Opinie

Fot. Freeimages
Fot. Freeimages

Unia Europejska straciła Wielką Brytanię

Krystyna Szurowska

Krystyna Szurowska

ekonomistka i publicystka

  • Opublikowano: 30 maja 2014, 10:09

  • 6
  • Powiększ tekst

Ambrose Evans-Pritchard na łamach internetowego wydania The Telegraph stwierdza, że wybory do europarlamentu na Wyspach jasno pokazały, że Brytyjczycy nie chcą być w Unii Europejskiej. Nawet jeśli ta zaproponuje Wyspiarzom jakieś sensownie wyglądające rozwiązanie, uniokraci zaraz opatrzą je 170.000 stronicowym dokumentem pełnym dyrektyw, nakazów, norm, ograniczeń, od których właśnie wyborcy w Zjednoczonym Królestwie chcą uciec głosując na Nigela Farage'a. Skoro blisko co trzeci wyborca opowiedział się za Ukip, znaczy że UK nie chce reformy Unii (takie postulaty wnosiły duże i stateczne partie), tylko chce rewolucji w postaci powrotu do samostanowienia o sobie.

Zdaniem Pritcharda nie to jest jednak największą bolączką uniokratów. I faktycznie, bo cóż znaczy wyjście deszczowych Wysp z Unii? Oczywiście dla Niemiec mniejszą kontrolę nad niesforną Wyspą, dla reszty Europy utratę „rynku wpływów” ludności i towarów, utratę rynku bankowo-inwestycyjnego i okna na Bliski Wschód. Z drugiej jednak strony Anglia to kłopotliwy partner – z większości niewygodnych dla siebie rozwiązań wymiguje się, stosując argument „to dobre rozwiązanie, popieramy wprowadzenie go w strefie euro, ale przecież my w strefie euro nie jesteśmy”. Wyspy to silny zawodnik, który bardzo dużo wymaga i ma zupełnie inne spojrzenie na „wspólne interesy” niż kontynent, dlatego często kłóci się i koniec końców nie daje sobie narzucić „wspólnych” rozwiązań.

Od jakiegoś czasu „wspólne rozwiązania” oznaczają niemieckie rozwiązania. Jest to oczywiście spowodowane gigantyczną dominacją ekonomiczną naszych zachodnich sąsiadów nad resztą krajów w Unii. Francja przestała być partnerem i podobnie jak Hiszpania, czy Grecja stała się uboższą siostrą, która nie ogarnia nawet własnego podwórka, a co mówić o tak skomplikowanych zagadnieniach, jak polityka gospodarcza całej Unii. Z partnerów do rozmowy pozostają mali gracze – Dania, Austria, Benelux oraz Szwecja na dalekiej północy, która ma raczej wszystko w głębokim poważaniu. I tylko Anglia – odwieczne wyzwanie, jakby ją tu „spacyfikować”. Jątrząca Wyspa może stanowić także zagrożenie, budować koalicje, przekonywać do swoich racji inne kraje. Skoro więc okazała się być „w tym rzucie” niepacyfikowalna, może nie tak źle byłoby się jej pozbyć? Nie jest przecież w Euro... A właśnie Euro!

Ambrose Evans-Pritchard uważa, że większym problemem uniokratów są kraje strefy Euro, które gotowe są poprzeć takich faszystów jak Marine le Pen. Bo, jak pisze Ambrose – gdyby le Pen stała się „władcza we Francji” pierwsza rzecz jaką by zrobiła to przywrócenie franka. I cały misterny plan w... wiadomo. Wyjście UK z UE byłoby nieporównywalnie mniej rewolucyjne w skutkach niż wyjście na przykład Francji ze strefy Euro. Dlatego teraz eurokraci głowić się będą, jak tu zastopować uniosceptyczną falę w Europie. Najśmieszniej by było, gdyby w Niemczech władzę przejęła Alternative für Deutschland (partia, której głównym postulatem jest wyjście Niemiec ze strefy euro) jeszcze przed tym, jak (jeśli) we Francji przejęłaby władzę le Pen, czy w Holandii Partia Wolności i wyprowadziła Niemcy ze strefy Euro.

Powiązane tematy

Komentarze