Właściciele escape roomów zabrali głos
Kontrole escape roomów prowadzone przez straż pożarną zwiększyły świadomość klientów i właścicieli - mówi w rozmowie współwłaściciel jednego z warszawskich lokali. Jak dodaje klienci najczęściej pytają o przyciski bezpieczeństwa i możliwość awaryjnego otwarcia drzwi.
Zdaniem Jarosława Pawłowskiego, współwłaściciela escape roomu Dom Zagadek, kontrole prowadzone przez straż pożarną mogą przynieść pozytywny skutek nie tylko dla użytkowników, ale również dla właścicieli, bo wyeliminują z rynku tych, którzy nie stosują się do zasad bezpieczeństwa. Klientom natomiast uzmysłowią na co zwracać uwagę wybierając konkretny escape room. Jak podkreślają świadomość klientów w ciągu ostatnich dni jest o wiele wyższa.
„Kontrole uświadomią wielu osobom, że pracują w branży, gdzie odpowiadają za bezpieczeństwo użytkowników. Myślę, że nie wszyscy mogli być tego do końca świadomi. Mam także nadzieję, że dzięki temu, że lokale, które nie były dostosowane, które zostały zamknięte taka tragedia, jak ta w Koszalinie już się nie wydarzy” - mówi w rozmowie z PAP współwłaściciel Domu Zagadek Jarosław Pawłowski.
Jak dodaje drugi ze współwłaścicieli Wojciech Szulimowski, w ostatnich dniach klienci bardzo często pytają o to, czy w lokalu znajdują się przyciski awaryjnego otwierania drzwi, wyjścia ewakuacyjne oraz o to, czy lokal był już kontrolowany.
„Do tej pory takie kwestie ludzi nie interesowały, takich pytań kompletnie nie było, wręcz trzeba było uciszać ludzi podczas rozmowy informacyjnej, którą zawsze przeprowadzamy z grupami. Mam nadzieję, że nie jest to tylko chwilowe zwiększenie świadomości” - zaznacza Szulimowski. Dodaje, że lokale, których jest współwłaścicielem kontrole z pozytywnym efektem przeszły w ostatnią niedzielę.
„Kontrole odbyły się obu naszych lokalizacjach, nasze pomieszczenia są bezpieczne” - mówi Pawłowski wskazując na znajdujące się w recepcji czujniki dymu, gaśnice i oznaczenia przeciwpożarowe. W recepcji jest także przycisk, za pomocą którego można o niebezpieczeństwie powiadomić straż pożarną. Jest też hydrant z - jak zapewnia Pawłowski - z 30 metrowym wężem strażackim. Na ścianach wiszą także instrukcje przeciwpożarowe.
„Większość z naszych pracowników ma odbyte szkolenie z zakresu udzielania pierwszej pomocy po to, aby wiedzieli jak mają reagować w razie ataku paniki, zachłyśnięcia się, itp.” - mówi Wojciech Szulimowski. Dodaje, że w ten sposób przeszkolono 15 osób, przynajmniej jedna z nich jest na zmianie. „Mamy sześć pokoi, więc każdego dnia na miejscu jest przynajmniej sześciu pracowników, jeden pracownik odpowiada za jeden pokój” - informuje.
„Zabawę poprzedza wprowadzenie i rozmowa, podczas której pracownik opowiada użytkownikom, jak działają systemy, co można robić, a czego nie, jak opisywane są wyjścia awaryjne. Po rozpoczęciu zabawy pracownik siada przed ekranem i monitoruje grupę” - dodaje.
W każdym z pokoi są kamery, czujniki dymu i we wszystkich zamykanych pokojach tzw. panic button, czyli przycisk awaryjnie otwierający drzwi. Ten ostatni jest z obu stron drzwi wejściowych. Po wejściu do pokoju w pierwszym pomieszczeniu jest także gaśnica. Uczestnicy zabawy są słyszani i widziani w pokoju monitoringu. Przez cały czas gry mogą się kontaktować z animatorem. W każdym momencie jednym kliknięciem przycisku mogą wyjść z pokoju. Jak zapewniają właściciele obiektu obsługa może otworzyć drzwi także zdalnie nawet za pomocą telefonu komórkowego.
„Kontakt i obserwowanie uczestników jest dla nas ważne, nie tylko ze względów bezpieczeństwa. Obserwujemy uczestników również po to, by w odpowiednim momencie - na sygnał uczestników zabawy - dać im podpowiedź” - mówią właściciele.
„Co ważne gracze po przejściu do kolejnego pomieszczenia nie mają możliwości zatrzaśnięcia się, tzn. nie zamknę raz otwartych drzwi, zawsze mają możliwość cofnięcia się do pierwszego pomieszczenia. Nie używamy także migającego oświetlenia, które mogłoby nasilić objawy m.in. padaczki, ani wytwornic dymu, które mogłoby przestraszyć uczestników, którzy nie mieliby pewności czy dym jest to elementem zabawy czy nie. Wyjścia ewakuacyjne i panic buttony są oznakowane, świecą w ciemności” - pokazuje na tabliczkę w pobliżu drzwi Jarosław Pawłowski.
Właściciele dodają, że z zabawy mogą korzystać dzieci od 8 roku życia, ale te w wieku od 8 do 12 lat tylko i wyłącznie w obecności animatora. Dzieci poniżej 8 roku życia mogą wejść do pokoi w towarzystwie rodziców.
Escape roomy to pokoje zagadek. Pomysł na ich utworzenie wywodzi się z gier komputerowych, w których użytkownik miał za zadanie uciec z zamkniętego pomieszczenia po rozwiązaniu wszystkich zagadek i rebusów. Później grę postanowiono przenieść z wirtualnej rzeczywistości do świata realnego. Rozwiązanie zagadek najczęściej wymaga współpracy w grupie, która na wyjście z pokoju ma z góry ustalony limit czasu - najczęściej jest to od 45 do 90 minut.
W piątek po godz. 17.00 w jednym z takich pomieszczeń w Koszalinie doszło do pożaru, w którym zginęło pięć dziewcząt, a jeden mężczyzna jest ciężko poparzony. Państwowa Straż Pożarna na polecenie ministra Joachima Brudzińskiego rozpoczęła kontrole w podobnych obiektach na terenie całego kraju.
Jak informowała później Państwowa Straż Pożarna w lokalu nie zostały zapewnione drogi ewakuacyjne, a drzwi ewakuacyjne były zamknięte. Lokal był także ogrzewany butlą gazową i piecykami elektrycznymi.
„Gdyby przepisy ewakuacyjne były spełnione, gdyby te drogi ewakuacyjne były drożne, gdyby była możliwość otwarcia drzwi, prawdopodobnie te dziewczęta by przeżyły” - powiedział później komendant główny PSP gen. brygadier Leszek Suski.
PAP/ as/