TYLKO U NAS
Koniec z rosyjskim paliwem: nie grożą nam braki diesla
Liczby mówią same za siebie: obecnie już tylko 10 proc. ropy sprowadzanej do Polski pochodzi z Rosji, podczas gdy w 2015 r. było to prawie 100 proc. Mimo to część mediów wraca z uporem do tematu importu ropy z Rosji i rzekomego finansowania wojny Putina przez Orlen.
Polski rząd był jednym z pierwszych rządów wzywających do nałożenia całkowitego zakazu na import ropy z Rosji. Póki co, zabiegi dyplomatyczne doprowadziły do decyzji o całkowitym embargu jedynie na import produktów z ropy, które weszło w życie 5 lutego. Dzięki takiemu scenariuszowi eliminuje się ryzyko ewentualnych sporów prawnych ze stroną rosyjską za zrywanie kontraktów przez Orlen. Niestety wojna wojną, a relacje gospodarcze mają nadal swoje prawne konsekwencje. Mały błąd, a koszty miliardowe. I te miliardy sfinansowałyby wojnę Putina.
Już od 5 grudnia obowiązuje w całej Unii Europejskiej pierwsze formalne embargo na import z Rosji, w tym wypadku ropy dostarczanej drogą morską. Pod naciskiem części państw (oficjalnie tylko Węgier, ale beneficjentów jest więcej), wychodzących z uzależnienia od dostaw z Rosji, pozostawiono jeszcze wówczas transport lądowy, aby umożliwić w miarę stabilne zamykanie rosyjskich kanałów dostaw, a przede wszystkim stabilizować krajowe rynki zaopatrzenia w paliwa. Szoki i zakłócenia w postaci braków paliwa na lokalnych rynkach i tak się pojawiały.
Kolejne, całkowite embargo na rosyjskie paliwa, które wchodzi w życie 5 lutego, wyklucza import drogą lądowa. Spowoduje to, że importerzy, którzy konkurują z PKN Orlen na polskim rynku, nie sprowadzą już diesla z Rosji i będą zmuszeni do importu droższego produktu nierosyjskiego. Zwiększy się zatem konkurencja o ten produkt.
Kolejki na stacjach nam nie grożą
Produkcja z polskich rafinerii pokrywa obecnie ok. 70 proc. zapotrzebowania na diesla w Polsce. Tym samym pozostałą część tego paliwa trzeba nadal importować. Nasz krajowy stabilizator zaopatrzenia w paliwa, PKN Orlen, od początku wojny w Ukrainie nie importuje oleju napędowego z Rosji, bilansując polski rynek zakupami z alternatywnych kierunków. To była ryzykowna decyzja, ciążąca również na wynikach finansowych koncernu, tańsza rosyjska ropa z Rosji został zastąpiona produktami droższymi z innych rynków. Jednak bezpieczeństwo zaopatrzenia, ale i etyka biznesowa zadecydowały. Pierwszy polski koncern multienergetyczny, stał się te koncernem multikanałowym i skutecznie dywersyfikuje kanały dostaw.
Na tym rynku jest jednak wielu graczy. Orlen ma konkurencję w postaci prywatnych firm, które importują diesla całkowicie niezależnie. Według danych Polskiej Organizacji Przemysłu i Handlu Naftowego, po trzech kwartałach 2022 r. Polska pokrywała z importu 23 proc. zapotrzebowania rynkowego na benzyny silnikowe, 30 proc. na olej napędowy i 89 proc. na gaz płynny LPG. Co ważne, wszyscy nasi importerzy deklarują, że są przygotowani do sprowadzania paliw z alternatywnych kierunków, co oznacza, że z perspektywy polskiego rynku embargo na gotowe produkty powinno być obojętne. Nie ma ryzyka szokowych zmian cen. Dystrybutorzy nie powinni mieć nadal większych problemów z dostępnością paliw dla swoich klientów, zarówno tych hurtowych, jak i kupujących paliwa na stacjach.
Stabilnie dzięki fuzji Orlen-Lotos
Warto podkreślić, że wbrew opinii salonowych ekspertów, bezpieczeństwo dostaw paliw na polski rynek znacząco zwiększyła finalizacja fuzji Orlenu z Lotosem. To właśnie połączony koncern dysponuje obecnie dwiema rafineriami, a nie jedną, co oznacza faktyczną dywersyfikację produkcji paliw. Pojawiła się elastyczność, której nie było, tudzież możliwość działania nawet podczas zaplanowanych przestojów produkcyjnych, czy potencjalnych nieplanowanych przerw w produkcji. Niebagatelna też jest korzyść z optymalizacji łańcucha logistycznego. Finalizacja fuzji przekłada się więc na niższe koszty dostaw paliw do klientów hurtowych oraz na stacje.
Wracając do zarzutów wobec Orlenu, że nie zrywa kontraktu na dostawę ropy z Rosji: czy Orlen odbiera, czy nie odbiera surowiec, musi płacić kontrahentowi. Jeśli nie odbierze i nie zapłaci, narazi się na postępowanie arbitrażowe, które rosyjski dostawca z całą pewnością wygra i otrzyma ogromne odszkodowanie. Trzeba więc zacisnąć zęby i poczekać do wygaśnięcia kontraktu, zmniejszając do najniższego poziomu udział rosyjskiego surowca w całym wolumenie importu. Za Jacka Krawca było to 99,5 proc., za Daniela Obajtka jest ok. 10 proc. Różnica komentuje się sama.
dr Artur Bartoszewicz, Szkoła Główna Handlowa w Warszawie
»» Wokół paliwowych sankcji na Rosję czytaj tutaj: