Opinie

www.sxc.hu
www.sxc.hu

Święte krowy bankowe już nie takie święte

Rafał Zaza

Dziennikarz i publicysta ekonomiczny

  • Opublikowano: 2 grudnia 2013, 14:43

  • Powiększ tekst

Załamuje się obrona banków przed klientami skarżącymi je o niegodne praktyki. Do niedawna nietykalne instytucje finansowe przegrywają w sądach. Tym razem Sąd Najwyższy wydał przełomowy wyrok w sprawie kredytów frankowych otwierając klientom drogę do odszkodowań.

Na razie wyroki sądów poza Polską i w kraju dotyczą głównie przekrętów bankowych na walutach. W Polsce dotknęły one nie tylko przedsiębiorców, ale też wielu z kilkuset tysięcy kredytobiorców hipotecznych w walutach obcych, szczególnie we frankach szwajcarskich. Nie oznacza to, że przy kredytach złotowych, kartach czy innych usługach oferowanych przez banki nie znalazłoby się wiele nieprawidłowości i rażących uchybień. Jednak – o czym pisałem kilkakrotnie wGospodarce.pl – na niejasnych i bardzo ryzykownych produktach opartych o waluty obce, banki robiły klientów w bambuko wręcz modelowo.

Jerzy Bielewicz, prezes Stowarzyszenia „Przejrzysty rynek” nie ma wątpliwości, że wydany właśnie wyrok Sądu Najwyższego ma kapitalne znaczenie dla tzw. frankowiczów, stanowiąc milowy krok w ich rozrachunkach z pazernymi bankami.

- Można teraz pójść od sądu i uzyskać pieniądze przedtem zabrane przez bank. Do tej pory bank mógł przeliczać kredyt wypłacony po kursie niekorzystnym dla klienta, a korzystnym dla siebie posługując się tabelą kursów arbitralnie przyjętą np. przez zarząd banku – w takim duchu komentuje wyrok Jerzy Bielewicz dla Radia Wnet.

Sprawa przegrana przez banki przed Sądem Najwyższym dotyczyła kredytu hipotecznego we frankach szwajcarskich z 2006 roku. W umowie z klientem znalazły się klauzule dotyczące przeliczania wypłacanego kredytu z franków na złote oraz rozliczenia spłaty rat ze złotych na franki według tabel kursowych banku. SN orzekł, że klient banku może żądać ich unieważnienia i to z mocą wsteczną.

„Bankcentryczne” zapisy Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów (UOKiK) wpisał na listę niedozwolonych klauzul umownych, tzw. abuzywnych. Koronnym argumentem bankowców i osób myślących tak, jakby banki tego chciały, jest to, że przecież klient podpisując umowę zgodził się na zapisy dotyczące przelicznika kursowego. Tu cytowane jest zawsze słodkie przysłowie - „widziały gały, co brały”. Ale przecież nawet jak bierzemy sobie jako stałego partnera cud-człowieka nie ma żadnej gwarancji, że po kilku miesiącach wspólnego zamieszkania z doktora Jekylla nie wylezie Mr. Hyde. UOKiK zbadał sprawę bardzo dokładnie. Udowodnił, że ochrona klienta, także bankowego, nie jest tylko martwym zapisem w jego nazwie i zadaniach i wykazał, że poza czystą literą prawa istnieje jeszcze coś takiego, jak „dobre praktyki” rynkowe oraz działanie instytucji finansowych, które przedkładają klientom umowy oparte o nierównowagę stron. Niedozwolone postanowienie umowne to m.in. takie, które „nie dotyczy jednoznacznie sformułowanych głównych świadczeń stron umowy” oraz „nie zostało uzgodnione indywidulanie, konsument nie miał na nie rzeczywistego wpływu” (art. 385.1-3 Kodeksu Cywilnego).

Sprzedawcy sklepowi jak już się mylą, to „mylą się” zazwyczaj na naszą niekorzyść. Umowy zawierane przez banki i inne konglomeraty finansowe, korzystające ze swojej silnej pozycji na rynku, nader często zawierają chytrze zakamuflowane „haczyki” – w regulaminach, w postaci „gwiazdek” itp. Umowa banku z klientem powinna być tak sformułowana, by obie strony z niej skorzystały. Sytuacja typu „win-win” buduje zaufanie pomiędzy instytucją finansową i klientem, który przecież nie chce przeżywać swojej przygody z bankiem jak spotkania z mistrzem karcianej szulerki.

 

Powiązane tematy

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych