Opinie

www.sxc.hu
www.sxc.hu

Niebezpieczny optymizm

Janusz Szewczak

Janusz Szewczak

polski analityk gospodarczy, nauczyciel akademicki i publicysta, poseł na Sejm VIII kadencji

  • Opublikowano: 4 lutego 2013, 12:17

  • Powiększ tekst

Według naszych dyżurnych autorytetów ekonomicznych, jak samego premiera oraz ministra finansów J. V. Rostowskiego druga połowa 2013 r. ma być dobra. Ma być po spowolnieniu gospodarczym i z górki. Ma być szarpnięcie do przodu produkcji i przyspieszenie eksportu. Nasi rządzący i zaklinacze rzeczywistości bardzo liczą na to, że niemiecki parowóz ruszając pociągnie też polskie wagony. Rok 2013 według polskiego premiera ma być lepszy, niż sądzą pesymiści.

Problem tylko w tym, że owych pesymistów przybywa lawinowo, nie tylko w Polsce, ale również w samych Niemczech, wśród środowisk akademickich. Nie mówiąc już o Wielkiej Brytanii i o nastrojach w pozostałych krajach strefy euro, gdzie kierujemy zdecydowaną większość naszego eksportu, głównie wyroby przemysłu motoryzacyjnego, części zamienne, podzespoły, papierosy, meble, żywność. Tu wyraźnie siada produkcja, import, konsumpcja i zamówienia eksportowe. Niemcy kupują ok. 40 proc. produkcji mebli z Polski, Włosi – mniej samochodów, Słowacy i Czesi nie chcą polskiej żywności.

Niemiecki rząd właśnie obniżył, pewno nie po raz ostatni i to aż o połowę, wzrost gospodarczy na ten rok. Z poziomu 1 proc. PKB planowanego jeszcze jesienią  do zaledwie 0,4-0,5 proc. wzrostu PKB. Niektórzy analitycy bankowi, oczywiście nie w Polsce przepowiadają otarcie się niemieckiej gospodarki, nawet o recesję. Największa europejska gospodarka, choć  sama bardzo liczy na poprawę koniunktury  w Chinach  i USA, może być zaskoczona rozwojem wypadków. Konflikt  chińsko-japoński o wyspy Sankaku wisi na włosku. W Hiszpanii afera łapówkowa rządu, we Włoszech afera bankowa i wybory za pasem, których Monti nie musi wygrać. Niemiecką gospodarkę, a zwłaszcza finanse publiczne pomału dopadają konsekwencje zapaści gospodarczej i kryzysu zadłużeniowego strefy euro i krajów PIGS. A płacić trzeba dalej, tym bardziej, że EBC szaleje ze skupem śmieciowych obligacji bankrutów. Na dziś niemiecki udział w szerokim geście EBC to ok. 450 mld euro i nadal rośnie. W 2012r. Niemcy osiągnęły wzrost PKB na poziomie zaledwie 0,7 proc. w rok, wcześniej w 2011r. było to jeszcze 3 proc., a dwa lata wstecz nawet 4,2 proc. PKB. Niemcy, a zwłaszcza rosnąca w siłę opozycja jest coraz bardziej sceptyczna gdy idzie o dalszą pomoc dla chorych członków strefy euro. Nic dziwnego, bo dług publiczny Niemiec wzrósł gwałtownie w ostatnich latach i wynosi już  ok. 2,2 bln euro, to jest aż 83 proc. w relacji do niemieckiego PKB, sam dług rządowy wynosi już 1,1 bln euro. My Polacy pod koniec tego roku też będziemy mieli  ok. 1 bln długu publicznego, tyle że w złotych. Opozycja socjaldemokratyczna  w Niemczech chce podnieść świadczenia socjalne i wprowadzić płacę minimalną, a to będzie kosztować.

Francuzi mają totalne problemy, ich finanse są bliskie załamania. Niemiecka lokomotywa traci parę, stoi i sapie, dyszy i dmucha, polska niestety już zjechała na boczny tor i coraz szybciej toczy się w dół, tusk tuk, tusk, tuk. Widać również pewne niepokojące tendencje  w produkcji przemysłowej, a nawet w eksporcie Niemiec. Siemens widzi mniejsze zapotrzebowanie na dobra przemysłowe. Największy niemiecki bank Deutsche Bank zanotował w IV kw. stratę w wysokości 2,15 mld euro. Co prawda prof. Drozdowicz- Bieć  z SGH w TVN-CNBC uspokaja zarówno nas, jak i Niemców, że ich samoocena gospodarki jest zbyt pesymistyczna. Czyli, że niby minister gospodarki Niemiec P. Rosler myli się, bo będzie lepiej. No, bo IFO i ZEW rosną. Niektórzy jak widać przez różowe okulary patrzą nie tylko na naszą gospodarkę, ale i cudzą.

