Być hojnym, jak Totalizator Sportowy
W edycjach gry LOTTO 1 i 3 lipca Zarząd Totalizatora Sportowego postanowił zostać hojnym „wujkiem” i powiększyć pulę na główne wygrane: 1 lipca do 10, a następnie 3 lipca do 13 milionów złotych. Oficjalnym uzasadnieniem tego gestu był rozpoczynający się sezon urlopowo – wakacyjny, którego wspaniałym początkiem miałaby być dla kogoś, taka właśnie, wielka wygrana. Tak się zresztą stało, pula została rozbita przez jakiegoś warszawiaka.
To ekstra powiększenie puli nie jest jedynym przypadkiem: hojnym wujkiem Totalizator był także w edycjach 8 – 11 marca tego roku (oficjalnym uzasadnieniem był Dzień Kobiet), a wcześniej 24 grudnia 2013 roku, oczywiście okazją była wigilia Bożego Narodzenia. Ponieważ – jak sądzę - można się spodziewać kolejnych, hojnych gestów ze strony Spółki, warto się przyjrzeć, jak to się jej opłaca, czyli po prostu przykładowo rozliczyć ostatni przypadek.
Istotne dla rozliczenia są dni tygodnia, w których były obie edycje: to wtorek i czwartek, wtedy „normalnie” jest mniejszy ruch w punktach przyjmowania zakładów - bardziej popularne wśród graczy są soboty. Sprzedaż, czyli suma stawek wpłaconych przez graczy, zachęconych dużą pulą na „szóstki”, w tych dwóch edycjach, wyniosła prawie 23 miliony złotych (22,9). Trzeba tą kwotę porównać z podobnymi, ale „normalnymi” edycjami, czyli wtorkowo - czwartkowymi i dodatkowo bez i z pojedynczą kumulacją, bo takie były 1 i 3 lipca. Bliskie w czasie są edycje 13 i 15 maja, w których Totalizator sprzedał zakładów w LOTTO za 11,4 milionów złotych. Jak zatem łatwo policzyć, dzięki gestowi z powiększeniem puli sprzedaż była większa, o mniej-więcej 11,5 milionów złotych. Zobaczmy zatem, ile to Totalizator kosztowało, czyli ile wydał na wypłatę wygranych.
Oczywiście dotrzymał obietnicy i za trafioną „szóstkę” wypłacił 12,7 milionów złotych. Ponieważ jednak z normalnego, regulaminowego podziału, najpierw sumy stawek, a potem ogólnej puli wygranych pomiędzy poszczególne stopnie, na „szóstkę” przypadało tylko 5,15 – dołożył do wygranej 7,55 milionów złotych. Jednak trzeba było też zagwarantować wypłaty za wygrane w niższych stopniach: „trójkach” „czwórkach” i „piątkach”. To również spora kwota: 6,55 milionów złotych. Zatem razem, na wypłaty w obu edycjach, musiał Totalizator przeznaczyć 19,25 milionów złotych, czyli 84 proc. sumy stawek wpłaconych przez graczy w tych edycjach - o 33 proc. więcej, niż regulaminowe 51 proc. Można więc powiedzieć, że w tym przypadku (podobnie zresztą jak i w poprzednich) dość lekką ręką rozdawał miliony złotych. Wobec tego warto zapytać, skąd ta hojność władz Spółki, na czele z prezesem Wojciechem Szpilem?
Chyba nie muszę przekonywać, że altruizm w biznesie jest spotykany niezwykle rzadko, wobec czego można spokojnie odłożyć na bok uzasadnienia Zarządu Spółki dla jej kosztownych gestów wobec graczy. To typowe „ściemnianie”. Prawda jest inna i zupełnie prozaiczna – chodzi o uzyskanie odpowiedniej wielkości sprzedaży. W to, że wielkość sprzedaży ogółem (w której sprzedaż w grze LOTTO stanowi 55 – 60 proc.) stała się dla Zarządu Spółki absolutnym priorytetem „wrobił’ ten (i poprzedni Zarząd) były prezes Sławomir Dudziński, podnosząc w roku 2009 cenę (stawkę) zakładów i obiecując w związku z tym „złote góry” częstych, wielkich kumulacji w LOTTO, mających zagwarantować Spółce właśnie wielki wzrost sprzedaży.
Niestety - nic takiego nie zdarzyło się w roku 2009, a potem w roku 2010 przyszło wręcz załamanie sprzedaży w LOTTO i tylko nieco lepiej zapowiadał się rok 2011, wobec czego podniosły się głosy (np. w sejmowej komisji sportu), co z tymi kumulacjami i sprzedażą Spółki? I wtedy zdarzył się cud: kumulacja wielkich kumulacji, takich po przynajmniej 18 milionów – najpierw we wrześniu 2011, a potem jeszcze 9 razy w roku 2012, dzięki czemu w LOTTO zostało sprzedanych zakładów za 1,92 miliarda złotych, co było drugim tak wysokim wynikiem w historii. Nie uratowało to jednak prezesa Dudzińskiego, fatalna sprzedaż roku 2010 wisiała nad nim jak miecz Damoklesa, który ostatecznie spadł pod koniec roku 2012, a wraz z odejściem prezesa przeminęła też jak sen złoty „kumulacja kumulacji”. Owszem, wielkie kumulacje zdarzają się nadal, ale z dużo mniejszą, uzasadnioną już matematycznie częstotliwością: 20 milionów w puli zdarzyło się w roku 2013 dwa razy, ale ten drugi, to edycja 24 grudnia, z „dokładką”, a więc praktycznie tylko raz. W pierwszym półroczu tego roku kumulacje powyżej 18 milionów były tylko dwie.
