Unijne bezsensy – dyscyplina budżetowa über alles
Pakt fiskalny, który Polska właśnie ratyfikuje, ma uchronić strefę euro od wszelkich przyszłych nieszczęść gospodarczych, tako rzecze Bruksela i Berlin. Najlepszym na to dowodem ma być przykład Grecji, w której podobno zaprzepaszczono wszelkie pożytki płynące z posiadania euro. Jednak szersze spojrzenie na tę sprawę jasno dowodzi, że zalecane lekarstwo jest bardziej niebezpieczne niż sama choroba.
Tabele 1 i 2 wykazują, że utrzymywanie deficytu budżetowego w stanie równowagi, a nawet nadwyżki i wynikający stąd spadek wysokości długu publicznego nie chronią przed ciężkimi kryzysami. Owszem, przed ostatnim krachem Grecja „grzeszyła” w tym zakresie, ale Irlandia i Hiszpania wykazywały tu tak daleką idącą cnotę, że rodacy kanclerz Merkel mogli im tylko zazdrościć.
Tabela 1 Budżet, nadwyżki (+), deficyt (-) (% PKB) |
|||||||||||
|
2001 |
2002 |
2003 |
2004 |
2005 |
2006 |
2007 |
2008 |
2009 |
2010 |
2011 |
Grecja |
-4,5 |
-4,8 |
-5,6 |
-7,5 |
-5,2 |
-5,7 |
-6,5 |
-9,8 |
-15,6 |
-10,7 |
-9,4 |
Hiszpania |
-0,5 |
-0,2 |
-0,3 |
-0,1 |
+1,3 |
+2,4 |
+1,9 |
-4,5 |
-11,2 |
-9,3 |
-8,5 |
Irlandia |
+0,9 |
-0,4 |
+0,4 |
+1.4 |
+1,7 |
+2,9 |
+0,1 |
-7,4 |
-13,9 |
-30,9 |
-13,4 |
Niemcy |
-3,1 |
-3,8 |
-4,2 |
-3,8 |
-3,3 |
-1,6 |
+0,2 |
-0,1 |
-3,2 |
-4,3 |
-1,0 |
Euro (17) |
-1,9 |
-2,6 |
-3,1 |
-2,9 |
-2,5 |
-1,3 |
-0,7 |
-2,1 |
-6,3 |
-6,2 |
-4,1 |
Dane: Eurostat |
Tabela 2 Dług publiczny (% PKB) |
|||||||||||
|
1995 |
2002 |
2003 |
2004 |
2005 |
2006 |
2007 |
2008 |
2009 |
2010 |
2011 |
Grecja |
97,0 |
101,7 |
97,4 |
98,6 |
100,0 |
106,1 |
107,4 |
112,9 |
129,9 |
148,3 |
170,6 |
Hiszpania |
63,3 |
52,6 |
48,8 |
46,3 |
43,1 |
39,6 |
36,2 |
40,2 |
53,9 |
61,2 |
68,5 |
Irlandia |
80,1 |
32,0 |
30,7 |
29,5 |
27,3 |
24,6 |
25,1 |
44,5 |
64,9 |
92,2 |
106,4 |
Niemcy |
55,6 |
60,7 |
64,4 |
66,3 |
68,6 |
68,1 |
65,2 |
66,7 |
74,4 |
83,0 |
81,2 |
Euro (17) |
72,0 |
68,0 |
69,2 |
69,6 |
70,3 |
68,6 |
66,4 |
70,2 |
80,0 |
85,4 |
87,3 |
Dane: Eurostat |
Pomiędzy rokiem 1995 (dane Eurostatu nie sięgają dalej wstecz) a 2006 Irlandia zmniejszyła poziom zadłużenia publicznego z 80,1% PKB do 24,6%. Podobnie Hiszpania, w roku 2007 obniżyła ten wskaźnik do 36,2% PKB, podczas gdy w tym samym czasie Niemcy zwiększyli zadłużenie o 10 punktów procentowych. Warto podkreślić, że w okresie 2001-06 niemiecki deficyt budżetowy nie tylko odbiegał od tych w Hiszpanii i Irlandii, ale także przekraczał średnią dla całej strefy euro. Różnice w trendach w latach 2001-07 pomiędzy Hiszpanią i Irlandią, a Niemcami były wynikiem, z jednej strony, nadzwyczaj zdrowych finansów publicznych w Irlandii i Hiszpanii i sporych deficytów w Niemczech (Tabela 1), a z drugiej dużo szybszego tempa wzrostu gospodarczego w tych dwóch pierwszych krajach (Tabela 3).