Nie tylko nie będzie wyraźnie lepiej w samych Niemczech, ale też tym bardziej w II-ej połowie 2013 r. nie będzie lepiej z polską gospodarką i to nie tylko z powodu gigantycznego podwiązania polskiego przemysłu pod niemieckie produkty finalne. Dramatyczny spadek produkcji przemysłowej, budowlanej, inwestycji, konsumpcji i sprzedaży w grudniu 2012r. nie jest przypadkowy i krótkotrwały. Słabnie coraz wyraźniej niemiecki import i zamówienia eksportowe. A niemiecki import to polski eksport. Polski eksport do Niemiec zaczął słabnąć już w 2012r., zwłaszcza   w II-ej połowie roku i spadł o 1 proc. do poziomu 25,3 proc., spadł też import z Niemiec o 1 proc. do poziomu 21,4 proc. Niemiecki Opel w Gliwicach wyprodukował w 2012r. 125 tys. aut, to aż o 28 proc mniej niż w 2011 r. Sprzedaż detaliczna spadła w Niemczech w ujęciu rocznym aż o 4,7 proc., a to bardzo duży spadek. Rok 2013 dla polskiej branży motoryzacyjnej i budowlanej będzie jeszcze gorszy. Wysoką cenę zapłacą też firmy z branży meblarskiej, budowlanej, handlowej, transportowej i usługi zarówno w eksporcie do Niemiec jak i całej strefy euro. Spadek produkcji, sprzedaży i eksportu w samej branży motoryzacyjnej  i około motoryzacyjnej spowoduje zmniejszenie polskiego PKB o ok. 0,6-0,7 proc. PKB. Można więc zapomnieć o wzroście PKB w 2013r. na poziomie 2,2 proc. i modlić się byśmy uniknęli recesji, choć to wydaje się coraz bardziej prawdopodobne.

Nawet więc kichnięcie niemieckiego gospodarczego wieloryba może zatopić polską łódeczkę przycumowaną na stałe do tego giganta. Kryzys w Polsce potrwa przecież nie 6 miesięcy, ale co najmniej  2-3 lata. Niemieccy obywatele mają w bankach blisko 600 mld euro oszczędności mimo to więcej jednak oszczędzają niż wydają. Doradca polskiego premiera  J. K. Bielecki wzywa nas byśmy więcej wydawali niż oszczędzali, choć my Polacy nie wszyscy oczywiście mamy  w zagranicznych w tym w niemieckich bankach w Polsce - zaledwie  ok. 120 mld euro - oszczędności i blisko 3-4 krotnie niższe płace. Niemcy mają nadwyżkę handlową za 2012r. w wysokości  ok. 158 mld euro, my deficyt na poziomie ok. 9 mld euro. Tylko obroty niemieckiej firmy Rossman w 2012r. w Polsce przekroczyły 5 mld zł, podobnie rekordowe były zyski innych firm niemieckich w Polsce. Tylko niecałe 40 proc. firm działających w Polsce płaci  w Polsce podatek CIT, bo reszta podobno ma tylko koszty i inwestycje, a nie dochody, dotyczy to również firm niemieckich działających w Polsce. Swoją drogą ciekawe ile firmy niemieckie zapłaciły podatków w Polsce w ub. roku. Koszty ratowania strefy euro nawet dla Niemców zaczynają być za wysokie. Ratując strefę euro i samo euro Kanclerz A. Merkel nieco zapomniała  o własnych problemach gospodarczych i finansowych. Niemcy mimo olbrzymich wysiłków MSZ R. Sikorskiego – słynny „Hołd Berliński”- nie wezmą nas na utrzymanie,  a Brytyjczycy są już prawie na wylocie, a to jednak  główny partner handlowy Niemiec, a nie Polska. W Brukseli w rokowaniach budżetowych na lata 2014-20 Kanclerz A.Merkel wybierze raczej propozycje cięć angielskiego Robin Hooda niż złudzenia Kaszubskiego Rycerza.

Powiązane tematy

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych