W miesięczniku „wSieci Historii”: Polska arystokracja
Najnowszy numer miesięcznika „wSieci Historii” poświęcony został tradycji „polskiego honoru” i jego strażniczki – polskiej arystokracji. Często polska arystokracja była pomawiana o kosmopolityzm, z racji koneksji rodzinnych sięgających niemal całego globu. O zbytnią pychę i izolację. Przeczą temu fakty i biografie ludzi, którzy musieli się zderzyć w swoim życiu z wyborami niewyobrażalnymi z punktu widzenia zasobnej rezydencji czy poczucia bezpieczeństwa z racji życia w zamkniętym środowisku rodziny i przyjaciół – pisze redaktor naczelny miesięcznika, Jan Żaryn.
W artykule „Pierwsi na straży polskości” Marcin K. Schrimer pisze, że przodkami arystokracji byli przedstawiciele dawnych rodzin magnackich, którzy szczególną wagę przywiązywali do odpowiedniego tytułu rodowego. Polscy arystokraci, choć była to stosunkowo niewielka grupa społeczeństwa, włożyła niemały wkład w działalność gospodarczą i patriotyczną. W czasach zaborów mieli niewiele możliwości podejmowania działań politycznych, a najwięcej swobody mieli możni w Galicji. Wielu z nich angażowało się także we wspieranie zrywów narodowych.
Większe możliwości dla rzeczywistej aktywności politycznej pojawiły się dopiero po wybuchu I wojny światowej. Państwa centralne, chcąc pozyskać przychylność Polaków, zgodziły się na powołanie w październiku 1917 r. Rady Regencyjnej, najwyższej władzy na terenie Królestwa Polskiego. Wybrana została spośród zasłużonych dla kraju osób, cieszących się zaufaniem narodu. Miała działać do czasu przekazania swoich prerogatyw w ręce przyszłego regenta lub króla. Jej członkami zostali: abp Aleksander Kakowski, Zdzisław ks. Lubomirski i Józef hr. Ostrowski. Jak widzimy, 2/3 stanu tego organu zajmowali przedstawiciele arystokracji. Rada była kolejnym etapem na drodze emancypacji polskich żądań wolnościowych. 7 października 1918 r. ogłosiła odezwę „Do Narodu Polskiego”, w której proklamowana została niepodległość Polski, a miesiąc później przekazała władzę Józefowi Piłsudskiemu – podkreśla historyk.
Maciej Badowicz w artykule „Wichrzyciel i zdrajca” przybliża postać Świdrygiełły – najmłodszego brata Władysława Jagiełły. Pisze, że wydarzenia końca XVI wieku miały dla Korony ogromne znaczenie. Układ zawarty między Koroną i Litwą w Krewie w 1385 r. spotkał się z oporem litewskiej magnaterii oraz zakonu krzyżackiego. Konflikty dotknęły także rodzinę królewską – Skirgiełło, poplecznik Jagiełły oraz Witolad, przyszły książę litewski toczyli bój o władzę na Litwie. Świadkiem tych wydarzeń był Świdrygiełło, najmłodszy z synów wielkiego księcia Olgierda.
O Świdrygielle po raz pierwszy jest mowa w 1382 r., jednak dopiero list królewski z 1431 r. (zamieszczony w XIX-wiecznym zbiorze Codex Epistolariis saeculi decimi quinti) wskazuje na dużą różnicę wieku między braćmi. Świdrygiełło był nie tylko świadkiem chrztu Jagiełły w 1385 r., ale sam przyjął ryt rzymski i imię Bolesława. Konfrontacja ze starszymi członkami rodziny mogła go skłaniać do realizacji własnych planów. Nie wiadomo, czy jego ambicje narodziły się pod wpływem dowodzonego przez Andrzeja z Połocka buntu po zawarciu unii krewskiej. Pewne jest natomiast, że po śmierci matki, Julianny z Tweru, w 1393 r., najmłodszy z braci Jagiełły nie otrzymał w lenno Witebska. Wówczas urażony książę zajął miasto, które uznał za swoją ojcowiznę, i zabił lennika, sokolnika królewskiego, Teodora Weśnię – pisze Badowicz i wskazuje, że w 1393 r. wskutek działań wojennych Witolda, Świdrygiełło musiał oddać mu oblężony Witebsk, a sam – w kajdanach – został przewieziony do Krakowa, gdzie przez 3 lata przebywał w honorowej niewoli.
Polecamy też artykuł „Generał Wacław Komar – komunista na celowniku SB”. Autor - Paweł Sztama przybliża postać generała Wacława Komara:
Komar urodził się w Warszawie jako Mendel Kossoj. W okresie 1919–1920 należał do żydowskiej organizacji Ha-Szomer, a w wieku 16 lat związał swoje życie ze zbrodniczym ruchem komunistycznym. Autor opisuje działalność Komara, wskutek której musiał uciekać z Polski: wyjechał do Moskwy. Tam przyjęto go w szeregi Wszechzwiązkowej Komunistycznej Partii (bolszewików). Przeszedł także szkolenie wojskowe i bezpieczniackie przy oddziale OGPU w Mińsku. Sztama omawia też dalsze losy generała – udział w wojnie hiszpańskiej, pobyt w Paryżu, gdzie skontaktował się z polskimi komunistami. Jeszcze pod koniec 1939 r. zaciągnął się do Armii Polskiej organizowanej przez gen. Władysława Sikorskiego […]. Po rozformowaniu oddziału dostał się do niemieckiej niewoli, z której kilka razy próbował zbiec – pisze autor.
Po powrocie do Paryża Komar nawiązał kontakt z przedstawicielstwem komunistycznego Rządu Tymczasowego, zainstalowanego w kraju przez Stalina. Pod koniec roku wrócił do Polski. Został przejęty do Polskiej Partii Robotniczej, otrzymał awans na stopień oficerski generała brygady i został szefem II Oddziału Sztabu Generalnego Ludowego Wojska Polskiego.
Sztama podkreśla, że później jednak generał został aresztowany i postawiono mu fikcyjne zarzuty, które dotyczyły m.in. szpiegostwa. W więzieniu przeszedł okrutne śledztwo, w którym udało się go złamać. Dwa lata później został z więzienia zwolniony, a następnie zrehabilitowany przez swoich dawnych towarzyszy. W 1956 r. przywrócono go do służby. Za działalność na rzecz idei komunistycznych Polska Ludowa wielokrotnie go odznaczała.
Marta Marcinkiewicz w artykule „Ks. Witold Andrzejewski. Kapłan trudnych lat” opisuje postać duchownego, który doczekał się pomnika przy gorzowskiej katedrze. Ksiądz urodził się w Kownie w 1940 roku. Jego ojciec był zawodowym oficerem i dowodził pułkiem ułanów w Wielkopolsce. Po latach ks. Witold opowiadał: „Byłem już poczęty, gdy tato wyruszył na front. Umówił się z moją mamą, że jeśli wróci, będę Bogdanem, a jeśli nie – Witoldem.
Niestety nie wrócił. Rotmistrz Andrzejewski został rozstrzelany przez NKWD, a jego nazwisko było na listach katyńskich. Młody Witek tęsknił za ojcem i bardzo zbliżył się do mamy.
Podczas studiów filologicznych w Warszawie spotkał księdza Bronisława Bozowskiego, który zaszczepił mu miłość do Kościoła i pokazał mu go na nowo. Wspominał to tak: „Kościół, na który ja patrzyłem poprzez same struktury – jak młody człowiek – z przekąsem, z buntem i z niechęcią. On nagle odkrył, że jest to środowisko, w którym człowiek może oddychać wolnością i prawdą”. Równie mocny wpływ na wybór kapłaństwa przez Witolda miał o. Hubert Czuma. Tak opisał przywódcę duszpasterstwa akademickiego jezuitów: „Stał się dla mnie człowiekiem bardzo znaczącym, dzięki któremu umocniłem się w wielu różnych swoich postawach, a wielu nowych rzeczy się od niego nauczyłem, szczególnie jeżeli chodzi o twardą wierność Kościołowi i Ojczyźnie (..)”.
W najnowszym numerze miesięcznika „wSieci Historii” Wojciech Osiński rozmawia z Peterem Sloterdijkiem, niemieckim filozofem („Niemcom trudno się uwolnić od chęci dyktowania innym”). Sloterdijk mówi wpływie historycznej przeszłości Niemiec na obecną politykę i nastroje społeczne. Temat porusza w kontekście piłki nożnej, którą się interesuje. Porównuje również piłkę nożną do religii: – Wierni nie chcą sobie dać odebrać wiary. W Monachium się mówi: »Bez względu na to, co robią w Rzymie, my pozostaniemy katolikami«. Amerykański filozof William James pisze, że wiara nie opiera się na objawieniu, lecz na bezwarunkowej »wierze w wiarę«. Podobny stosunek mają kibice do swoich klubów lub reprezentacji.
Sloterdijk zaznacza też, co według niego jest ważne obecnie w polityce niemieckiej i unijnej:
W XXI w., w którym głównym tematem jest migracja, Niemcy powinny przede wszystkim zadbać o bezpieczeństwo w Europie. Niemiecka polityka migracyjna podzieliła nie tylko niemieckie społeczeństwo, ale też naszą wspólnotę. Unia musi zadbać o swoją przyszłość, o wspólną armię i wspólne granice. Myślę jednak, że kiedyś nastąpi ówże okres normalizacji – zauważa filozof i omówia dalej kwestię politycznych sporów:
Szef Komisji Europejskiej Jean-Claude Juncker powiedział kiedyś w przypływie szczerości: »Kiedy polityczna sytuacja staje się poważna, musisz zacząć kłamać«. Ten człowiek w tym momencie nie był cyniczny. Kłamstwo w sferze polityki staje się niestety powszechnym zjawiskiem. Ale myślę, że tak jest nie tylko w polityce. Dziennikarze i historycy włączają się równie ochoczo w polityczne spory.
Więcej w marcowym numerze miesięcznika „wSieci Historii”, w sprzedaży już od 14 lutego br., dostępnym również w formie e-wydania na stronie internetowej http://www.wsieciprawdy.pl/e-wydanie-sieci-historii.html.
Zapraszamy też do subskrypcji miesięcznika w Sieci Przyjaciół – www.siecprzyjaciol.pl i oglądania ciekawych audycji telewizji wPolsce.pl.