Deflacja coraz poważniejszym problemem. To źle wróży producentom na polski rynek
Kilka dni temu Główny Urząd Statystyczny GUS podał informację, że procesy deflacyjne w polskiej gospodarce nie tylko nie uległy w styczniu wyhamowaniu, jak sugerowało wcześniej wielu ekspertów, ale trwają w najlepsze.
Według GUS w styczniu wskaźnik cen dóbr i usług konsumpcyjnych (CPI), spadł w ujęciu rok do roku aż o 1,3% i był to siódmy miesiąc z rzędu spadku cen (do tej pory nie zdarzyło się w Polsce aby ceny spadały nawet przez kolejne cztery miesiące).
Przypomnijmy tylko, że proces spadku cen dóbr i usług konsumpcyjnych zaczął się w lipcu (wyniósł w ujęciu r/r 0,2%) i był kontynuowany w kolejnych miesiącach wszystko w ujęciu rok do roku: w sierpniu (spadek cen o 0,3% , we wrześniu także o 0,3% w październiku o 0,6% , w listopadzie o 0,6% i w grudniu o 1%.
Coraz bardziej niepokojące jest także to, że spadek cen z miesiąca na miesiąc się pogłębia (resort gospodarki przewiduje, że z deflacją będziemy mieli do czynienia także w lutym i szacuje ją na 1,3% w ujęciu r/r).
Oczywiście na deflację w tych kolejnych miesiącach ma wpływ spadek cen żywności w Polsce spowodowany rosyjskim embargiem, ale jak się wydaje także, spadek cen surowców energetycznych (przede wszystkim ropy i gazu ziemnego) i pogłębiające się spowolnienie wzrostu gospodarczego w wiodących gospodarkach strefy euro (w niektórych krajach wręcz recesja – Włochy, prawdopodobnie także Francja).
Wydaje się jednak, że te procesy deflacyjne w polskiej gospodarce mają jednak niestety głębsze podłoże.
Przypomnijmy tylko, że deflacja dotycząca cen dóbr i usług konsumpcyjnych (inflacja CPI), jest oczywiście bardziej głośna, ponieważ na niej skupia się uwaga konsumentów, ale jest ona rezultatem wcześniejszego procesu spadku cen dla producentów, czyli tzw. inflacji PPI (w tym przypadku deflacji), a ta utrzymuje się w polskiej gospodarce w zasadzie od pierwszych miesięcy 2013 roku. W tym przypadku mamy znacznie głębsze spadki cen, sięgające blisko 2% w stosunku do analogicznych miesięcy roku ubiegłego, i to już w bardzo długim okresie, sięgającym kilkunastu miesięcy.
A przecież inflacja PPI (w tym przypadku deflacja), jest na początku łańcucha cenowego w gospodarce i oznacza, że spadają ceny surowców, półproduktów i produktów, którymi obracają przedsiębiorstwa przemysłowe – to oznacza „zwijanie się” gospodarki przynajmniej w niektórych obszarach.
Bowiem główną przyczyną takiego spadku cen dla producentów jest słaby popyt wśród przedsiębiorstw produkcyjnych, a to fatalny sygnał wysyłany do całej gospodarki, która może reagować dalszym ograniczaniem zakupów.
Dlaczego spadek cen wywołuje takie zainteresowanie? Dlatego, że o ile rzeczywiście z punktu widzenia pojedynczych konsumentów, spadek cen towarów i usług, jest zjawiskiem korzystnym (chcemy kupować coraz taniej), to już z punktu widzenia całej gospodarki tak niestety nie jest.
Jeżeli ten proces utrzymuje się dłużej (wszystko wskazuje na to, że będzie on w Polsce co najmniej do miesięcy letnich , a kto wie czy nie dłużej), będzie zniechęcał konsumentów do zakupów, ponieważ będą się oni spodziewali, że określone towary za jakiś czas kupią jeszcze taniej niż obecnie. Powstrzymywanie się od zakupów to spadek globalnego popytu krajowego, który i tak jest na tyle rachityczny, że dopiero od kilku miesięcy pozytywnie wpływa na wzrost polskiego PKB.
Przypomnijmy, że to właśnie popyt krajowy (konsumpcyjny i inwestycyjny), średniorocznie aż w blisko 2/3, odpowiada za wzrost naszego PKB więc przy utrzymującym się spadku cen oddziaływanie tego czynnika na wzrost PKB będzie niestety słabło.
Minister finansów i eksperci, w tym w szczególności ci prorządowi, zapewniają, że nic złego się w gospodarce się nie dzieje, a ponieważ procesy deflacyjne mają charakter głównie podażowy, prędko wygasną.
Niestety, nie wygasają i wszystko wskazuje na to, że cały rok 2015 może być może być pod znakiem deflacji konsumenckiej, a to nie najlepiej wróży wszystkim tym którzy produkują na polski rynek.
Źródło: wPolityce.pl