Nowe centra spekulacji
Czy $4 bln rezerw walutowych Chin wystarczy do realizacji globalnej polityki?
Przez ostatnie dziesięciolecia na świecie królowały amerykańskie fundusze inwestycyjne i hegingowe (silnie spekulacyjne). Ich najbardziej spektakularnym przedstawicielem w latach dziewięćdziesiątych był George Soros który doprowadził do załamania funta i w efekcie zapobiegł wejściu Anglii do euro, jak i stał za załamaniem walut na Dalekim Wschodzie. Okazuje się że obecnie sytuacja na tyle się zmieniła, że do tych działań włączają się fundusze chińskie. Podczas niedawnego załamania na giełdzie w Chinach w ramach ratowania giełdy banki chińskie zmobilizowały środki na skalę 144 mld dolarów. Również za czasem ostatniego załamania cen złota stoją zarządzający środkami w Chinach. Okazuje się że w przeciągu zaledwie trzech do czterech minut równocześnie na giełdzie Comex futures w USA i dwóch giełdach w Chinach sprzedały one złota za 1,7 mld dolarów prowadząc w efekcie do zbicia jego kursu. Jest to kolejne spektakularne działanie funduszy chińskich po styczniowym zbiciu cen miedzi na rynku światowym.
Okazuje się że Citigroup analizując skalę odpływu kapitału z Chin i recylkulacji rezerw tego kraju zanotowały roczny odpływ na skalę 0,5 bln USD, w okresie to końca czerwca 2015 r. W efekcie niegdyś olbrzymie $4-ro bilionowe rezerwy walutowe zmalały do poniżej 3,7 bln USD i oczekuje się że skurczą się dalej, do poziomu 3,3 bln USD do końca roku. Przy czym jak szacuje George Saravelos z Deutsche Banku poziom płynnych zasobów rezerw chińskich („non-sticky”) wynosi około 2 bln USD. Kryzysogenne przywiązanie juana do dolara i brak jego dewaluacji, do niedawna tłumaczono dążeniem do jego formalnego uznania jego jako waluty rezerwowej MFW, jak i włączenia akcji chińskich do indeksu światowego krajów wschodzących MSCI. Oznaczałoby to bilionowe napływy kapitału do Chin. Amerykańskie weto skutkowało rozpoczęciem wojny walutowej przez Chiny, a obecny paroprocentowy spadek wartości juana to początek spadku w sytuacji kiedy spekulacja na „carry trade” - pożyczanie na niski procent w USA i inwestowanie w oczekiwaniu wyższego zwrotu w Chinach – już się nie opłaca. Połączenie deflacyjnego środowiska w Chinach i osłabienia juana, skutkuje tym że obsługa długu dolarowego przez podmioty chińskie staje się finansowo uciążliwa. A wg Gavecal skala ekspozycji zagranicznej jest pokaźna i wynosi 15% PKB i 40% rezerw walutowych. BIS szacuje zobowiązania w walucie zagranicznej Chin na 1 bln USD, a łącznie z długami zagranicznymi oddziałów firm chińskich będących w Hong Kongu 1,5 bln USD. Do pokrycia tych zobowiązań potrzeba wg metodologii MFW rezerw w skali przewyższającej 2,6 bln USD.
Wszystko wskazuje na to że Chiny posiadają rezerw walutowych „na styk” w ujęciu bilansowym, niemniej będąc kluczowym odbiorcą miedzi, złota i w ogóle surowców, oraz mając pierwszorzędną wiedzę na temat zapotrzebowania na nie są one w stanie kierować rynkiem i wypierać na tym polu dotąd królujących spekulantów z Zachodu. Przecież tym co spycha ceny złota w dół jest upublicznienie informacji, że bank centralny Chin w ciągu ostatnich sześciu lat zakupiły zaledwie 604 tony złota, oraz że poziom jego rezerw wynosi 1658 ton. Podczas gdy panuje powszechne przekonanie, że posiadają oni rezerwy na poziomie Niemiec czyli 3400 ton. I wprawdzie uważa się, że dane te nie są prawdziwe i obecny spadek cen ma pomóc Chińczykom tanio zakupić kolejne partie złota, to jednak jak podaje amerykańskie CFTC fundusze hegingowe po raz pierwszy od 2006 r., kiedy takie statystyki są publikowane, nie spekulują na zwyżkę cen złota tylko na jego obniżkę. Pozycję Chin na rynku złota wzmacnia przewodzenie w wydobyciu złota w wysokości 450 ton (16% globalnego wydobycia) w roku 2014 r., gdy kolejne Australia i Rosja wydobyły 270 ton i 245 ton odpowiednio. Również w otoczeniu w którym istnieje oczekiwanie na wzrost stóp procentowych notowania złota i tak by osłabły, gdy z jednej strony nie wypłacają one żadnego procentu, a z drugiej strony mając fizyczne zabezpieczenie są bardziej kosztowne w utrzymaniu. Także wszyscy którzy zainwestowali w złoto, w obawie przed inflacją niszczącą zasoby gotówkowe, wycofują się z tego zabezpieczenia, gdy ropa naftowa stała się tańsza o 50% w porównaniu z zeszłorocznym latem, a surowce notują sześcioletnie minima ciągnąc oczekiwania inflacyjne w dół. A pomyśleć że w 1999 r. wraz z wprowadzeniem euro do transakcji bezgotówkowych, cena złota wynosiła zaledwie 250 dolarów za troy uncję, po tym jak w 1998 r. Wlk. Brytania postanowiła sprzedać ponad połowę swoich rezerw. Później w efekcie dwunastoletniego wzrostu cen złota do poziomu 1920 dolarów w 2011 r. spadło ono do poziomu 1097 dolarów i spada nadal, mimo iż koszty kopalń marginalnych producentów wynoszą 1150 dolarów grożąc ograniczeniem podaży. Po stronie popytu w 2013 r. gdy ceny złota spadły, chińscy inwestorzy zredukowali zakupy. W tym roku również preferowali inwestycje w akcję, w wyniku rządowej kampanii przekierowującej zainteresowanie w kierunku giełdy. Obecnie w efekcie załamania giełdowego dodatkowo są zmuszeni do sprzedaży inwestycji w złoto, aby pokryć straty na akcjach.
Mimo ukazanych trudności, wszystko wskazuje na to że Zachód już wkrótce się przekona, że niezależnie od tegorocznych decyzji, które posłały Państwo Środka „na manowce”, Chiny posiadając największą światową gospodarkę i olbrzymie rezerwy finansowe już wkrótce staną się najlepiej poinformowanymi graczami na rynku giełdowym. A ich ataki spekulacyjne na rynku miedzi i złota są jedynie preludium tego co będzie się działo w przyszłości w innych segmentach. Podczas gdy z historii świata wiadomo że starzy spekulanci nowym tak łatwo na pewno nie ustąpią, co oznacza, że historia świata obecnie nabrała niebezpiecznego przyspieszenia.