Czy 2020 będzie rokiem kryzysu w nieruchomościach?
Czy taniej to już było? A może to bańka, która pęknie w 2020 roku i czeka nas kryzys na rynku nieruchomości? Jest to całkiem prawdopodobne. Gośćmi Maksymiliana Wysockiego w Wywiadzie Gospodarczym w telewizji wPolsce.pl byli Bartosz Turek i Jarosław Jędrzyński
Mimo dużych wzrostów w branży deweloperskiej, mieszkań nadal jest mniej niż chętnych, czyli podaż nie nadąża za popytem. Rosną ceny, rosną zarobki, ale rosną również inflacja, ceny mieszkań i koszty pracy. W 2020 roku mogą pojawić się też problemy z dostępnością budowlańców. Czy taki miks wystarczy? Co może spowodować kryzys, którego część obserwatorów się boi?
Z ograniczoną podażą mieszkań byłbym raczej ostrożny, bo dane GUS-u o oddanych mieszkaniach do użytku, czy uzyskanych pozwoleniach świadczą o tym, że deweloperzy przygotowują się na kolejną falę prosperity niż na gorsze czasy – ocenia Jarosław Jędrzyński, główny analityk portalu RynekPierwotny.pl. Przychody firm deweloperskich i tak rosną
Ale! Jest szereg niekorzystnych warunków, które nałożone na siebie mogą przynieść albo głęboką korektę, albo nawet kryzys.
Są pewne warunki, które dla zainteresowanych kredytem się zaostrzają, np. coraz trudniej dostać kredyt. Jest to szczególnie problematyczne dla rodzin. Czy banki dyskryminują rodziny z dziećmi, wyliczając im mniejszą zdolność kredytową niż w przypadku singli, czy małżeństw bez dzieci? Rodziny z dziećmi mogą liczyć na znacznie niższe kwoty kredytu w porównaniu do tych bez dzieci.
Jeżeli mamy singla, to on zarabia tylko na siebie. Jeżeli mamy rodzinę, w której są dwa źródła dochodów i jeżeli dwie osoby zarabiają tylko co singiel, to jest to bardziej stabilne źródło dochodu, bo są dwa źródła dochodów, ale ten dochód rozkłada się na dwie osoby, które mają wyższe koszty utrzymania i banki to biorą pod uwagę. A jeśli dołożymy do tego jeszcze drugie i trzecie dziecko, to banki tez uwzględniają to, że rodzina ma wyższe koszty utrzymania i to wpływa na zdolność kredytową - komentuje Bartosz Turek, analityk HRE Investments.
Wymogi przy staraniu się o kredyt są coraz większe, a coraz mniejsze mogą być realne wynagrodzenia w wyniku kumulacji trendów inflacyjnych. Te oraz mniejsza zdolność kredytowa mogą być jednym z powodów kryzysu w nieruchomościach, choć nie muszą. Większym problemem kryzysogennym może być brak rąk do pracy.
Od nowego roku otwiera się granica zachodnia dla pracowników ze Wschodu. Wiadomo, że spora część obecnych robotników już siedzi na walizkach i uczy się języka niemieckiego. Może też nastąpić kumulacja wszystkich czynników, gdy z jednej strony siła nabywcza klientów spadnie, w wyniku dysproporcji między podażą a popytem drastycznie poszybują w górę ceny a jednocześnie załamie się podaż.
To może być nie tyle kryzys polegający na załamaniu popytu, ale na załamaniu podaży mieszkań, jeżeli rzeczywiście nie będzie miał kto tych mieszkań budować. – Jak najbardziej wyobrażam sobie taką sytuację, że podaż spadnie, popyt spadnie, ceny pójdą w górę, będą problemy z siłą roboczą, będą podwyżki kosztów pracy no i jeszcze koszty energii. Jest to jak najbardziej możliwe - ocenia Jarosław Jędrzyński, główny analityk portalu RynekPierwotny.pl.
ZOBACZ CAŁY PROGRAM: