TYLKO U NAS
Pora skończyć stan wojny
Jerome Powell, szef Rezerwy Federalnej, oświadczył 14 lipca w Kongresie Stanów Zjednoczonych: „Dolar amerykański nie utraci swych przewag jako pieniądz światowych rezerw walutowych, gdyż pracujemy w kierunku wprowadzenia dolara cyfrowego”. Powell dodał, że „cyfrowy dolar, gdy już będzie dostępny, spowoduje to, że kryptowaluty okażą się niepotrzebne – to jeden z najmocniejszych argumentów za jego wprowadzeniem” – rozpoczyna swój tekst w „Gazecie Bankowej” Jerzy Bielewicz
Światowy system finansowy stworzony najpierw po Wielkim Kryzysie lat 30. XX w., a potem po zakończeniu II wojny światowej działał w sposób niemal niezakłócony aż do tąpnięcia finansowego w 2008 r. i zapaści gospodarczej wywołanej pandemią COVID-19 w 2020 r. W 2009 roku, tj. już przed 12 laty, w rozmowie z redaktorem Krzysztofem Skowrońskim przed jedną z audycji Radia Wnet stwierdziłem, że banki centralne działały już wtedy jak w czasach wojny, nie mogę jednak powiedzieć tego wprost na antenie, bo nie byłoby rozważnym pełnić funkcji posłańca, który przynosi złą wieść lub – jak kto woli, co jeszcze gorsze – szerzy tanią sensację. Dziś mogę się wesprzeć na takiej właśnie opinii wyrażonej przez Stephena Cecchetti i Paula Tuckera w sposób zawoalowany w artykule pod tytułem „Sposoby wykorzystania bilansów przez banki centralne” (ang.: „Understanding how central banks use their balance sheets: A critical categorisation”) zamieszczonym na portalu VoxEU. Obaj panowie są znanymi autorytetami i profesorami oraz pełnią wysokie funkcje w ciałach nadzorczych międzynarodowych organizacji finansowych. I to właśnie w tym kontekście mój artykuł stanowi zaproszenie do otwartej dyskusji, jak przywrócić banki centralne ze „stanu wojny” do „stanu pokoju”, jakie powinny się okazać ich przyszły zakres oraz granice działania, a także jak w sposób przejrzysty i praktyczny oceniać, czy należycie spełniają wyznaczoną im rolę. Przy czym z teorii przechodzę wprost do bieżących przykładów, by nie uciekać od realnych wyzwań.
Czymże jest ów „stan wojny”? To taka sytuacja, w której banki centralne wspierają niemal w sposób bezwarunkowy (czują się zobligowane) politykę i działania rządów narodowych w sytuacji zagrożenia zewnętrznego, tracąc przy tym jednoznaczne odniesienie do zadań polityki monetarnej. Mogą podejmować nawet kroki, które należy raczej określić jako przedsięwzięcia fiskalne, wchodząc w kompetencje władzy wykonawczej przynależnej politykom. To trochę tak jak władza sądowa, która uzurpuje sobie prawo do wpływu na legislaturę, a nawet podważa konkretne polityczne decyzje. Oczywiście ta sytuacja prowadzi do zamętu, ale też do podważenia zaufania społecznego i spoistości instytucji państwa, a nawet tworzy podatny grunt do zwykłych nadużyć i korupcji politycznej. Mówimy zatem o bardzo poważnych zagadnieniach, przyznając jednocześnie, że sytuacja jest niezwykle dynamiczna, a ostateczny wynik niepewny z wielu względów. Przy tym „bankowość centralna” okazuje się jednym z wielu kawałków „puzzla”, który ułożony nie odda nawet w przybliżeniu całości obrazu. Jakie są zatem główne zagrożenia dla bankowości centralnej, jaką znaliśmy do chwili obecnej, a która przechodzi niezwykle szybką ewolucję?
Najwyższy stopień niepewności
Pierwsze i najpoważniejsze z zagrożeń opisywałem już po wielokroć na łamach „Gazety Bankowej”. Nie jest to kryzys ani pandemia, choć te czynniki zdynamizowały zachodzące przemiany. Nie można też tej okoliczności scharakteryzować jako wyłącznie zagrożenie, gdyż, po pierwsze, jest nieuniknione (nie do ominięcia), a po drugie – towarzyszy nam od zarania ludzkości. To postęp technologiczny, a w naszym konkretnym okresie w dziejach ludzkości nieubłagana cyfryzacja gospodarki, w tym przede wszystkim systemów finansowych. W sytuacji digitalizacji międzynarodowego handlu poprzez platformy internetowe to właśnie banki centralne, nawet te największe jak Rezerwa Federalna czy Europejski Bank Centralny, mogą się niespodziewanie okazać „liliputami w świecie olbrzymów”. W taki sposób pozbawiono by je wpływu na proces kreacji i kontroli przepływów pieniężnych. Teraz, nie bez satysfakcji, mogę się powołać na niedawne oficjalne stanowisko Banku Rozliczeń Międzynarodowych (BIS), który pełni funkcję spoiwa w globalnym systemie finansowym, a mówiąc jeszcze bardziej dosadnie i bez odrobiny przesady – stanowi bank dla wszystkich banków centralnych. Ta szacowna instytucja pochwala w swym oficjalnym stanowisku ideę wprowadzenia cyfrowych walut narodowych przez banki centralne. Mówi też wprost, że zaniechanie wprowadzenia narodowych walut cyfrowych może spowodować, że banki centralne znajdą się na marginesie globalnych finansów, tracąc wpływ na bieżącą sytuację i – co gorsze – możliwość prowadzenia skutecznej polityki monetarnej. Kto zagraża? Oczywiście firmy wysokich technologii, które – korzystając ze swych potężnych baz danych o klientach – mogą w mgnieniu oka zbudować instytucje finansowe o globalnym zasięgu, dysponując nie tylko niezależnymi systemami płatności, lecz również własnym pieniądzem cyfrowym. Jako przykład podawałem Facebooka, który wprowadzając własny pieniądz cyfrowy kontrolowany spoza jurysdykcji USA, ustanowiłby system zagrażający dolarowi amerykańskiemu jako walucie dominującej w handlu międzynarodowym. O wiele bardziej wymowny przykład nie jest wcale hipotetyczny, choć nie niesie w sobie elementu cyfrowego pieniądza, gdyż opiera się na tradycyjnej walucie, czyli chińskim juanie. To chiński Ant Financials związany z platformą e-handlu Alibaba. Na przestrzeni zaledwie kilku lat ta instytucja powstała i urosła grubo ponad… PKB ChRL (14 bln dolarów), przetwarzając m.in. międzynarodowe płatności na ogólną kwotę 17 bln dolarów! Co więcej, zaczęła finansować te transakcje (kredyt kupiecki) zarówno z własnych środków, jak i z zasobów chińskich banków komercyjnych, tworząc niebagatelne i niekontrolowane ryzyko systemowe, które mogłoby zachwiać nie tylko chińską gospodarką, lecz w sposób oczywisty zagrozić całej globalnej ekonomii ze względu na niespotykany dotąd efekt skali tego przedsięwzięcia. Z drugiej strony instytucja ta finansowała małe i średnie chińskie firmy, które nie mogły liczyć na kredyt bankowy, czyli przełamała barierę wykluczenia finansowego w gospodarce Państwa Środka. Inne zagrożenia technologiczne, które także należy wymienić z racji obowiązku, to systemy płatności międzynarodowych (crossborder) oparte na strukturze blockchain, umykające kontroli czy to banków centralnych, nadzoru finansowego, czy nawet najpotężniejszych państw. Na horyzoncie rysuje się już w ciągu najbliższych 10 lat chyba najpotężniejsze zagrożenie będące jednocześnie niezwykłą wręcz szansą rozwoju. To komputery kwantowe. Ich moc obliczeniowa pozwoli rozkodować czy rozszyfrować informacje niemal w czasie rzeczywistym! Wprowadzenie tej technologii i dostęp do niej zmieni świat, jaki znamy, i da wybrańcom nieograniczoną wręcz przewagę, choćby w dostępie do informacji i sprowadzając tajemnicę bankową do kategorii archaicznych.
Niemoc mimo zwielokrotnienia środków
Wylano już morze atramentu, opisując od 2008 r., jak szybko rosną bilanse banków centralnych na skutek luzowania monetarnego oraz innych interwencji w wielu segmentach rynków finansowych. Ów trend wzrostu aktywów jeszcze przyśpieszył znacznie po wybuchu pandemii COVID-19. Stephen Cecchetti i Paul Tucker we wstępie wspomnianego już artykułu wskazują, że w 2020 r. bilanse banków urosły do niespotykanych dotąd rozmiarów. I tak: „Bilans Rezerwy Federalnej osiągnął równowartość 34 proc. amerykańskiego PKB, bilans EBC doszedł do poziomu 59 proc. unijnego PKB, bilans Banku Anglii wzrósł do 40 proc. brytyjskiego PKB, a bilans Banku Japonii stanowi aż 127 proc. japońskiego PKB (na koniec 2007 r. było to tylko od 6 do 20 proc. PKB!)”. A jednak mimo tych wysiłków banki centralne okazały się bezsilne w walce z zagrożeniem deflacji. W 2019 r., tuż przed pandemią, globalna gospodarka, a szczególnie strefa euro, powoli, lecz nieubłaganie, zmierzała ku kolejnej recesji. Przykładowo produkcja przemysłowa w Niemczech spadała z kwartału na kwartał, a międzynarodowy handel skurczył się w skali całego roku. Christine Lagarde, prezes EBC, nieustannie apelowała o zaangażowanie rządów narodowych i znaczny impuls fiskalny, by podtrzymać wzrost gospodarczy i uniknąć recesji. I taki impuls przyszedł na wielu poziomach, gdy państwa stanęły w obliczu pandemii COVID-19. W UE trwa obecnie procedura uruchomienia finansowania w ramach Funduszu Odbudowy Europy w wysokości 800 mld euro. A jednak mimo już wielu bilionów dolarów wydanych na stymulacje największych gospodarek to jednak po pandemii – być może – wrócimy do punktu wyjścia. Choć w czerwcu w USA wskaźnik inflacji rok do roku wzrósł z 5 do 5,4 proc., bijąc kolejny raz wieloletnie maksima, to rynki zaskoczył chiński bank centralny (PBOC), zmniejszając poziom obowiązkowych rezerw dla banków komercyjnych o 0,5 proc., wchodząc tym samym w kolejną fazę luzowania polityki monetarnej. Czyżby odbicie gospodarcze związane z programami szczepień przeciw COVID-19 było tak krótkotrwałe? Czy może czeka nas czwarta fala zakażeń koronawirusem, tym razem wariantem delta? To kolejny stopień niepewności lub raczej bardzo realne, być może nieuniknione, niebezpieczeństwo. Ani Fed, ani ECB nie zamierzają w najbliższym czasie podnosić stóp procentowych czy ograniczać dodruku pieniądza (QE), który razem waha się wokół 200 mld dolarów miesięcznie. W strefie euro przyzwolenie na tak ekspansywną politykę mimo podwyższonego poziomu inflacji daje Bundesbank, a jego prezes Jens Weidman twierdzi, że wysoka inflacja to zjawisko przejściowe i potrwa co najwyżej 6 do 9 miesięcy (czyli do marca 2022 r.). Dla niezależnego obserwatora przyczyna „bezzębności” banków centralnych jest oczywista… Mimo wzrostu ilości pieniądza na rynku rzędu od kilkunastu do kilkudziesięciu (nawet do 30 proc.!) rocznie w zależności od państwa jego cyrkulacja pozostaje w silnym trendzie spadkowym, a dodrukowane środki… wracają szybko do bilansów banków centralnych. Zmieniają się też preferencje i przyzwyczajenia konsumentów wywołane pandemią, którzy wolą oszczędzać, niż wydawać – co szczególnie deprymuje zarówno rządy, jak i banki.
Polityczne status quo w EBC
Kiedy 18 miesięcy temu Christine Lagarde, obywatelka Francji, ogłosiła przegląd strategii EBC (pierwszy od 2004 r.), wielu obserwatorów oczekiwało reformy systemu banków centralnych w strefie euro. Dziś możemy powiedzieć, że z dużej chmury spadł mały deszcz, a w samym EBC zwyciężyło polityczne status quo. Podstawowy cel inflacyjny zmienił się z poniżej 2 proc. do 2 proc.! Można ironizować, że to tylko zmiana retoryki, która pozwoli utrzymać QE mimo znacznego wzrostu inflacji, ale to też za wiele – w mojej opinii ECB potwierdziło, że dalej zamierza korzystać z dotychczasowych narzędzi ekspansji monetarnej, a pani prezes przypomniała, iż program finansowania, który przeciwdziała skutkom pandemii, potrwa do marca przyszłego roku. Warto zatem jeszcze raz przytoczyć argument, który wskazuje niezmiennie na rosnącą nierównowagę w systemie banków centralnych strefy euro, gdzie Deutsche Bundesbank gra kluczową rolę. W jej wyniku bogate kraje północy stają się jeszcze bogatsze, a biedne kraje południa Europy coraz bardziej biedne i zadłużone. Ten proces przybrał na sile po 2008 r. i wzmógł się od czasu wybuchu pandemii… Należności Bundesbank od innych banków centralnych strefy euro szybko zbliżają się do poziomu 1,1 bln euro, a najbardziej zadłużone pozostają banki centralne: Hiszpanii, Włoch i Grecji oraz sam ECB. Bez odrobiny przesady należy wskazać, że niemiecki bank centralny finansuje trwanie strefy euro, gdy w tym samym czasie Niemcy od 2008 r. stały się jednym z największych inwestorów netto na świecie. Dodatkowo to właśnie niemieckie firmy energetyczne okażą się największym beneficjentem nowej zielonej strategii ECB, który zamierza uzależnić swe finansowanie i możliwość zabezpieczeń od tego, jak „zielone” jest portfolio podlegających mu banków i jak „zielone” pozostają inwestycje firm przez nie finansowane… Mało kto w Polsce wie, że już kilka lat temu wszystkie firmy energetyczne w Niemczech stały się tak zielone, jak to tylko możliwe, gdyż wszystkie aktywa węglowe wydzielono z nich i zaparkowano w oddzielnych podmiotach. Można się zatem spodziewać potężnej ekspansji firm z Niemiec opartej na OZE i oczywiście gazie naturalnym z Rosji przy udziale największej z nich – Innogy, która już teraz kontroluje potężny rynek w naszej stolicy – Warszawie.
Cenne wsparcie NBP
Niedawna deklaracja prezesa Adama Glapińskiego, że NBP jest zainteresowany współudziałem w finansowaniu budowy elektrowni atomowych w Polsce, niejako wyprzedziła ogłoszenie nowej zielonej strategii EBC, a zarazem współgra z tym kierunkiem rozwoju rynku energii. Byłaby to bezcenna pomoc dla państwa w osiągnięciu niezależności energetycznej, która w przypadku Polski jest równoznaczna z szybkim rozwojem gospodarczym w ciągu nadchodzących dekad. Polska dzięki m.in. NBP oraz kontroli nad rodzimą walutą jest liderem wzrostu w UE, a także staje się jednym z najważniejszych obszarów geogospodarczych na świecie. Banki centralne, aby obronić swoją dotychczasową pozycję, powinny przejąć i gwarantować znaczną część rynku płatności, a jedyną drogą do tego celu będzie wprowadzenie narodowych walut cyfrowych. Upolitycznienie banków centralnych oraz ich „fiskalizacja” prowadzi do zwiększenia niestabilności w światowej gospodarce, czego bijącymi w oczy przykładami są Bundesbank, ECB oraz rosnące dysproporcje ekonomiczne w strefie euro.
Jerzy Bielewicz
Tekst ukazał się w sierpniowym wydaniu „Gazety Bankowej” - nr 08/2021. Więcej informacji i komentarzy ze świata finansów i gospodarki czytaj w „Gazecie Bankowej” , dostępnej także jako e-wydania, także na iOS i Android
Szczegóły, jak zamówić e-wydanie „Gazety Bankowej”, kliknij tutaj