Platformerskie wariatkowo
Posiedzeniu Sejmu, na którym miano uchylić immunitet Mariuszowi Kamińskiemu objęto statusem top secret. Sprawy korupcji są u nas niezwykle dobrze strzeżone. Sala sejmowa zmieniła się w nieprzenikalną dla informacji twierdzę. ABW odcięło sieć internetową, posłowie deponowali telefony, sprawdzano czy nie wnoszą dyktafonów. Włączono ekrany zakłócające fale radiowe.
W tym samym czasie w „Sowa&Przyjaciele” nagrywano kogo tylko chciano ze szczególnym uwzględnieniem najwyższych państwowych urzędników. W tym samego ministra spraw wewnętrznych.
A oczywiście tuż po super tajnym posiedzeniu Sejmu, i tak wszyscy wiedzieli, że były szef CBA mówił o willi Kwaśniewskich w Kazimierzu i machlojkach związanych ze sprzedażą tej nieruchomości zwanej w grypserze pani prezydentowej Jolanty „butami”.
Codziennie docierają do nas takie informację, że człowiek chciałby krzyknąć – Gdzie my żyjemy?
Policja strzelała do w szpitalu pacjenta, który doznał szoku pooperacyjnego i stał się groźny dla otoczenia. Pacjent trafia ponownie na stół operacyjny i umiera.
W relacjach przedstawiano tego pacjenta jako wyjątkowo groźnego szaleńca uzbrojonego w noże i demolującego szpital. Jak się jednak wgłębić w sprawę, pacjent był już w piwnicy i tam się rozegrała śmiertelna gra. Dwóch policjantów nie potrafiło obezwładnić jegomościa nie wysokiej postury z dwoma stołowymi nożami. Takimi nawet nie zaostrzonymi. Swoją ignorancją doprowadzili do tragedii. Człowiek zamiast znaleźć w szpitalu ratunek znalazł śmierć.
W Gorzowie Wielkopolskim rozegrały się sceny jak z westernu. Szaleniec uzbrojony był na wzór Apaczów w nóż i jakiś tomahawk typu tłuczek czy coś takiego. Dwójka policjantów, kobieta i mężczyzna nie byli w stanie sobie z nim poradzić. Owszem był agresywny, ale od tego jest policja, żeby obezwładniać właśnie takich typów.
Para policjantów oddała dwanaście strzałów. W tym jeden drasnął szaleńca w ucho i otarł się o skroń. Normalna bonanza. Zanim go trafili w kolano, kule świstały na lewo i prawo.
Inny szaleniec, który urządził sobie rajd po Warszawie beemką, grzejąc i ze dwieście na godzinę, filmował to, pozdrawiał policję i umieścił relację w internecie. Zatrzymano go, ale wypuszczono. Biegły stwierdził, że jego wyczyn nie zagrażał katastrofą w ruchu drogowym.
Przeciętny kierowca przekroczy prędkość o 10, 15 km, złapie go fotoradar albo patrol z „suszarką” i mandat i punkty, a jak się przekroczy z 90 przepisów jednorazowo, no to organa ścigania nie wiedzą co z tym zrobić.
Izabella C. wjechała do przejścia podziemnego w centrum Warszawy w grudniu 2013 r. Była pijana. Sąd zarządził zatrzymanie paszportu i dozór policyjny. Ta pani przestała się zgłaszać na komendę i to wszystko. Policja śle pisma do prokuratury, a te je ma rozważyć. Biegły sądowy już pół roku bada czy ta pani jest poczytalna.
Można się zastanawiać czy ta nasza rzeczywistość jest poczytalna.
Stara się ją opisać prokuratura tak jak potrafi: "Ekspedientka sprzedała alkohol w postaci wódki "Żubrówka" o poj. 0.7"
Nasze służby tak działają tak jak klecę zdania.
Jeśli trafią na opóźnionego w rozwoju chłopca, który ukradł w sklepie batonik, albo na 92 letnią staruszkę, która przywłaszczyła sobie bukiet kwiatów, to bezwzględnie rozprawią się z tymi groźnymi złoczyńcami.