Cześć i godność w oczach polskiego MSZ czyli antypolonizm bez konsekwencji
Są tacy dla których minister Sikorski wypowiadając się z mównicy sejmowej na temat zbrodni wołyńskiej pokazał majstersztyk umiejętności dyplomatycznych, bo tego wymaga polityka. Zdaniem innych – troska o dobre stosunki międzynarodowe i wsparcie Ukrainy wyraźnie widać bardziej leżą na sercu polskiego ministra niż pamięć o wymordowanych rodakach.
Już wiemy że burdę na plaży wszczęli Meksykanie, ale polski rząd z góry na wszelki wypadek uderzył się w pierś, nie swoją zresztą a tzw. „kiboli”. Polskich obywateli - inaczej mówiąc, zwymyślając ich i obrażając przy tej okazji. A przepraszając wszystkich innych, bo etykieta tak każe. Za to obrzydliwym brakiem dyplomacji wykazały się władze meksykańskie broniąc swoich.
Bywalcy europejskich salonów z pewnością popierają 300-tysięczny wydatek polskiego MSZ na fotele i krzesła. Design się kłania, jest potrzeba – znajdą się pieniądze. Ale znajdą się tacy, którzy spytają: dlaczego są środki finansowe na meble, a nie ma ich na sprawy ważne!?
Jakiś czas temu w MSZ powstał program Polityki Historycznej. Wydawało się wtedy, że polskie ministerstwo wreszcie zrobi coś dla Polski. Przez różne przepychanki personalne doszło do zwolnienia osób odpowiedzialnych i zaangażowanych w ten program. A wraz z ich zniknięciem, padła cała inicjatywa. Czy zabrakło pieniędzy czy tak miało być od początku, że niewygodny i niepasujący do linii ideowej ministerstwa program miał być od początku utrącony?
Nie ma się więc chyba co dziwić bezczelności zagranicznych mediów, które bezkarnie pozwalają sobie o Polsce pisać źle – nawet nie fatygując się o weryfikację czy są to oskarżenia prawdziwe czy zupełnie absurdalne. Departament Polityki Historycznej miał mieć na oku takie sytuacje i w imieniu polskich obywateli występować w obronie dobrego imienia Polski. Dziś jest tak, że walkę o cześć własnego kraju Polak musi stoczyć samotnie, bez wsparcia ze strony własnego państwa, a nawet na konto tego państwa ponosząc duże koszty.
Jakie są to wydatki, jak wygląda procedura i co do dziś udało się w tej sprawie wywalczyć a co jeszcze przed nami - opowiada mecenas Lech Obara, zaangażowany od lat w prowadzenie takich spraw z ramienia Stowarzyszenia Patria Nostra.
- Panie mecenasie, kogo jeszcze obchodzi, gdy za granicą pisze się o naszej Ojczyźnie źle, kłamliwie? Normą jest brak reakcji ze strony polskich władz czy tzw. autorytetów. Kim są ludzie, których to boli, i to na tyle by rozważać wejście na drogę sądową w obronie czci własnego kraju?
- Dostaję dużo listów, dużo maili. Piszą je ludzie dotknięci krzywdzącymi słowami. Złe słowa zawsze ranią, natomiast kiedy są one niezasłużone, niesprawiedliwe dotykają jeszcze bardziej. Padają nieraz pytania o możliwość złożenia pozwu grupowego. Niestety w tym przypadku nie ma takiej opcji. Ustawa o pozwach grupowych wyłączyła dobra osobiste, a więc roszczenia o naruszenie czci i godności z możliwości dochodzenia ich w ten sposób. Zbiorowy pozew pozwalałby podzielić koszty na większą ilość uczestników. Zgłaszają się do nas także prawnicy. Podobnie jak nasza kancelaria chcą pomagać pokrzywdzonym bezpłatnie. My w tej chwili prowadzimy cztery takie sprawy, ale jesteśmy otwarci na wspieranie kolejnych takich inicjatyw. Każdemu z Państwa, którzy szukają wsparcia nasze Stowarzyszenie udzieli pomocy. I wszystkim prawnikom potrzebującym konsultacji – także pomagamy. Muszą jednak liczyć się z dużymi kosztami.
- I tu dochodzimy do sedna sprawy. Czy koszty, które trzeba ponieść bywają przyczyną rezygnacji z tej walki? Za co i ile musimy zapłacić?
- Niestety. Przeciętnego Polaka po prostu nie stać już na te pierwsze wydatki: 1200 zł opłat sądowych, do tego koszty tłumaczeń ( w tysiącach złotych), biegłych (także czterocyfrowe), dojazdy, wyjazdy do sądu. Wszystkie te wydatki są po stronie osoby wszczynającej postępowanie. Ustawa o kosztach sądowych w sprawach cywilnych w artykule 102 mówi:
„zwolnienia z kosztów może domagać się osoba fizyczna, która złoży oświadczenie, z którego wynika, że nie jest w stanie ich ponieść bez uszczerbku utrzymania koniecznego dla siebie i rodziny”
oraz cały plik przeróżnych dokumentów. Oczywiście w przypadku wygranej sąd zasądza zwrot poniesionych kosztów, ale procesy ciągną się przecież latami. Jeśli poza dochodzeniem zakazu używania w przyszłości konkretnych określeń (600 zł) i publikacją przeprosin (600 zł) będziemy starać się o zadośćuczynienie – wpłacić musimy 5% wartości żądanego roszczenia. W przypadku sprawy z powództwa Zbigniewa Osewskiego przeciwko Axel Springer Aktiengesellschaft z siedzibą w Berlinie stało się tak, że został on zwolniony z tych opłat jako rencista, inaczej musiałby zapłacić 25 tys. zł (5% od 500 tys. zł na cel społeczny). Często jednak niedoszły powód czuje się upokorzony całą procedurą proszenia państwa o umorzenie tych opłat i rezygnuje. Kiedy zeznawał redaktor naczelny Die Welt – wiązało się to z koniecznością wyjazdu do Berlina. Pan Osewski nie pojechał z przyczyn finansowych, a długo walczyliśmy o to, by przesłuchanie ze względu na niego odbywało się w Polsce, aby mógł w nim uczestniczyć. Wtedy nie udało się.
- Nie odpuściliście jednak i teraz sprawy mogą się toczyć już na terenie Polski. Jakie są dalsze cele?
- Tak, udało nam się wywalczyć jedną bardzo istotną rzecz, dla wszystkich którzy się zdecydują składać pozwy i ponosić związane z tym koszty: nie musimy już jeździć za granicę. Postanowienie Sądu Apelacyjnego w Warszawie z 27.10 2010 r. mówi:
„pozew przeciwko wydawcy publikacji o naruszenie dóbr osobistych i wywołaniem tym naruszeniem szkody może być wytoczony przez sąd Państwa Członkowskiego, w którym siedzibę ma wydawca publikacji i ten sąd będzie właściwy do orzekania w sprawie naprawy całości szkód wynikających z naruszenia dóbr osobistych, albo przed sąd każdego z Państw Członkowskich, w których publikacja była rozpowszechniania i gdzie zdaniem powoda jego dobra osobiste zostały naruszone, jednakże ten sąd będzie właściwy do rozpoznawania tej tylko szkody, jaka została spowodowana w tym Państwie.”
Wciąż krążymy po nowym nieznanym jeszcze terenie, wydeptujemy nowe ścieżki. Kodeks cywilny mówi: „cześć i godność”. To wszyscy rozumiemy: godność człowieka, kobiety, zawodowa… My jako kancelaria mamy już pewne doświadczenie w tym obszarze. Już raz kiedyś udało nam się przekonać sąd do ochrony godności pracowniczej – prawa człowieka, do godnych warunków pracy (sprawa „Biedronki” w 2009 roku). Skoro istnieje godność człowieka jako pracownika, dlaczego nie może być godność człowieka jako obywatela, jako osoby silnie związanej z historią swojego kraju, z dumą
z tradycją?!
- Skoro walczycie w imieniu nas wszystkich obywateli polskich – tak naprawdę walczycie w imieniu państwa. Żeby nie powiedzieć – w zastępstwie państwa … Jak to się dzieje, że to państwo, które wyręczacie bierze jeszcze haracz w postaci tych wszystkich opłat, jakie Pan wymienił?
- Bądźmy precyzyjni. W konkretnych procesach, czy to przeciw Die Welt, Focus, czy zapewne niebawem ZDF, walczymy o interes i dobro jednostki, osoby prywatnej. Domagamy się uznania potrzeby ochrony osoby prywatnej przed skutkami wypowiedzi zagranicznych mediów fałszujących historię Polski. Opłaty sądowe są normalnym następstwem wszczęcia procesu. Niestety, skorzystać ze zwolnienia z opłat można powołując się tylko na brak środków do życia, a nie wagą społeczną sprawy. Rzecz w tym, że procesów tych nie powinno być w ogóle. Spójna i skuteczna polityka historyczna Polski, wolna od tzw. „politycznej poprawności”, która ostatnimi czasy przeważa nad potrzebą dbałości o prawdę historyczną, prawdopodobnie wyeliminowałaby lub zminimalizowałaby poczucie krzywdy takich osób jak Zbigniew Osewski, Janina Luberda-Zapaśnik czy Karol Tendera, którzy muszą domagać się prawnej ochrony swoich dóbr osobistych. W ubiegłym roku MSZ według naszej wiedzy wypracował koncepcję polityki historycznej, jednakże wraz z odejściem z MSZ jej autorów, nie dostrzegamy kontynuacji ich pracy. Przystąpienie Prokuratury Okręgowej do sprawy pana Zbigniewa Osewskiego przeciwko wydawcy Die Welt, a także organizowanie przez MSZ konferencji, sygnalizują zmianę stosunku państwa do tych spraw. Mamy jednak nadzieję, że za nimi pójdą działania programowe wpisane w ogólną politykę wizerunkową Polski.