Czy na wprowadzenie efektywnej polityki prorodzinnej nie jest już za późno?
Należy uznać za mało wiarygodne deklaracje tych którzy zakrzyczą wszystkich w zakresie koniecznych działań prorodzinnych, tylko po to aby z nich później w pierwszej kolejności zrezygnować. Podczas gdy już niedługo przyjdzie nam pokutować z powodu braku młodzieży i prowadzić kosztowną politykę prorodzinną przy minimalnych jej efektach.
Jednym z głównych ogniw zwycięskiego w 2005 r. programu gospodarczego PiS „Finanse publiczne – Rozwój przez zatrudnienie”, którego byłem autorem (jak wynika z tytułu kluczowym była polityka wygenerowania miejsc pracy dla młodego pokolenia w Polsce, a nie wypychania jego za granicę w poszukiwaniu pracy jak i tworzenia ogniska domowego), był program polityki prorodzinnej „Tak dla Rodziny”. Jego celami była: „Neutralizacja negatywnych trendów demograficznych grożących destabilizacją finansów państwa; Uniknięcie scenariusza kryzysowego, którego doświadczają kraje Europy Zachodniej; Zniesienie dyskryminacji finansowej osób wychowujących dzieci”, a środkiem jej realizacji ulga podatkowa w wysokości 400 zł miesięcznie na każde dziecko w rodzinie czterodzietnej. Środki na te działania były zaplanowane i rodziny miały je uzyskać niezależnie od tego czy płacą podatki PIT czy też nie. A to w celu wyeliminowania przeszkód uniemożliwiających zwykłym ludziom realizację ich pragnienia zawarcia związku małżeńskiego, posiadania dzieci, takich jak koszty wychowania dzieci. Te proste i jasne konkluzje noblistów Alva i Gunnar Myrdal również obecnie powinny zostać przez krajowych polityków przyswojone abyśmy wszyscy boleśnie nie obudzili w „niezbadanej erze wyludnienia” właśnie Polski.
Dlatego z zadowoleniem przyjąłem zapowiedz że konstruowany przez prof. Glińskiego rząd techniczny, mimo jego liberalnego składu, powraca do wyzwań stawianych ówcześnie i właśnie obrał politykę prorodzinną jako tą z której hasłami może się przebić do opinii publicznej, w okresie debaty o „abdykacji Papieża” jak i „świętowania sukcesu negocjacyjnego premiera Tuska w Brukseli”. Świadczy to o tym że Polacy zdają sobie sprawę że są obiektem olbrzymiego eksperymentu historycznego polegającego na wymarciu Narodu, na równi ze zniknięciem w przeszłości plemion indiańskich. W tym kontekście drwiny ze strony premiera że nie ma pieniędzy na dzieci, w sytuacji gdy nie prezentuje innych skutecznych rozwiązań zakrawają na groteskę. Tym większą w sytuacji kiedy na utrzymanie dzieci w domach dziecka płacimy 2 tyś. zł miesięcznie udajemy że „nie stać nas” na redukcję opodatkowania naszych dzieci. Dlatego jako naturalne należy traktować rozgoryczenie Joanny Krupskiej, prezesa Związku Dużych Rodzin „Trzy Plus”, która w wywiadzie „Państwo stygmatyzuje rodziny wielodzietne” pesymistycznie konkluduje: „Jest to krzywdzące także dla jej [niepracującej matki wielu] dzieci, które w życiu dorosłym oprócz tego, że będą ze swoich podatków płacić na emerytury [i służbę zdrowia] starszego pokolenia [które dzieci nie ma], będą musiały utrzymywać swoją matkę.”
Polityczna mieszanka mająca na celu spadek dzietności polskich rodzin, milionowa emigracja młodzieży i ściąganie obcokrajowców w celu wprowadzenia wielokulturowości może okazać się najlepszym sposobem na likwidację polskiego społeczeństwa. Dlatego za słuszną należy uznać diagnozę prof. Orłowskiego konkludującego, że „Szum wokół konieczności prowadzenia polityki demograficznej wybucha w Polsce tylko od czasu do czasu, zazwyczaj przed zbliżającymi się wyborami. Wtedy właśnie politycy zgłaszają śmiałe i radykalne pomysły […] Czy będzie to pod hasłem polityki demograficznej, czy nie, nie ma zresztą większego znaczenia. I tak nikt nie bierze tego wszystkiego na serio, a polityka demograficzna jest bardzo ładnym szyldem, pod którym można starać się kupować głosy wyborcze. Zresztą zazwyczaj z miernym efektem, bo generalnie rzecz biorąc mało kto w ogóle wierzy, że padające w czasie kampanii wyborczej obietnice kiedykolwiek będą zrealizowane.” Dlatego oczekując wyższej skuteczności nie liczyłbym na wiarygodność ekspertów okolic UW ostatnio silnie nagłaśnianych przez GW, na równi z naiwnym liczeniem na dawnych polityków skupionych w aktualnie założonym Instytucie Myśli Państwowej obiecujący już najbliższą debatę w temacie „polityka państwa na rzecz rodzin w kontekście kryzysu demograficznego” że realnie cokolwiek zrobią. Przecież osiem lat temu zdawali sobie sprawę z tych zagrożeń, a jednak o ile premier Giertych poprzestał na działaniach symbolicznych, to premier Marcinkiewicz po prostu wyborców zdradził (mocne stwierdzenie w sytuacji kiedy może powiedzieć że tak mu kazano), rezygnując z obiecanych działań w sytuacji kiedy to kolidowało z jego prywatnymi perspektywami. Jakie jest prawdopodobieństwo, że obecne działania nie są jedynie cynicznym namawianiem realnych decydentów, aby sami rozważyli zmianę dotychczasowej polityki w Polsce. Przypomina to niesławne działania LPR-u który swoją własną zgodę na Traktat Lizboński przykrywał oburzeniem na naciski ze strony pani Kanclerz Niemiec.
A jak można ośmieszyć politykę prorodzinną w Polsce i przyspieszyć proces likwidacji Polski? – po prostu zostawić jedynie nazwę, a w treści wspierać pracę zawodową kobiet, pomóc finansowo rozwódkom, a na końcu nawet singlom, po drodze zsyłając co bardziej dopominających się ekspertów w niebyt polityczny. Steven Philip Kramer w artykule Foreign Affairs „Baby Gap: How to Boost Birthrates and Avoid Demographic Decline” wymieniając spośród krajów zagrożonych wyludnieniem Polskę uznaje je jako poważnie zagrożone w rozwoju gospodarczym. I to nie tylko z powodu przewidywanego kryzysu finansów publicznych, ale uznając że “starzejące się społeczeństwo będzie przeżywało ciężki okres w erze szybkich zmian technologicznych wymagających kreatywnych pracowników.” Uważa że Polska już wpadła w „pułapkę niskiej rozrodczości” która przyspiesza spiralę depopulacji z powodu zapanowania „subkultury małodzietności”.
Dlatego powinniśmy uważać na mało wiarygodne deklaracje tych którzy jedynie zakrzyczą wszystkich w zakresie koniecznych działań prorodzinnych, tylko po to aby z nich później w pierwszej kolejności zrezygnować. Możliwe że są ostatnimi którzy gaszą światło, bo wiedzą że odbudować świetności Polski już się nie uda, gdyż Polki są już za stare i zbyt zdemoralizowane aby nawet przy pomocy… in vitro mieć większą liczbę dzieci.