. okoliczności śmierci swojego ojca, matki oraz siostry i złożył je w instytucie Yad Vashem. Jak można z nich wyczytać, jego ojciec Mojżesz Hahn wraz z kolegami ukrywał się w Biłgoraju (gdzie mieszkał przed wojną i był doskonale znany miejscowym) w jednym z chłopskich gospodarstw w piwnicy. Z jakichś powodów, które nie zostały opisane, ukrywający się zostali zdekonspirowani i wydani Niemcom. W świadectwie nie ma mowy o krzyczących denuncjatorach, mówi się o Polaku, który wydał Hahna i jego kolegów. Oczywiście nie musi to oznaczać, że nie znalazła się grupa miejscowych, którzy asystowali Niemcom, ale – co należy powtórzyć – w świadectwie nie ma o tym mowy. Mamy więc na razie do czynienia – jeżeli nie pojawią się nowe dane na ten temat – jedynie z opowieścią rodzinną, która ma różne wersje: jedną, którą miał przedstawić Morawieckiemu Netanjahu, i drugą, spisaną przez ojca jego żony w Yad Vashem. Ważne jest też, że świadectwo zostało spisane dopiero w 1999 r., a zatem 55 lat po wydarzeniach, przez człowieka, który nie był ich świadkiem. Shmuel Ben-Artzi wyjechał bowiem z Polski w 1933 r. do Palestyny.
Konrad Kołodziejski w swoim tekście opisuje też jakiś nieścisłości dopuścili się izraelski dziennikarz Ronen Bergman oraz polityk Yair Lapid.
Krótkie śledztwo dziennikarskie ujawniło jednak, że izraelski polityk mija się z prawdą. Żadna z jego babć nie została zamordowana, obie przeżyły wojnę, w tym jedna – od strony matki – podczas Holokaustu mieszkała bezpiecznie na terytorium brytyjskiej Palestyny.
Więcej w nowym numerze tygodnika „Sieci”, dostępnym w sprzedaży od 26 lutego, także w formie e-wydania na wsieciprawdy.pl.
Zapraszamy też do subskrypcji tygodnika w Sieci Przyjaciół – www.siecprzyjaciol.pl i oglądania ciekawych audycji telewizji internetowej www.wPolsce.pl.