Opinie

Niemcy / autor: Pixabay
Niemcy / autor: Pixabay

Ausgang robi się coraz bardziej realny

Marek Siudaj

Marek Siudaj

Redaktor zarządzający wGospodarce.pl

  • Opublikowano: 30 października 2018, 12:25

    Aktualizacja: 30 października 2018, 13:00

  • Powiększ tekst

Jakiś czas temu, jeszcze w innej redakcji, jeden z moich kolegów napisał felieton o tzw. przyszłości alternatywnej, w której to Unia Europejska ostała się w naszej części kontynentu, bo tzw. stara Europa wypisała się z tej organizacji. Powodem powstania tego felietonu były jakieś kontrowersje związane z Schengen. I choć teraz myślę, że zapewne nie Schengen będzie powodem rozpadu UE, to jednak myślę, że rzeczywiście UE może ostać się w Europie Środkowej. Bo nam taka współpraca się opłaca, a na zachodzie kontynentu chyba tych korzyści już nie widać.

Ostatnio wiele się mówi o różnych exitach, które miałyby nastąpić po rezygnacji Wielkiej Brytanii z członkostwa. Ot, totalna opozycja mówi o wyjściu Polski z UE (swoją drogą, ciekawe, że nie jest w stanie stworzyć polskiego hasła, toteż używa wersji angielskojęzycznej), choć dla niej jest to rodzaj pały ideologicznej do walenia przeciwników po głowie. Sporo się mówi też o wyjściu Włoch, ale także wydaje się to bardziej zabieg propagandowy niż realny pomysł obecnie rządzących Italią polityków. Choć oczywiście nie kryją oni, że Europa pijanego Junckera i usłużnego Niemcom Tuska niezbyt im się podoba.

Myślę jednak, że o wiele większe szanse na rezygnację z UE jest w dwóch innych krajach. Przede wszystkim – we Francji. Całkiem niedawno udało się „ocalić” Francję przed partią Marie Le Pen, wiec euroentuzjaści odetchnęli. Ale już obecnie widać, że wyciągnięty niczym królik z kapelusza Emmanuel Macon jest jeszcze bardziej nieudolny niż jego poprzednik, Hollande, i nawet jego żona ma dość jego błędów. Istnieje spora szansa, że tak bardzo zniechęci on do siebie Francuzów, że jednak sięgną po Le Pen, a ta przecież zapowiedziała referendum w sprawie wyjścia Francji z UE.

Ktoś powie, że Francji za bardzo UE się opłaca, aby z niej zrezygnować. Ale ten ktoś zapomina, że opłacalność nie jest jedynym kryterium podejmowania decyzji przez Francuzów, czego najlepszym przykładem było wyjście tego kraju z NATO, ruch dość idiotyczny. Poza tym widać już, że UE nie spełnia swojej podstawowej funkcji, a więc takiego związania Niemiec, aby uniemożliwić im zdominowania kontynentu. Niemcy przejęły projekt UE, co wielu Francuzom może się nie podobać tak bardzo jak Brytyjczykom.

Oczywiście, problemem jest euro, waluta używana przez Francję. Dlatego, paradoksalnie, uważam, że wyjście Francji z UE, choć możliwe, jest mniej prawdopodobne niż… niemiecki Ausgang.

Tak, to nie jest błąd i nie jest to pomyłka. Myślę, że w ciągu kilku lat u naszych zachodnich sąsiadów pojawi się pomysł wyjścia z UE. I to mimo oczywistych korzyści, jakie Niemcom daje UE i wspólna waluta. A wszystko przez głupią propagandę niemieckich mediów.

Generalnie jest tak, że postrzegamy Niemcy jako bardzo bogaty i bardzo potężny kraj. Jednak nieco inaczej wygląda to od środka. Otóż Niemcy tak naprawdę nie są wcale zachwyceni stanem swojego kraju. O bezpieczeństwie i systemie politycznym pisałem w innym miejscu. Tutaj skupię się choćby na tym, że przynajmniej część Niemiec ma gorsza infrastrukturę telekomunikacyjną niż Polska. Coraz częściej pojawiają się porównania niemieckich autostrad do polskich – ale porównania niekorzystne dla Niemiec!

O wiele bardziej dotkliwe jest jednak co innego – Niemcy zaczynają się bać o swoją starość. Jeszcze do niedawna niemiecki emeryt kojarzył się nam z kimś zamożnym, kogo stać na wycieczki, ale teraz pojawia się coraz więcej informacji o emerytach, którzy wyprowadzają się z Niemiec, bo nie stać ich na życie we własnym kraju. I ten problem będzie narastał, bo duża część Niemców nie ma szans na dobrą pracę.

Oficjalnie bezrobocie w Niemczech jest niskie, ale w tej najbogatszej gospodarce UE w grudniu 2018 r. blisko 6 mln osób brało zasiłek Hartz IV, połączenie zasiłku dla bezrobotnych i świadczenia socjalnego. Z grubsza polega to na tym, że jeśli ktoś nie ma pracy lub ma pracę ale zbyt nisko płatną lub na ułamek etatu, otrzymuje świadczenie Hartz IV. I choć ok. 1/3 z tej grupy to obcokrajowcy, to jednak nadal liczba osób bez pracy lub nisko opłacanych robi wrażenie. Zwłaszcza z punktu widzenia kogoś, kto chce wygrać wybory.

Widać, że system polityczny Niemiec się rozpada, a jego odbudowa – co pokazuje przykład Francji – może potrwać wiele lat. Jest mało prawdopodobne, aby nie pojawiło się ugrupowanie, które nie zechce wykorzystać wyborców pobierających zasiłek oraz tych, których od sięgnięcia po zasiłek dzieli niewiele. Myślę, że w ciągu paru lat ktoś postanowi zadać pytanie, dlaczego w tak superbogatym państwie tak dużo osób pracuje na śmieciówkach lub za niskie stawki. A odpowiedź jest już teraz doskonale znana.

Otóż Niemcom od lat wmawia się, że to oni finansują Unię Europejską. Wystarczy przypomnieć kampanię, jaką rozpętały niemieckie media w czasie, kiedy Berlin zdecydował o rzucenie Grecji na kolana. Wtedy mówiło się, że niemiecki podatnik nie może w nieskończoność pomagać leniwemu południu. Obecnie nadal panuje podobna opinia o Grecji, ale trwa jeszcze nagonka na Włochy, a także na nasz region, czyli na Polskę i Węgry, gdzie według niemieckich mediów panuje dyktatura i pożera się homoseksualistów.

A więc ziarna już zostały zasiane, teraz tylko czekać, aż pojawia się chętny, by to zboże zebrać. W ciągu paru lat na pewno ktoś rzuci pomysł, aby pieniądze przeznaczana na leniwych Greków, rozrzutnych Włochów czy dzikich Polaków przeznaczyć na potrzeby Niemców. Mało tego – każdy doskonale wie, że wystąpienie Niemiec ze strefy euro i powrót do marki zwiększyłoby wartość tej ostatniej. Niemcy znowu mieliby swoją ukochaną walutę, dzięki której znowu byłoby ich stać na wszystko.

Oczywiście, pojawiłby się problem, jak rozwiązać problem poddostawców niemieckich firm, ulokowanych w naszym regionie Europy, ale to dałoby się załatwić hasłem odbudowy niemieckiego przemysłu (przypominam, że hasło „reindustrializacji” podniósł prezydent Barack Obama, ale – jak to zwykle się działo w jego przypadku – bez sukcesu). Przez parę lat to by jako tako działało, a w tym czasie udałoby się ułożyć relacje z państwami, z których ci poddostawcy pochodzą, oczywiście w sposób asymetryczny, aby nadal ich obywatele pracowali na pensje dla Niemców. Przypomnę bowiem, że Niemcy zaczęli inwestować w Polskę na długo, nim weszliśmy do UE.

Myślę, że ryzyko niemieckiego Ausgangu będzie rosło mocno wtedy, kiedy pojawi się spowolnienie gospodarcze. To najbliższe wydaje się stosunkowo łagodne, ale może się wkrótce zaostrzyć, bo dane zaskakują in minus. Jak wiadomo zaś, im gorsza sytuacja finansowa ludzi, tym większa jest skłonność ich do radykalnych ruchów. Zwłaszcza, jeśli nałoży się na to kryzys polityczny. A Angela Merkel zadbała, aby przez najbliższe lata kryzys polityczny w Niemczech był permanentny.

A u nas – o dziwo – Unia Europejska może przetrwać. Mamy bowiem to, czego już nie mają kraje zachodniej Europy, mianowicie świadomość zagrożenia ze strony Rosji. I poczucie, że tylko wspólnie będziemy w stanie nad tym zagrożeniem zapanować.

Powiązane tematy

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych