Stop Bankowemu Bezprawiu zarzuca KNF nierzetelność
Stanowisko Komisji Nadzoru Finansowego (KNF) przedłożone Sądowi Najwyższemu (SN) w sprawie sześciu pytań dotyczących frankowiczów to dokument jednostronny, a w niektórych punktach także nierzetelny - oceniło Stowarzyszenie Stop Bankowemu Bezprawiu, które prześle SN swój komentarz do tej opinii.
Chodzi o stanowisko, o jakie zwróciła się Izba Cywilna SN m.in. do Komisji Nadzoru Finansowego w związku z sześcioma rozbieżnościami, które ujawniły się na tle praktyki orzeczniczej w kwestii kredytów walutowych, w szczególności tzw. kredytów frankowych.
Naszym zdaniem stanowisko KNF szczególnie w kwestiach ekonomicznych przedstawia tylko jedną stronę medalu i wyłącznie broni instytucji odpowiedzialnych za wprowadzenie tych produktów na rynek - powiedział Arkadiusz Szcześniak, prezes Stowarzyszenia Stop Bankowemu Bezprawiu (SBB) reprezentującego interesy kredytobiorców frankowych.
SBB zarzuca KNF nierzetelność. Powołuje się np. na stwierdzenie zawarte w stanowisku KNF, iż banki nie czerpały korzyści finansowych ze zmiany kursu walutowego.
Banki zarabiały na wzroście kursu, bo jeżeli mówimy o kredycie, który byłby spłacany po 2 zł ze spreadem 5 proc. to zarobek banku jest mniejszy, niż gdy kurs jest 4 zł. Jeżeli kurs wzrósł dwukrotnie, to zarobek na spreadzie też wzrósł dwukrotnie. Mało tego, odsetki liczone od wyższej kwoty również są większe - argumentował Arkadiusz Szcześniak.
Odrębną kwestią jest to, że banki wskazują, iż musiały zadbać o różnego rodzaju instrumenty zabezpieczające. Ale nie precyzują, z kim dokonywały transakcji, czy to przypadkiem nie były ich spółki matki w przypadku tych banków, które mają oddziały zagraniczne, i kto na tym zarobił - dodał.
Zdaniem Szcześniaka mechanizm finansowania kredytów frankowych przyjęty przez banki spowodował umocnienie się złotego w latach 2005-2008, a nagła zmiana kursu franka po 2008 r. to również efekt tego, że banki zaprzestały udzielania tych kredytów.
Kurs franka do złotego zmieniał się dużo szybciej niż innych walut – podkreślił Arkadiusz Szczęśniak.
Szcześniak uważa także za nieprawdziwe zawarte w stanowisku KNF stwierdzenie, iż co do zasady konsumenci byli informowani o ryzyku zmiany kursu walutowego i przeciętna osoba, bez wykształcenia ekonomicznego, powinna być świadoma ryzyka wynikającego z niekorzystnej zmiany kursu walutowego.
Według prezesa SBB dla kredytu 30-letniego informacja na temat możliwej zmiany kursu zawierała zazwyczaj historyczne zmiany sięgające zaledwie 12 miesięcy do tyłu, gdy kurs zmieniał się nieznacznie.
W większości przypadków brakowało też informacji, że w wypadku zmiany kursu waluty zmieni się nie tylko wysokość raty, ale także saldo kredytu. Tymczasem taka informacja - i to z symulacją, co stanie się z ratą i saldem, jeżeli kurs wzrośnie np. o 50 proc. czy 100 proc. - powinna być przedstawiana klientom, by faktycznie mieli świadomość ryzyka kursowego. Co ciekawe, jeden z banków przedstawiał swoim klientom przez około pół roku taką informację, z czego potem zrezygnowano - powiedział Arkadiusz Szczęśniak.
Co więcej - opisywał Szcześniak - symulacje prezentowane przez banki klientom były przygotowywane tak, że pierwsza rata wyglądała na tańszą, niż rzeczywiście była, bo nie był w nią np. wliczany koszt spreadu, a przedstawiano tylko symulację wysokości raty według kursu średniego NBP.
W powiązaniu z tą argumentacją stowarzyszenie frankowiczów zarzuca również stanowisku KNF sianie niezgody społecznej poprzez nastawianie przeciwko sobie kredytobiorców frankowych i złotówkowych. Chodzi o opinię KNF, że skoro kredytobiorcy walutowi byli świadomi ryzyka kursowego, to - jak napisała Komisja - „z punktu widzenia sprawiedliwości społecznej sprzeciwia się ono rozwiązaniom, jakie z dzisiejszej perspektywy uprzywilejowałyby kredytobiorców walutowych względem złotowych, których decyzja o wyborze kredytu złotowego mogła wynikać właśnie z niechęci do ryzyka walutowego i gotowości do ponoszenia wyższych kosztów kredytu dla uniknięcia tego ryzyka”.
W ocenie prezesa SBB takie argumenty nie powinny padać z ust przedstawicieli instytucji państwowych.
To trochę tak jakbyśmy porównywali, że dwóch klientów wykupiło ubezpieczenie samochodowe i jeden miał wypadek z winy innej osoby i pojawia się pytanie, kto na tym lepiej wyszedł. To jest w naszej ocenie niewłaściwe dla urzędu, ale także nieuczciwe - stwierdził.
Szcześniak wskazał, że zarzut jednostronności można odnieść także do stanowiska, jakie Sądowi Najwyższemu złożył Narodowy Bank Polski.
Bank centralny także podkreśla różnicę pomiędzy kredytobiorcami złotowymi i frankowymi, a szkoda, że nie pokusił się o porównanie, ile płacił w tym czasie np. czeski kredytobiorca, bo było to znacznie mniej. NBP wskazywał też, że kredytobiorca brał na siebie ryzyko. Tymczasem klient podpisuje taką umowę, jaką przygotuje mu przedsiębiorca. Jeżeli wiąże się z nią jakieś ryzyko, to powinien być o tym jasno poinformowany. I nie chodzi tu o opis działania rynku walutowego na 30 stron specjalistycznym żargonem, ale informację co do skutków danej umowy, którą podpisujemy - ocenił Arkadiusz Szczęśniak.
Dodał, że Stowarzyszenie swoje własne stanowisko dotyczące kwestii frankowych przedstawiło Sądowi Najwyższemu jeszcze zimą, gdy zostały opublikowane pytania, którymi zajmą się sędziowie.
Nie wiemy jednak, czy Sąd miał okazję się z nim zapoznać - powiedział.
Wyraził także ubolewanie, że Sąd Najwyższy nie zwrócił się z wnioskiem o stanowisko do Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów.
To najwłaściwsza instytucja, jeśli chodzi o ocenę kwestii klauzul niedozwolonych w umowach, a tego właśnie zagadnienia dotyczą w dużej mierze spory dotyczące umów frankowych - zauważył Szcześniak.
W swoim stanowisku przesłanym do Sądu Najwyższego KNF oceniła, że problem z kredytami frankowymi wynika ze wzrostu kursu walutowego, a nie ze stosowania klauzul abuzywnych, których ocena powinna uwzględniać zmiany na przestrzeni ostatnich kilkunastu lat. W opinii Komisji ugody byłyby najlepszym rozwiązaniem problemu kredytów walutowych dla banków, a według scenariusza KNF - walutowy kredyt mieszkaniowy jest rozliczany od daty uruchomienia jak kredyt złotowy, a jego parametry i ekonomika odpowiadałyby realiom krajowego rynku pieniężnego (wskaźnik referencyjny WIBOR, marża kredytu złotowego z okresu udzielenia kredytu) - kosztowałoby to sektor 34,5 mld zł.
Izba Cywilna Sądu Najwyższego w pełnym składzie odroczyła 11 maja bez terminu posiedzenie w sprawie zagadnień prawnych przedstawionych przez I prezes SN Małgorzatę Manowską i dotyczącą spraw odnoszących się do kredytów walutowych. Izba zajmowała się wnioskiem, który I prezes SN Małgorzata Manowska skierowała w końcu stycznia br. do rozstrzygnięcia przez skład całej Izby Cywilnej SN. Obejmuje on sześć pytań, na które odpowiedzi powinny w kompleksowy sposób „rozstrzygnąć najpoważniejsze kontrowersje”, jakie ujawniły się na tle praktyki orzeczniczej w kwestii kredytów walutowych, w szczególności tzw. kredytów frankowych.
Nie wydała jednak oczekiwanej uchwały w tej sprawie, a podjęła postanowienia o zwróceniu się o stanowiska w sprawie przedstawionych zagadnień do: Rzecznika Praw Obywatelskich, Rzecznika Praw Dziecka, prezesa Narodowego Banku Polskiego, Komisji Nadzoru Finansowego i Rzecznika Finansowego.
PAP/RO
CZYTAJ TEŻ: Morawiecki: Górny Śląsk jest w sercu transformacji energetycznej Polski