Informacje

Prof. dr hab. Adam Glapiński, prezes Narodowego Banku Polskiego / autor: Fratria
Prof. dr hab. Adam Glapiński, prezes Narodowego Banku Polskiego / autor: Fratria

Glapiński na temat umorzenia zadłużenia publicznego: To utopia

Zespół wGospodarce

Zespół wGospodarce

Portal informacji i opinii o stanie gospodarki

  • Opublikowano: 14 marca 2021, 18:14

    Aktualizacja: 14 marca 2021, 18:20

  • Powiększ tekst

Portal wPolityce.pl zaprezentował dodatkowy fragment rozmowy z prof. Adamem Glapińskim, niezamieszczony w wywiadzie z prezesem NBP publikowanym w najnowszym, dostępnym od poniedziałku, wydaniu tygodnika Sieci

Szef banku centralnego komentuje w nim szereg spraw związanych w prowadzeniem polityki pieniężnej w Polsce i w Unii Europejskiej, w tym kwestie propozycji umorzenia długów publicznych w Europejskim Banku Centralnym.

Czy wzrostu zarobków nie zjada inflacja? Ceny rzeczywiście rosną, opozycja się tego chwyta, dowodzi, że wzrost o którym pan profesor mówi, jest zjadany przez podwyżki.

PROF. ADAM GLAPIŃSKI: To nieprawda. Inflacja jest niska, wynosi dziś 2,7 procent. Jest zgodna z celem inflacyjnym Narodowego Banku Polskiego, wynoszącym 2,5 procent z dopuszczalnymi wahaniami o jeden punkt procentowy. Taka inflacja jest korzystna dla rozwoju gospodarczego. Brak inflacji czy deflacja, szczególnie w czasach kryzysu są dla gospodarki bardzo niebezpieczne.

Tak, to był problem Japonii przez wiele lat. I wielu innych krajów. Jak by to dziwnie nie brzmiało dla przeciętnego konsumenta, zbyt niska inflacja może być groźna dla gospodarki i często oznacza wyższe bezrobocie.

Opozycja wzywa jednak, by NBP bardziej skupił się na jej duszeniu, straszy drożyzną.

Po pierwsze, żadnej drożyzny nie ma. To wrażenie bierze się ze skandalicznych w moim odczuciu, sięgających rocznie 50-procent i więcej, podwyżek cen usług komunalnych, jak za wywóz śmieci. Ale całkowicie siłowe duszenie inflacji byłoby ogromnym błędem. Robił to kiedyś z dużym zacięciem pan Leszek Balcerowicz. Efektem było mrożenie gospodarki zanim ruszyła do startu. Prezes Fed, amerykańskiego banku centralnego, pani prezes Europejskiego Banku Centralnego, właściwie wszyscy liczący się w tym świecie ekonomiści podkreślają dziś, że dyskusja o podniesieniu stóp procentowych będzie możliwa dopiero gdy gospodarka wejdzie w rytm systematycznego i trwałego wzrostu.

A możliwe są stopy ujemne? Czyli konieczność dopłacania za trzymanie pieniędzy w banku?

Raczej nie dla klientów indywidualnych. I na razie w ogóle nie jest to potrzebne. Ale w odniesieniu do przedsiębiorstw taka możliwość istnieje, jeżeli pojawiłoby się ryzyko deflacji, gdyby okazało się na przykład, że ta epidemia trwa kolejne lata, konieczne są kolejne zamrożenia społeczne. Nic na to dziś nie wskazuje, mówię tylko o ryzykach. W takiej sytuacji ujemne stopy mogłyby być konieczne, by kapitał był tańszy, by kredytowanie przedsiębiorstw nie zatrzymało się. Zrobimy wszystko, by polska gospodarka nigdy nie stanęła. To byłby dla ludzi najgorszy scenariusz, w finale oznaczający wzrost bezrobocia. Na szczęście dziś sytuacja jest bardzo dobra, a bezrobocie jest – mimo pandemii – bardzo niskie.

Czyli na razie żadnych zmian stóp procentowych nie będzie?

Szanse na taki ruch są obecnie bliskie zeru. Ale gdyby pojawiło się ryzyko nadmiernej inflacji bądź deflacji - zareagujemy. Na razie jesteśmy dalecy od jednego i drugiego. Gospodarka wykazuje wszystkie symptomy ożywienia, jak tylko skończy się pandemia, ruszymy do przodu jak burza, będziemy się rozpędzać w kierunku wzrostu gospodarczego w wysokości 5 procent rocznie, a może więcej.

Co pan sądzi o propozycji umorzenia zadłużenia publicznego w Europejskim Banku Centralnym? Podpisało się pod tym stu ekonomistów, głosy popierające taki pomysł padają też w Polsce.

Przede wszystkim trudno o tym w ogóle mówić poważne. To całkowicie bajkowe i nierealne lewicowe utopie. Oznaczałoby całkowity demontaż finansów na świecie, upadek wiarygodności państw, zachęcałoby do rozrzutności – bo skoro można nabrać długów i ich nie spłacać, to hulaj dusza, piekła nie ma. Wypowiedziałem się w tej sprawie tylko dlatego, że jeden z ekonomistów związanych z NBP do tego nawiązał. Trzeba było sprawę postawić jasno.

Powtarzam: nie ma na to szans, byłoby to niezgodne z prawem europejskim, w ogóle nie warto się tym zajmować. Podobnie wypowiedziała się szefowa Europejskiego Banku Centralnego. Co nie oznacza oczywiście, że punktowe redukcje w sytuacji gdy jakiemuś państwu trzeba pomóc, nie są możliwe, za zgodą wszystkich stron. Ale to zupełnie inna historia.

Nam by się taka redukcja nie opłaciła?

A skąd! Polska jest na tle innych krajów mało zadłużona, a jakakolwiek redukcja podważałaby zaufanie do polskiego państwa, przez co ostatecznie polski rząd musiałby płacić wyższe odsetki od długu.

Ten list to przejaw szerszej tendencji: wskazywania na nierówności na świecie, dążenia do współdzielenia dóbr, niechęci do kapitalizmu.

Taka jest natura ludzka, że się miota od indywidualizmu do kolektywizmu. Dziś nastroje są lewicowe, podkreśla się iż nawet w epidemii większość zbiedniała, a najbogatsi porobili fortuny. To zaniepokojenie jest zrozumiałe, ale trzeba zachować zdrowy rozsądek. W świecie mamy więcej agresji, brutalnego wyzyskiwania, używania przewagi. Socjalizm widać tylko w narastającej kontroli człowieka, ograniczeniach wolności słowa. Cała historia ludzkości to miotanie się pomiędzy pragnieniem wolności i pragnieniem kontroli i równości.

WIĘCEJ W NAJNOWSZYM „SIECI”:

wpolityce.pl/mt

Powiązane tematy

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych