Opinie

Kolejne wstrząsy w strefie euro

Stanisław Koczot

Stanisław Koczot

zastępca Redaktora Naczelnego "Gazety Bankowej", Dziennikarz Ekonomiczny 2023 - laureat nagrody głównej XXI edycji konkursu im. Władysława Grabskiego, organizowanego przez Narodowy Bank Polski

  • Opublikowano: 26 września 2017, 12:22

  • Powiększ tekst

Zwycięstwo Emmanuela Macrona we Francji wzbudziło wśród inwestorów fałszywe poczucie bezpieczeństwa. Tymczasem niedzielne wyniki wyborów w Niemczech pokazały, że niezadowolonych nie brakuje.

Inwestorzy doszli jednak do wniosku, że skoro stery największej gospodarki UE nadal znajdują się w rękach skutecznej do bólu Angeli Merkel, na razie nic im nie grozi. Nie mniej jednak poczucie niepewności wzrosło, a rynki z niepokojem będą obserwowały rozwój wypadków we Włoszech i w Hiszpanii - w trzeciej i czwartej gospodarce Europy. Południe od dawna zakłóca spokojny sen strefy euro, a zwłaszcza dominujących w tym gronie Niemców. Wszelkie tendencje odśrodkowe, rosnące nastroje populistyczne i polityczne napięcia mogą zburzyć kruchą stabilizację eurolandu.

Dlatego rynki coraz uważniej przyglądają się planowanemu na niedzielę 1 października referendum w sprawie niepodległości Katalonii. Ten zamożny region Hiszpanii, który w 1714 r. utracił niepodległość (pamiętają o tym kibice, którzy podczas każdego meczu FC Barcelona, kiedy zegar wskazuje 17. minutę i 14. sekundę, wyciągają flagi Katalonii, wznosząc okrzyk „Independencia!”), jest bardzo ważny dla rządu w Madrycie (jego udział w PKB Hiszpanii sięga aż 20 proc.). Katalonia prawdopodobnie poradziłaby sobie jako samodzielne państwo, z czego Madryt dobrze zdaje sobie sprawę, na przemian kusząc i strasząc Katalończyków. Raz nasyła na nich policję, innym razem oferuje jeszcze szerszą – choć i tak już szeroką - autonomię. Nie wiadomo, jakie będą wyniki referendum, a tym bardziej trudno wyrokować o jego skutkach, nie mniej jednak napięcie między regionem a stolicą Hiszpanii jest już faktem. Czy zniknie ono wraz z referendum, czy będzie się tliło przez lata, czy Madryt zachowa zimną krew, a może będzie eskalował napięcie… Znaków zapytania jest zbyt dużo, by rynki zapomniały o Katalonii. Zwłaszcza, że Hiszpania ma być jednym z filarów scalonej na nowych zasadach strefy euro.

Inwestorzy mogą czuć się zaniepokojeni, ponieważ ich doświadczenia z referendami nie są dobre. W 2014 r., kiedy Szkocja przeprowadziła plebiscyt w sprawie niezależności, funt stracił 6 proc. od lipca do września (gdy referendum nie powiodło się, szterling odrobił 2 proc.). W przypadku Katalonii, analitycy City Index spodziewają się osłabienia euro w stosunku do dolara, a w krańcowym przypadku, gdyby separatyści wygrali, gwałtownego spadku nawet o 5 proc.

Trochę inny problem mają rynki z Włochami, które w przyszłym roku muszą przeprowadzić wybory powszechne. Według Capital Economics, w tej chwili trzy główne partie eurosceptyczne mają poparcie sięgające 50 proc. Bez Włochów nie będzie ani strefy euro, ani wspólnej waluty. Eurosceptycyzm Włochów jest o tyle groźny, że może prostą drogą poprowadzić ich do katastrofy. A ponieważ ich gospodarka jest 7,5 raza większa od greckiej, są za duże i żeby je ratować, i żeby upaść.

Powiązane tematy

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych