"Nie było mowy o ryzyku" - rozmowa z klientem, który pozwał bank za kredyt we frankach
Z panem Tomaszem Sadlikiem, pisarzem i tłumaczem, pierwszym klientem w Polsce, który wystąpił przeciwko bankowi na drogę sądową o unieważnienie kredytu hipotecznego denominowanego we franku szwajcarskim, rozmawia Rafał Zaza
- Kto wypowiedział umowę kredytową. Pan czy bank? I dlaczego? Jak to się stało, że zabiegacie o unieważnienie umowy kredytowej?
- To bank wypowiedział kredyt. Przestałem spłacać raty, nie było zgody na restrukturyzację długu, umowa po konsultacjach okazała się zarówno w treści (np. zapis o tym, że zasięgnęliśmy porady lingwistycznej (sic!) przed podpisaniem) jak i w intencjach oszustwem ze strony pracownika banku i samego banku.
- Zdecydował się Pan wystąpić na drogę sądową przeciwko Raiffeisen Bankowi. Banki zatrudniają sztaby dobrych prawników. Jakie argumenty mają zdecydować o wygranej z bankiem?
- Opieramy szansę na wygraną na argumentach podobnych do tych, na podstawie których Sąd Najwyższy we Francji anulował takie umowy i na kilku innych przesłankach: złym doradztwie, niedoinformowaniu klienta, nadużyciu dominującej pozycji banku, niedotrzymaniu warunków umowy przez niewypłacenie środków za remont lokalu i wykazaniu innych wadliwych zapisów w umowie .
- Jakie w Pana opinii istotne dla kredytobiorcy informacje nie zostały zawarte w umowie?
- Na przykład o wielkości ryzyka, o tym, że LIBOR to oszustwo bankierów z City (trwają
sprawy sądowe) mające na celu wyłudzenie pieniędzy od kredytobiorców.
- Twierdzicie w pozwie, że podpisanie umowy kredytowej z pracownikiem banku odbywało się pod presją czasu. Dlaczego zatem nie optował Pan za tym, żeby otrzymać projekt umowy i zapoznać się z nim w spokoju, np. w domu?
- W 2007 roku rozmawialiśmy z profesjonalistą z solidnego, międzynarodowego banku, który otrzymał od nas wszystkie informacje potrzebne do określenia ryzyka..... jak się okazało - swojego. Przez cały czas mówiono, że to jest model umowy nie do negocjacji, że zawarte tam informacje pokrywają się z deklaracjami słownymi. Nie, nie działaliśmy pod presją czasu. Zaczęliśmy zastanawiać się nad wzięciem kredytu w kwietniu, a umowę podpisywaliśmy we wrześniu 2007 roku. Pracownik banku, który był motywowany wyższą premią za udzielenie kredytu we frankach niż w złotych, cały czas twierdził, ze w najgorszym razie stracimy nieruchomość. Nie było mowy o ryzyku. Tym bardziej - tak wysokim.
- Czy ten pracownik potwierdził w czynnościach wyjaśniających, że nie oferował Wam w ogóle kredytu złotowego, tylko od razu namawiał do wzięcia kredytu walutowego?
- Nie było czynności wyjaśniających. Mam dowód – maile od pracownicy banku.
- Gdy pojawił się problem ze spłatą kredytu wystąpił Pan z pisemnym wnioskiem o możliwość przedstawienia dodatkowego zabezpieczenia kredytu, czy też został poinformowany „na gębę” przez pracownicę banku, że takie dodatkowe zabezpieczenie nie jest potrzebne?
- Wszystko było „na gębę.
- Jest Pan pewny, że gdy braliście z żoną w 2007 roku ten kredyt, zmiany w regulaminach i tabelach odnośnie prowizji czy stopy oprocentowania kredytu powinny być potwierdzane aneksem do umowy kredytowej?
- Na to pytanie w tej chwili nie jestem w stanie Panu odpowiedzieć.
- Jednym z ważnych argumentów, o które oparte jest powództwo jest to, że pracownica banku nie dostarczyła Wam informacji co do oceny ryzyka kredowego i kosztów, do czego bank był zobligowany tzw. Rekomendacją S Komisji Nadzoru Finansowego.
- Bo nie dostarczyła. Pierwsza Rekomendacja S wyszła już w 2006 roku. Ponadto w tym czasie obowiązywała też rekomendacja nadzoru bankowego UE. Warto też wiedzieć, że już w 1999 r. miały miejsce pierwsze anulacje klauzul abuzywnych (zakazanych) we Francji, a kolejne w Belgii.
- Polska tzw. ustawa antyspreadowa, umożliwiająca spłatę kredytu hipotecznego w walucie, w której został on zaciągnięty, weszła w życie później, niż wziął Pan kredyt? Więc?
- Kiedy pojawiła się taka opcja, bank nas o tym nie poinformował, więc nie skorzystałem z możliwości spłat kredytu we frankach. Ale clue sprawy polega na tym, ze bank wcisnął wadliwy, oszukańczy i abuzywny produkt.
- Co chcecie uzyskać w sądzie? Jeśli przegracie, będziecie się odwoływać?
- Tak jak to zawarliśmy w pozwie, chcemy wrócić do momentu brania kredytu i przeliczyć jego wartość tak, jakby w ogóle nie było klauzuli walutowej. Jeśli zajdzie potrzeba, będziemy się odwoływać do samego końca, do Strasburga. Jednak mam nadzieję, że bank w końcu zreflektuje się i siądzie do stołu i rozwiąże problem polubownie. Tylko musieliby o tym pomyśleć w centrali banku w Austrii, jakie szkody na wizerunku już ponoszą i poniosą, jeśli zechcą przejść ze mną cały ten proces? Ja nie odpuszczę! Nawet, jeśli wygrałbym w totolotka i stać by mnie było na zapłacenie tych absurdalnych sum, których żąda bank.
--------------------------------------------------------------------------------
--------------------------------------------------------------------------------
Uwaga!
Czwarty numer miesięcznika "W Sieci Historii"z nowym dodatkiem już do nabycia w naszym sklepie wSklepiku.pl!
Polecamy!