Koniec kontrowersyjnego szczytu państw islamskich
W Kuala Lumpur w sobotę zakończył się trzydniowy szczyt państw muzułmańskich. Jego zwołaniu sprzeciwiała się Arabia Saudyjska, która uważa się za naturalnego lidera islamskiego świata.
W spotkaniu wzięli udział prezydenci Turcji i Iranu, Recep Tayyip Erdogan i Hassan Rouhani oraz emir Kataru, szejk Tamim bin Hamad Al Thani.
Zabrakło jednak przywódców krajów z największymi populacjami wyznawców islamu: Indonezji, Pakistanu oraz Arabii Saudyjskiej, która jest liderem sunnickiego islamu i gdzie znajdują się dwa najważniejsze dla tej religii miejsca kultu.
Pakistański premier Imran Khan zrezygnował z udziału w forum na dzień przed jego rozpoczęciem, choć był jego współinicjatorem - według pakistańskich mediów po naciskach Saudów.
Szczyt był pomyślany jako platforma porozumienia w dziedzinie zarządzania i zrównoważonego rozwoju, walki z radykalizmem i przeciwstawiania się islamofobii.
Premier Malezji Mahathir Mohamad oświadczył, że muzułmanie i ich kraje znajdują się w kryzysie, a muzułmańskie narody „straciły szacunek świata” w związku z terroryzmem i brakiem poszanowania dla praw człowieka. Pochwalił też Katar i Iran, które mimo bycia obiektami sankcji i embarga, były w stanie utrzymać rozwój. Dodał, że Malezja i inne kraje muszą pamiętać, że sankcje mogą być kierowane także przeciwko nim. Zwrócił uwagę na potrzebę samowystarczalności i pracy z innymi państwami muzułmańskimi nad nią.
Portal AsiaTimes w swojej analizie zauważa, że obecność liderów Kataru i Iranu, które są rywalami Arabii Saudyjskiej na Bliskim Wschodzie, oraz Turcji, której relacje z Rijadem załamały się po zeszłorocznym zabójstwie dziennikarza Dżamala Chaszodżdżiego, część analityków uznała za wyzwanie dla saudyjskiego przywództwa w świecie islamskim.
PAP (Tomasz Augustyniak)/gr