System grabieży
Najnowszy majowy numer miesięcznika „wSieci Historii” przybliża, jak wyglądało w historii, zwłaszcza w latach 1939-1945 niszczenie i rabowanie polskiej kultury materialnej.
„Grabież dóbr polskiej kultury […] w sposób szczególny dotknęła naród polski w XX w. Najpierw nawałnica bolszewicka w latach 1919–1920, jak pisała o tym w „Pożodze” Zofia Kossak, przetoczyła się po Kresach, pozostawiając zgliszcza i trupy, a potem w latach II wojny światowej i przez cały okres istnienia komuny za Bugiem ponownie Sowieci niszczyli polskie zabytki – dwory i pałace, zamki i kościoły kresowe, aż do końca, do ostatniego kamienia. […] Z kolei Niemcy, aczkolwiek krócej im było dane niewolić Polskę i jej dziedzictwo, czynili swą powinność zdecydowanie systematyczniej i celowo. Niszczyli bądź wywozili w latach 1939–1945 najcenniejsze dzieła stanowiące własność polską, w tym polskiego ziemiaństwa” – pisze Jan Żaryn, redaktor naczelny miesięcznika.
W artykule „Wywieźć, zabezpieczyć i ukryć!” Marek Skalski omawia losy skarbów kultury polskiej podczas II wojny światowej. Jednym z nich była Biblia Peplińska: jeden z zaledwie 45 zachowanych na świecie egzemplarzy »gutenbergowskiej« Biblii – pierwszej w historii naszej cywilizacji drukowanej książki. Przed wojną jej wartość oszacowano na 1,8 mln ówczesnych złotych. Autor opisuje sposób, w jaki zabezpieczono Biblię przed grabieżą przez Niemców: Znajdująca się w zbiorach Biblioteki Seminarium Duchownego w Pelplinie została spakowana do przygotowanej dla niej walizki. Ks. Antoni Liedtke, z walizką w jednej ręce i małym pakunkiem, kryjącym XVI-wieczny psałterz biblijny, w drugiej wyjechał do Warszawy […]. Walizka z niemal równie cennym zabytkowym psałterzem spoczęły w sejfie znajdującym się w schronie warszawskiego Banku Gospodarstwa Krajowego. Wkrótce do tego zbioru dołączyć miały najcenniejsze zabytki polskiego piśmiennictwa. W wyniku dalszych działań zbiory te na pokładzie statku pasażerskiego »Batory«, dotarły do Kanady. Skalski udowadnia również, że te działania były celowe: Niemcy natychmiast po wkroczeniu do Polski zaczęli poszukiwać Biblii. W czasie śledztwa gestapo przesłuchało wielu księży na Pomorzu. rozesłali po całej okupowanej Europie list gończy za ks. Liedtkem, którego nazywali »złodziejem Biblii Gutenberga«. W artykule „Rozśpiewał Polskę i zachwycał na scenie” prof. Irena Poniatowska przybliża twórczość Stanisława Moniuszki i jej znaczenie dla współczesnych mu Polaków. Autorka zauważa, że dwusetlecie urodzin Moniuszki winno stać się manifestacją, przyznaniem mu miana narodowego wieszcza, obok Chopina, trzech wielkich poetów: Mickiewicza, Słowackiego, Krasińskiego, może także Norwida, Matejki czy Sienkiewicza – wszak narodowość była dla niego nakazem moralnym. Ale też uznaniem kunsztu wielkiego artysty.
W artykule czytamy m.in. o olbrzymim wkładzie Stanisława Moniuszki w popularyzację pieśni polskich, a tym samym w utrzymanie ducha narodowego w XIX-wiecznej Polsce. Po powrocie do Wilna Moniuszko, dostrzegając upadek życia muzycznego po powstaniu listopadowym, postanowił stworzyć repertuar pieśni polskich dla śpiewu powszechnego. Swój plan przedstawił publicznie w 1842 r. w „Tygodniku Petersburskim”, gdzie pisał: „Z każdej strony obijają się o uszy powszechne narzekania na niedostatek śpiewu domowego; chociaż, prawdę mówiąc, nie można o to obwiniać artystów z profesji”. […] Pisze więc dalej: „»Śpiewnik« mój zawierać będzie zbiór śpiewów na jeden głos z towarzyszeniem fortepiano. Wiersze – starałem się wybierać z najlepszych naszych poetów, mianowicie »Piosnki sielskie«, tudzież »Piosnki wieśniacze znad Niemna« w nim umieściłem, będąc tego przekonania, że te utwory poetyczne najwięcej na sobie charakteru i barwy krajowej okazywały. Nadto poważyłem się jeszcze doświadczyć zupełnie nowej u nas formy śpiewu, który w opowiadaniu naiwnym o »Dziadku i babie« w rodzaju baśni gminnych usiłowałem objawić. […] A to co jest narodowe, krajowe, miejscowe, co jest echem dziecinnych naszych przypomnień, nigdy mieszkańcom ziemi, na której się urodzili i wzrośli, podobać się nie przestanie. Pod wpływem takiego natchnienia układane śpiewy moje, […] charakter mają krajowy”.
Irena Poniatowska zwraca uwagę, że cztery śpiewniki opracowane przez Moniuszkę nie zawsze przychylnie traktowane były przez krytyków, jednak doskonale oddawały obraz Polski w połowy XIX wieku.
W artykule „Niezwykły kościół, niezwykli ludzie” prof. Jan Żaryn omawia działania podejmowane przez parafię pw. Wszystkich Świętych, która mieściła się przy pl. Grzybowskim na terenie getta warszawskiego. Jak opisuje autor, świątynia prowadziła działalność duszpasterską dla Żydów, katolików mieszkających z racji rasistowskiego prawa wprowadzonego przez niemieckiego okupanta w getcie, m.in. przygotowywała ich do sakramentu chrztu świętego. […] Kiedy istniało codziennie zagrożenie życia, uproszczono procedury przygotowania do sakramentu kolejnych zgłaszających się.
Jan Żaryn relacjonuje, że udzielano różnorodnej pomocy wszystkim potrzebującym, mimo że wymagało to zarówno odwagi, jak i zdolności do konspiracji. […] na terenie opuszczonej z nakazu Niemców przez »aryjskich« mieszkańców plebanii, […] w kilku budynkach parafialnych i w samej świątyni mieszkali bądź byli przechowywani Żydzi katolicy i niekatolicy.
Autor przybliża sylwetkę ks. prałata Marcelego Godlewskiego, proboszcza parafii: był propagatorem nauki społecznej Kościoła i całym swoim życiem dawał świadectwo o jej zasadach. W czasie wojny bez reszty zaangażował się w pomoc na rzecz Żydów, także ich przechowując po aryjskiej stronie w swoim domu w Aninie. Niemcy odebrali ks. Marcelemu Godlewskiemu i ks. Antoniemu Czarneckiemu prawo wstępu na teren getta. Poza murami getta ks. Marceli nadal wspierał uciekinierów […]. Jego pracownicy z narażeniem życia prowadzili biuro fałszywych dokumentów, wystawianych w ślad za równie prawdziwymi zaświadczeniami o przynależności do Kościoła katolickiego. W 2009 r. Instytut Yad Vashem w Jerozolimie przyznał ks. Marcelemu medal Sprawiedliwy wśród Narodów Świata. Kościół Wszystkich Świętych był także wielokrotnie honorowany przez uratowanych Żydów. Grzegorz Majchrzak w materiale „Najdłuższy bój Zygmunta Chychły” opisuje życie wybitnego polskiego boksera lat 50. XX wieku, zwracając uwagę nie tylko na osiągnięcia sportowe, ale także na jego walkę ze Służbą Bezpieczeństwa. Wyjazd do Niemiec to walka, którą bokser toczył nieprzerwanie przez wiele lat po zakończeniu swojej kariery. Choć jego wniosek regularnie odrzucano, nie poddał się. Przełomem była próba zwerbowania go do SB.
Znakomity bokser wygrał (…) również tę walkę. Nie postąpił jak wiele innych osób gotowych do „ustępstw”, kompromisu w celu otrzymania upragnionego paszportu, możliwości wyjazdu czy emigracji z Polski Ludowej. Jego zwycięstwo było tym większe, że w końcu (4 października 1972 r.) otrzymał on, jego żona i dorastający synowie zgodę na wyjazd. Cena okazała się jednak bardzo wysoka. Dwa dni później wystąpił do Rady Państwa o zezwolenie na zmianę obywatelstwa. A jako „zdrajca” został nie tylko wymazany z encyklopedii i leksykonów sportowych – oczywiście tych wydawanych w PRL – ale też praktycznie zerwał kontakty z ojczystym krajem, co zresztą wymogła na nim Służba Bezpieczeństwa. Miał przyjeżdżać jedynie, aby „w tajemnicy” odwiedzać groby rodziców. Po wielu latach, 10 lipca 2003 r., przyznano mu tytuł Honorowego Obywatela Miasta Gdańska, ale niestety schorowany Zygmunt Chychła już go nie odebrał – uczynił to w jego zastępstwie syn. Znakomity bokser zmarł sześć lat później 26 września 2009 r. w Hamburgu, w wieku 83 lat – podsumowuje Majchrzak.
Artur Guzicki w artykule „Kat w sutannie” opisuje burzliwe losy kościoła autokefalicznego w Polsce. Droga do jego powstania była wyboista i bardzo dramatyczna. Doprowadziła do ostrych podziałów w środowisku prawosławnych duchownych. Doszło nawet do politycznego mordu. Do tragicznego wydarzenia doszło w 1923 roku. W rezydencji prawosławnego metropolity Warszawy arcybiskupa Jerzego, zjawia się archimandryta Smaragd. Między duchownymi był spory konflikt. Smaragda zawieszono w obowiązkach i złamano karierę. Duchowni rozmawiali w cztery oczy około dwóch godzin. Po tym czasie sekretarz arcybiskupa usłyszał trzy strzały. Kiedy wbiegł do gabinetu metropolity, ten leżał na podłodze z przestrzeloną głową. Smaragd spokojnym głosem oświadczył: „Zabiłem kata prawosławia” o poprosił o wezwanie policji.
Po pierwszej wojnie światowej w Rzeczpospolitej wyznawcy prawosławia stanowili znaczącą część społeczeństwa. W granicach państwa polskiego mieszkało blisko cztery miliony obywateli wyznania prawosławnego. (…) Dlatego w kręgach rządowych zrodził się pomysł, żeby sprawę uregulować, ustanawiając niezależny od moskiewskiego Polski Autokefaliczny Kościół Prawosławny. Pomysł ten nie spodobał się żyjącym u nas Rosjanom, którzy nie chcieli zerwać z uzależnieniem od Moskwy.
Więcej w majowym numerze miesięcznika „wSieci Historii”, w sprzedaży już od 11 kwietnia br., dostępnym również w formie e-wydania na stronie internetowej http://www.wsieciprawdy.pl/e-wydanie-sieci-historii.html.
Zapraszamy też do subskrypcji miesięcznika w Sieci Przyjaciół – www.siecprzyjaciol.pl oraz oglądania audycji telewizji wPolsce.pl.