Tabela 3 Wzrost gospodarczy (%) |
|||||||||||
|
2001 |
2002 |
2003 |
2004 |
2005 |
2006 |
2007 |
2008 |
2009 |
2010 |
2011 |
Grecja |
4,2 |
3,4 |
5,9 |
4,4 |
2,3 |
5,5 |
3,5 |
-0,2 |
-3,1 |
-4,9 |
-7,1 |
Hiszpania |
3,7 |
2,7 |
3,1 |
3,3 |
3,6 |
4,1 |
3,5 |
0,9 |
-3,7 |
-0,1 |
0,7 |
Irlandia |
5,3 |
5,6 |
3,9 |
4,4 |
5,9 |
5,4 |
5,4 |
-2,1 |
-5,5 |
-0,8 |
1,4 |
Niemcy |
1,5 |
0,0 |
-0,4 |
1,2 |
0,7 |
3,7 |
3,3 |
1,1 |
-5,1 |
3,7 |
3,0 |
Euro (17) |
2,0 |
0,9 |
0,7 |
2,2 |
1,7 |
3,2 |
3,0 |
0,4 |
-4,4 |
2,0 |
1,4 |
Dane: Eurostat |
W porównaniu z Niemcami, na koniec roku 2011 Hiszpania cieszyła się dużo niższym poziomem długu publicznego, a mimo to właśnie jej zagraża niewypłacalność – w ubiegłym roku premier Rajoy był zmuszony zwrócić się o pakiet pomocowy na ratowanie banków w wysokości 100 miliardów euro (z którego jeszcze nie skorzystał). Natomiast Niemcom nie grozi podobna katastrofa. Zatem, poziom zadłużenia nie jest czynnikiem decydującym o tym, któremu państwu grozi niewypłacalność.
W tym miejscu warto zastanowić się nad przyczynami tego nagłego załamania się finansów publicznych w Hiszpanii i Irlandii. W obu krajach winnym tego stanu rzeczy nie były rozrzutne rządy i obywatele. Winę ponosi załamanie się rynku nieruchomości i płynąca stąd zapaść systemu bankowego. Deficyty budżetowe, w szczególności ten niezwykle wysoki w Irlandii, to skutek wydatków na ratowanie banków, dodajmy, że bynajmniej nie tylko banków lokalnych, ale także niemieckich i francuskich.
W wyniku wprowadzenia wspólnej waluty, do PIIGS, jak pogardliwie określa się Portugalię, Irlandię, Italię, Grecję i Hiszpanię, napływały szeroką rzeką fundusze z największych krajów strefy, ponieważ tempo wzrostu było w Hiszpanii i Irlandii dużo wyższe niż w tych największych gospodarkach regionu. Ponadto, całe rzesze bogatych mieszkańców chłodnej i deszczowej Północy kupowały domy i mieszkania na wybrzeżu śródziemnomorskim. W wyniku tego stanu rzeczy, hiszpańskie budownictwo przeżywało hossę na czym korzystały także i inne gałęzie gospodarki. Wraz z upadkiem tego boom’u cała gospodarka załamała się, gwałtownie wzrosło bezrobocie, zaś dochody państwa spadły na łeb na szyję. Podobny scenariusz miał także miejsce w Irlandii, z tą różnicą, że przyczyną hossy na rynku nieruchomości była masowa imigracja do tego kraju spowodowana bardzo szybkim tempem rozwoju gospodarczego. Pomiędzy rokiem 2000 a 2008 liczba ludności tego państwa wzrosła z niecałych 3,8 do 4,4 miliona, czyli o 16%. Gdyby w Niemczech w ciągu niecałej dekady przybyło ponad 13 milionów ludzi, to tam też miałaby miejsce niebywała hossa na rynku nieruchomości.
Krach na rynku budowlanym nie był łatwy do przewidzenia. Nawet gdyby zjawisko to było wcześniej sygnalizowane przez fachowców, to i tak rządy w Madrycie i Dublinie nic nie mogły zrobić w tym zakresie. Po wprowadzeniu euro, państwa te utraciły kontrolę nad polityką pieniężną i tym samym nie mogły podjąć kroku naturalnego w tym stanie rzeczy, czyli nie mogły podnieść stopy procentowej, bo ta jest ustalana we Frankfurcie dla całej strefy, a nie dla poszczególnych państw. Jedynym teoretycznym sposobem na zapobieżenie tej katastrofie jaki pozostał w dyspozycji Irlandii i Hiszpanii to administracyjny zakaz budowania, rzecz nie do pomyślenia w Unii. Taki krok gwałciłby wszystkie układy gwarantujące swobody gospodarcze na czele ze swobodnym przepływem kapitału.
Bańki spekulacyjne są nieodłącznym elementem wolnej gry rynkowej. Tak gorąco zalecany przez niektórych brak regulacji, w tym zakresie nieuchronnie przynosi skutki tego typu. Obarczanie banków centralnych za powstanie baniek spekulacyjnych jest zwykłym szukaniem kozła ofiarnego, ponieważ z takimi zjawiskami mieliśmy do czynienia na długo przed powstaniem tych instytucji.
W wyniku przyjęcia wspólnej waluty zanikło ryzyko walutowe i tym samym zostały ułatwione przepływy kapitału pomiędzy członkami strefy euro. Lokaty banków niemieckich i francuskich w instytucjach finansowych w państwach obecnie przeżywających ciężki kryzys, włącznie z Hiszpanią i Włochami, są szacowane na grube setki miliardów euro i ogłoszenie niewypłacalności przez banki PIIGS, miałoby nieobliczalne skutki dla całej strefy euro. Zatem pakiety pomocowe dla Grecji, Irlandii i Portugalii oraz te, które nas niebawem czekają (Cypr) to w istocie rzeczy pakiety pomocowe dla banków w najbogatszych krajach Unii. Rządy Grecji, Irlandii i Portugalii otrzymują fundusze od innych członków strefy euro i pieniądze te są niezwłocznie przekazywane instytucjom finansowym w Niemczech, Francji i Holandii, w których banki PIIGS zaciągnęły kredyty. Tym sposobem, ciężar wychodzenia z kryzysu nie jest ponoszony przez winnych całej sytuacji – rządy i bankierów, a przede wszystkim ludzi odpowiedzialnych za wprowadzenie euro – ale jest spychany na barki przeciętnego obywatela. Nic dziwnego, że masy buntują się przeciw takiej strategii wychodzenia z kryzysu.
Z naszych rozważań wynika, że pakt fiskalny przed niczym nie chroni. W przyszłości możemy mieć do czynienia z wydarzeniami, które tak jak i obecny kryzys, w mgnieniu oka zmienią poziom dochodów państwa i tym samym rozmiar deficytu budżetowego i zadłużenia. Wyobraźmy sobie, że pakt fiskalny obowiązywałby już w 2008 r. Wówczas żadne państwo nie mogłoby zanotować deficytu na miarę nie tylko irlandzkiego, ale nawet niemieckiego. Cały region wpadłby w niewyobrażalny kryzys, który miałby nieobliczalne skutki dla całej gospodarki światowej. Rządowa pomoc dla banków byłaby niemożliwa, zaś nieuchronna zapaść całego europejskiego systemu finansowego doprowadziłaby do krachu na skalę ogólnoświatową. Eurokraci zapewne powiedzą, że takiej możliwości zapobieże Europejski Mechanizm Stabilizacyjny. Miejmy nadzieję, że tak będzie. Jednak biorąc pod uwagę wyniki pakietów pomocowych dla Grecji, Irlandii i Portugalii, udzielanych na warunkach ustalanych przez rządy mające decydujący głos w tym Mechanizmie, można mieć co do tego pewne wątpliwości.
Powyższe także wskazuje na to, że o wypłacalności danego kraju decyduje nie poziom zadłużenia, ale cały szereg innych czynników na czele z poziomem konkurencyjności jego gospodarki. Zadłużenie Japonii przekracza dwukrotnie wartość jej PKB, a mimo to nie ma żadnych objawów wskazujących na bankructwo tego kraju. Niemcy cieszą się doskonałą renomą na rynkach finansowych nie dlatego, że ich zadłużenie jest tak niskie – wprost przeciwnie, należy ono do wyższych w strefie euro, ale dlatego iż ich gospodarka jest bardzo konkurencyjna na rynkach światowych. Natomiast ani Grecja, ani Portugalia nie posiadają takich atutów. W momencie przyjęcia wspólnej waluty kraje te pozbawiły się najprostszego mechanizmu dostosowawczego – dewaluacji.
Katastrofę w strefie euro – bo nie sposób użyć tu innego określenia na zjawisko w wyniku którego w niektórych regionach stopa bezrobocia przekracza 25% siły roboczej, zjawisko nie do wyobrażenia w USA – spowodowała nie nadmierna konsumpcja, ale wspólny pieniądz, który z jednej strony ułatwił napływ obcego kapitału, a z drugiej uniemożliwił działanie automatycznego mechanizmu korekcyjnego. O takich konsekwencjach wprowadzenia euro mówili dawno temu ekonomiści tak odmienni w swoich poglądach jak Milton Friedman i James Tobin, ale przeważyły czynniki polityczne. Nie inaczej dzieje się dziś, gdy politycy produkują nowe pakiety i mechanizmy nie mające żadnych podstaw na gruncie teorii ekonomicznych.