W stosunku do roku 2012 ten kontrastowy brak wielkich i częstych kumulacji w roku 2013 przełożył się na spadek sprzedaży o 307 milionów złotych, czyli o 16 proc. I to nie koniec - byłoby jeszcze gorzej, gdyby nie opcja LOTTO PLUS, czyli dodatkowe zakłady i drugie losowanie w grze, funkcjonujące cały rok 2013. Bez tej opcji spadek sprzedaży wyniósłby 461 milionów złotych, co przekłada się na 25 proc. To wręcz klęska, wynik gorszy od spadku sprzedaży o 22 proc. w roku 2010 w porównaniu z rokiem 2009. To samo dzieje się w tym roku – sprzedaż w I półroczu w stosunku do I półrocza roku ubiegłego jest mniejsza o prawie 24 miliony złotych, a sprzedaż w czerwcu była najgorszą sprzedażą miesięczną (88,8 mln zł.) od sierpnia 2006 roku. Nic zatem dziwnego, że prezesowi Wojciechowi Szpilowi ma prawo śnić się po nocach utrata jego stołka, dokładnie tak samo, jak to się zdarzyło prezesowi Dudzińskiemu. A te sny dyktują mu racjonalne – oczywiście z jego punktu siedzenia – „kupowanie” sprzedaży, ekstra kumulacyjnymi „łapówkami” wobec graczy. Teraz w lipcu „kupił” 11,5 za 7,55 milionów złotych takiej „łapówki”.
W grudniu ubiegłego roku Totalizator informował, że dokładka do puli w edycji 24 grudnia pochodzi z puli nieodebranych wygranych. Rzeczywiście, są takie, wcale nie rzadkie przypadki – w roku 2013 nieodebrana została nawet główna wygrana w kwocie około 17 milionów złotych. Jednak na temat tego, z jakich środków Totalizator dołożył do tegorocznej, marcowej ekstra kumulacji i ostatniej, lipcowej - informacji nie było. Od lat Totalizator nie informuje też, jak duża jest kwota nieodebranych wygranych i jaka część tej kwoty trafia z powrotem do graczy, a powinien, gdyż są to ostatecznie ich pieniądze.
Tymczasem kwota dokładek do wygranych systematycznie i dość szybko rośnie, ponieważ należy do niej doliczyć dopłaty do 2 milionów, gwarantowanych pul w edycjach bez kumulacji. W roku 2013 było dziewięć takich dopłat na kwotę około 6,0, a w tym też już dziewięć, na kwotę około 5,6 milionów złotych. Razem z dokładką do puli na Dzień Kobiet nazbierało się więc tylko w I półroczu tego roku około 17,8 milionów złotych. Sporo - zatem trzeba zadać pytanie: z jakich środków Totalizator dokłada do wygranych: czy tylko i wyłącznie wciąż z puli nieodebranych wygranych, czy może już z „własnych” środków? Jeżeli np. z zysku, to trzeba zadać następne pytanie: czy te „łapówki” dla graczy, nie są przypadkiem działaniem na szkodę Spółki?
Nie da się bowiem zauważyć długotrwałego wpływu dokładek do pul na wzrost sprzedaży, czy ogólnie zainteresowanie graczy grą. Są wyłącznie wizerunkową „d….kryjką” mająca pokazać, że Zarząd Spółki coś robi i sposobem na chwilowe ratowanie kulejącej sprzedaży, zdecydowanie przesadnym kosztem. Jest to bowiem kolejny Zarząd Spółki, który sam nie ma pomysłów na nowe gry, poza ściąganiem ich spoza granicy i nie umie wykorzystać sensownych podpowiedzi. Wobec tego warto zapytać, czy działalności Zarządu Spółki nie powinna się przypadkiem przyjrzeć np. Najwyższa Izba Kontroli, lub jakiś inny organ kontrolny, może nawet prokuratura? - gdyż kontrola nad Spółką, sprawowana przez Ministerstwo Skarbu Państwa wydaje się być iluzoryczna. Warto, by sprawą zainteresowali się posłowie – członkowie sejmowej komisji sportu i turystyki, ponieważ słabe wyniki sprzedaży Totalizatora przekładają się poprzez tzw. dopłaty do stawek na słabsze finansowanie polskiego sportu i uruchomili działania sprawdzające.