
Wakacyjniak piątkowy: Krzywa Laffera
A więc wszystko zaczęło się od pewnego gwiaździstego wieczoru roku 1974, kiedy to Jude Wanniski, dziennikarz Wall Street Journal wraz z Arthurem Lafferem, Dickem Cheney’em (póżniejszy wice prezydent, za kadencji Busha), Donaldem Rumsfeldem (na stanowisku Secretary of Defense za prezydentury Forda, a w późniejszym czasie także Busha) oraz swoją sekretarką Grace-Marie wybrali się na kolację do restauracji Two Continents hotelu Washington. A było to w czasie kadencji prezydenta Forda, który to raczył w niedalekiej przeszłości od owego spotkania zaproponować swojemu nardowi podwyżkę podatku w ramach walki z inflacją (program Whipe Inflation Now).
Uczestnicy kolacji spierali się o sensowność propozycji - nie zapominajmy, że dwoje z nich to pracownicy administracji ówczesnego prezydenta, broniący jak niepodległości zasadności podniesienia podatków. Skarbiec pusty, inflacja się panoszy, rząd potrzebuje więcej pieniędzy. I tu właśnie Arthur Laffer miał powiedzieć, że podwyżka podatku nie przyniesie większych dochodów do skarbu państwa oraz miał wtedy narysować swoją słynną krzywą na serwetce. Z początku wszyscy zgromadzeni kłócili się z Arthurem, twierdząc, że jego teoria jest wyssana z palca. Jednak Wanniskiego owa krzywa zainspirowała, myślał o tym 4 lata, aby w 1978 napisać artykuł do WSJ i spopularyzować teorie Laffera na tyle, że politykę gospodarczą Reagana określa się jako zainspirowaną ową krzywą.
Sam zainteresowany Arthur Laffer nie uważa, aby historia z serwetką była prawdziwa, wszak w Two Continents serwetki są materiałowe, a mama uczyła go, aby „nie profanował rzeczy ładnych”, jednak przyznaje, że podczas swoich wykładów oraz rozmów, często używa swojej krzywej do nakreślenia sytuacji. Podkreśla jednak, że to przecież nie on jest „wynalazcą tej koncepcji”, już w XIV wieku Ibn Khaldun mówił o nieopłacalności podnoszenia podatków na pewnym poziomie, a w wieku XX pisał o tym Keynes. I tak oto dochodzimy do momentu,w którym okazuje się, że cała współczesna myśl ekonomiczna post-austriacka, uwielbia za argument przywoływać teorię Keynesa, ubraną w chwytliwą, matematyczną nazwę. Fascynujące jest w tej historii również to, że Keynes, którego teorie to miód na uszy i kieszeń wszystkich etatystów i korporacjonistów, podyktowane własnym interesem, bo przecież nie logiką, był w stanie stworzyć teorię, która jest oparta na zasadach ekonomicznych. Keynes pisał:
Nie powinien więc wydać się dziwnym argument, że opodatkowanie może być na tyle duże, aby udaremnić swój cel, a więc mając odpowiedni czas na zebranie owoców, obniżka podatków może dać większą szansę (...).
To jeden z punktów styku nauk ekonomicznych z teorią Keynesa, rzecz na tyle oczywista, że aż niemożliwa do przeinaczenia.
W naszym świecie są i tacy mędrcy, którzy ową krzywą potrafią „obalić”. Takim obalaniem zajmują się najczęściej fiskaliści, którzy nie uważają za zbyt prawdziwe to, że przy podatku 100% dochody będą wynosić 0. Do najbardziej ulubionych argumentów fiskalistów należy Szwecja, gdzie według nich jeden z podatków wynosił 100% i podobno nie przeszkadzało to, aby przychód z owego podatku wynosił ileś tam procent jakiegoś wskaźnika wzrostu czegoś. Robert Gwiazdowski kiedyś powiedział, że makroekonomia jest tak prosta, że każdy może ją pojąć w godzinę, jednak makroekonomiści muszą zagmatwać wszystko, aby być potrzebnym do wyjaśniania swoich zagmatwanych myśli. I to chyba najlepszy przykład takiego zagmatwania, z którego nawet może się okazać, że 105% podatek przynosi dochody na poziomie iluś tam procent jakiegoś wskaźnika wzrostu. Jednak fascynujące jest to, że za obalanie teorii min. Keynesa biorą się najczęściej zwolennicy innych jego „mądrości”. Próżno szukać „post-Austriaków”, którzy by rysowali kłębek wełny na dwóch osiach, rozpisywali wzór, aby udowodnić, że na przykład przy podatku zerowym są największe wpływy. To jeden z przykładów pokazujących, jak zwolennicy pewnych teorii potrafią naginać rzeczywistość, drugim przykładem mogą być słowa ministra R., który uznał, że deficyt pobudzi gospodarkę. Z drugiej strony jest to przykład na to, jak bardzo zdroworozsądkowe są post-austriackie nauki ekonomiczne, które potrafią nawet z Keynesem się zgodzić, jeśli ma racje. Bez zbędnej demagogii.
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.