Na rynku walutowym nadal będzie źle
Bolesny krach nadal trwa; indeks Nikkei spadł w nocy o kolejne 6% i nawet jeszcze bardziej w notowaniach po zamknięciu sesji na rynku kontraktów terminowych, więc jen japoński ma w tej chwili zdecydowanie najlepsze wyniki spośród walut G10. Czy przed nami kolejne spadki na USD/JPY? Krótka odpowiedź brzmi „prawdopodobnie tak”. Wielu skupia się teraz na poziomie 93,57, na którym kształtuje się poziom zniesienia Fibonacciego do 38,2%.
Nie trzeba dodawać, że im więcej ludzi mówi o tym poziomie, tym większe prawdopodobieństwo, że nie tylko do niego dojdziemy, ale że szybko go miniemy, gdyż tuż poniżej nagromadzą się wszystkie rodzaje zleceń typu „stop loss”. Czasem to, co oczywiste, właśnie takie jest - po prostu oczywiste.
Inwestorzy stosujący skalpowanie w ramach jednej sesji się cieszą – dlaczego?
Wszyscy moi rozmówcy ze świata prawdziwych pieniędzy i kręgów międzybankowych mówią w zasadzie to samo: „w tej chwili nic nie robimy”. A to m.in. dlatego, że płynność jest tragiczna, a zmiany irracjonalne. Tak, dolara amerykańskiego tu i ówdzie ktoś sprzedaje, co stanowi część tego większego krachu, o którym wspomniałem wczoraj, ale znowu – wszystkie dotychczasowe korelacje są w tej chwili bez wyjątku naprawdę do wyrzucenia. Inwestorzy stosujący taktykę skalpowania w czasie jednej sesji sądzą, że to najlepsze pod słońcem warunki do zarabiania pieniędzy, ale zapewniam was, że kiedy podliczą swoje zyski i straty za cały tydzień, będą szczęściarzami, jeśli wyjdą na zero albo z niewielkim zyskiem, i to naprawdę niewielkim. Rzeczywistość jest taka, że kursy zmieniają się zbyt gwałtownie, by ktokolwiek mógł naprawdę powiedzieć, że wie, co robi, albo znaleźć realne podstawy dla swoich decyzji. Wczoraj krążyły plotki, że słynny fundusz hedgingowy Brevan Howard (jeden z największych na świecie) zwolnił zespół siedmiu menedżerów portfela i obecnie poważnie rozważa zamknięcie swojego flagowego funduszu walutowego. Czy to komukolwiek coś mówi? Sądzę, że powinno. Nie chcę tu nikogo straszyć; raczej odwrotnie. Proszę was jedynie, byście zastanowili się, czy rzeczywiście wiecie to, co wam się wydaje, że wiecie, i czy rzeczywiście w takich warunkach zarabiacie jakiekolwiek pieniądze, czy tylko opłacacie spread i jesteście dobrej myśli.
Poziomy do obserwacji
No dobrze, dość tych złych wiadomości i nieszczęść. Na rynku czasy takie jak obecne, choć nie oferują bezpośrednich możliwości, poddają jednak ciekawe obrazy i struktury tym, którzy są gotowi odpowiednio wytrwale ich szukać. Parą, która moim zdaniem szczególnie się wybija w tym kontekście, jest AUD/USD. Pomyślcie o tym w ten sposób: dolara amerykańskiego wyprzedają na całym rynku, a jednak AUD/USD naprawdę jeszcze na tym skorzysta. Dlaczego? Mówiąc prosto, rynek nadal sądzi, że ten wyspiarski kontynent musi zapaść się w ocean pośród całego tego globalnego nieszczęścia. Błąd. Nic się im nie stanie, a chociaż ten ruch w dół mógł być zasadny i prawdopodobnie od dawna się na niego zanosiło, warto również zastanowić się, dlaczego nastąpił on teraz i dlaczego był tak silny. Trochę to przypomina ruch USD/JPY w górę. Każdy inwestor chce mieć krótką pozycję na dolarze australijskim, a jak wszyscy wiemy, im bardziej wszyscy ładują się w jakąś transakcję, tym większe prawdopodobieństwo i rozmiary klęski, gdy zostaną zmyci ruchem w odwrotną stronę. Rynek spot jest zbyt zmienny i drogi, więc gra za pomocą opcji na wzrosty to najpewniejszy sposób dalszego postępowania. Pod żadnym pozorem nie sprzedawajcie opcji na spadki bez pokrycia, by sfinansować zakupy opcji na wzrosty – równie dobrze moglibyście po prostu wyrzucić wasze pieniądze przez okno. Rozważcie jednak spready opcji kupna (call spreads).
Ze względów technicznych i z powodu ogólnego układu pozycji kurs EUR/USD może w tym tempie zajrzeć w okolice poziomu 1,3500. Oczywiście nie dzisiaj i prawdopodobnie nie przed posiedzeniem Federalnego Komitetu Otwartego Rynku, które odbędzie się w przyszłym tygodniu. Ale dotrzeć tam, dotrzemy. Jednak kiedy już się to stanie, wiecie, że to za drogo, więc nie bójcie się sprzedawać. Jeśli chodzi o spadki, to potrzebujemy wyraźnego zamknięcia notowań dziennych na poziomie 1,3180, by potwierdziło się, że na szczycie wykonaliśmy już wystarczająco dużo roboty i możemy na nowo zacząć schodzić w dół.
Kurs GBP/USD nadal wciąga i będzie wciągał wiele ludzi, i po raz kolejny będzie się kształtował powyżej 1,5700. Powyżej tego poziomu jednak w okolicach 1,5750/80 powietrze naprawdę się rozrzedza i znów zajęcie krótkiej pozycji w tej okolicy oferuje bardzo dobre parametry relacji ryzyka do zysku. Jednak znowu, nie dzisiaj. Pod względem spadków jako absolutne minimum potrzebujemy pokonać poziom 1,5480 na zamknięciu dziennych notowań, co potwierdziłoby, że górka miała swoje pięć minut i możemy schodzić dalej w dół.
Nadal wolę handlować GBP/CAD, a spojrzenie na wykresy dzienne i 4-godzinne powinno dać oczywisty zakres przedziału od 1,5880/50 do 1,6050 ku górze.
Dane z USA, które poznamy dziś po południu, będą pewną pożywką do rozmyślań dla wariatów spodziewających się ograniczenia przez Fed akcji skupowania aktywów, ale w tej chwili szczerze mówiąc nie sądzę, by to miało większy związek z tym, w jakich rejonach ten rynek się obraca.
Kaski włóż (i umocuj jak najlepiej) i powodzenia.