Koniec kariery Sikorskiego
Przedruk z serwisu Stefczyk.info
Czy z języka podsłuchów wynika że kierują nami elity na poziomie kulturalnym zarządców domów p. z ambicjami uplasowania całego kraju w roli pani Walewskiej (formalnie hrabiny d'Ornano)?
No cóż doczekaliśmy się afery podsłuchowej. Daje ona olbrzymie możliwości zweryfikowania przez wyborców opinii o ich decyzjach. Na obecnym etapie olbrzymim beneficjentem politycznym jest prawica mimo iż zawarta jest informacja o długach prof. Religii jak i jednym z kluczowych „antybohaterów” jest były istotny pracownik zorganizowanego przez PiS KNFu. Wielkimi przegranymi staje się zarówno premier jak i prezes NBP „najbardziej zaufany człowiek Kwaśniewskiego”, oraz min. Radosław Sikorski. Gdy chodzi o premiera, to mimo poparcia Niemiec, najprawdopodobniej afera utrąci jego możliwości europejskie i będzie musiał się skoncentrować na „gaszeniu pożaru” na rynku krajowym. Utrącenie dwóch ostatnich osób które przez niewtajemniczonych mogły uchodzić za zwolenników współpracy z USA musi skutkować, wbrew oczekiwaniom, na wzmocnieniu relacji z Ameryką w razie oczekiwanego zwycięstwa PiSu. Mimo iż diagnoza naszego wysiłku koalicyjnego, który kosztuje Polskę reputację i dziesiątki miliardów ponoszonych na walce z „terroryzmem” w interesie sojusznika w Iraku (poprzednio) i Afganistanie, z którą zgodził się były wicepremier musi być załamująca. Zwłaszcza w sytuacji kiedy jest to komentowane jako stwierdzenia polityków uznawanych za przyjaciół Ameryki i „anglofilów” (dzisiejszy Financial Times „Poland’s elite bitten by bugging scandal”: „Mr Sikorski, an anglophile […] Mr Rostowski, another anglophile”) i gdy główna partia opozycyjna, tym bardziej forsuje rolę Polski jako „pani Walewskiej” w układzie przypominającym wykrwawianie się Polaków w kampaniach napoleońskich.
W całej aferze jest wiele wątków niemniej ciekawym jest fakt że środowisko Gazety Wyborczej w przeciwieństwie do artykułu Wall Street Journal “Polish Government Roiled by Leaked Recording” nie zauważyło żadnych wątków antysemickich, mimo wielu dowcipów i tego że prezes NBP w podsłuchanej rozmowie z ministrem Bartłomiejem Sienkiewiczem używa sformułowania „hrabia Rothfeld Rostowski” (Count von Rothfeld-Rostowski) co zresztą łatwo sprawdzić, odsłuchując oryginalne nagranie omawianej rozmowy przez tygodnik „Wprost”, a który to wątek przez polskie media oraz komentatorów jest pomijany a za granicą eksponowany:
“Alluding to Mr. Rostowski's Jewish ancestry, the central bank governor spoke disparagingly of the finance minister and his team, demanding a successor. […] "Perhaps a nonstandard move will be necessary and then we'll have to cordially thank Count von Rothfeld-Rostowski…and appoint a technical, nonpolitical finance minister who will find full support from the central bank."”
Odpowiedz na pytanie dlaczego tak się dzieje, jak i dlaczego opinie o braku realnych korzyści naszego proamerykańskiego stanowiska nie występują w debacie publicznej może być kluczowy dla zrozumienia sytuacji politycznej w jakiej Polska się znajduje.
Zaistniała afera ukazuje, jakiej dochowaliśmy się klasy politycznej. Kluczową w diagnozie jest informacja w jaki sposób w Polsce wyłaniane są kadry gospodarcze i fachowcy na najwyższe stanowiska. Tłumaczenie ministra skarbu państwa, że w przypadku najważniejszych nominacji decyzje pochodzą z „dużych wierchów”, a on je tylko „żyruje” i musi umieć tym procesem „zarządzać”, mimo że te osoby tak „intelektualnie i jeśli chodzi o doświadczenie” się nie nadają jest o tyle znamienna, że gdy w googlach sprawdzałem informację o osobie która była jednym z pierwszych beneficjentów zmienionego rozporządzenia dotyczącego członków rad nadzorczych, to mój współpracownik myślał że otworzyłem stronę plotkarską. A przecież z racji zawodowych taką „gwiazdę” polskiej palestry powinien znać i kojarzyć. Czy cokolwiek dobrego dla kraju mogą zrobić ludzie, którzy traktują państwo jako „istniejące tylko teoretycznie” i rozmawiają tak plugawym językiem? System polityczny oparty na takich „filarach” jest w stanie funkcjonować tylko dlatego, że prawda o jego kondycji nie dociera do opinii publicznej. Nie łudźmy się – ten język, to nonszalanckie traktowanie spraw publicznych – to nie jest kwestia tych kilku osób, ujawnionych ostatnio na taśmach z podsłuchu. To nie pierwszy skandal związany z podsłuchem czy ukrytą kamerą, to dotyczy praktycznie całej klasy politycznej. Zauważmy: dla nich największym problemem jest nie meritum – o czym i jak rozmawiali, lecz to, że sprawa wydostała się na zewnątrz wraz z pytaniem, kto ich podsłuchał.
Podsłuchiwanie stało się w świecie nagminne i należy się z tym liczyć że zarówno USA, Niemcy i Rosja nagrywają polskich decydentów. Wyraźnie widać, jakie to daje możliwości politycznego wykorzystania. Teraz ujawnione zostały taśmy uderzające w PO i prezesa NBP, ale nie tak dawno z ukrytej kamery sfilmowano polityków PiS – w ramach retorsji kolejne mogą ujrzeć światło dzienne, były taśmy na Samoobronę, materiały na jednego z polityków Solidarnej Polski, na byłego prezydenta, na lewicę, taśmy, które uruchomiły aferę Rywina. Materiały dyskredytujące polityków są wyciągane w zależności od sytuacji. Nagrywanie przygotowuje grunt do stosowania szantażu jak i służy do szachowania siebie nawzajem. Tak kształtuje się w Polsce elitę polityczną – poprzez podsłuchy i przecieki. Problemem jest stworzona w ten sposób jakość naszej klasy politycznej. Niemniej nie mówmy, że w Polsce nie ma ludzi porządnych oni są tylko „wypłukiwani” z establishmentu i owoce tego procesu boleśnie odczujemy.